środa, 19 kwietnia 2017

Finał Basket Ligi Kobiet - będzie się działo!

Już za kilkanaście godzin - w środę o godz. 18.45 w hali AWF we Wrocławiu rozpocznie się pierwszy mecz finałowy Basket Ligi Kobiet w sezonie 2016/2017! Naprzeciwko koszykarek miejscowej Ślęzy stanie broniąca tytułu mistrzowskiego Wisła Can-Pack Kraków. Czy team spod Wawelu sięgnie po prymat w krajowych rozgrywkach już po raz dwudziesty szósty? To możliwe, ale będzie dość ciężko.

 fot. Leszek Stępień / leszek-stepien.pl

W stolicy Dolnego Śląska oczekiwania są spore. Po awansie do ekstraklasy w 2014 roku Ślęza już w drugim sezonie należała do ścisłej czołówki, zdobywając po 14-letniej przerwie brązowy medal. W tym sezonie jest jeszcze lepiej - w fazie zasadniczej wrocławianki odnotowały aż 18 zwycięstw i dzięki korzystniejszemu bilansowi bezpośrednich spotkań z wiślaczkami, przystąpiły do play-off z pierwszego miejsca. Wcześniej, pod koniec stycznia, były dosłownie o włos od triumfu w Pucharze Polski, lecz w hali przy ul. Reymonta 22 po dogrywce lepsze okazały się gospodynie. Pierwsza runda play-off nie rozpoczęła się pomyślnie dla podopiecznych Arkadiusza Rusina, bowiem dość niespodziewanie musiały u siebie uznać wyższość Basketu Gdynia, dowodzonego przez Skerović i Swords. Nazajutrz zrehabilitowały się za wpadkę, a tydzień później dwukrotnie wygrały nad morzem. Półfinał to derby regionu z CCC Polkowice. Mimo, że mierzyły się drużyny z miejsc 1 i 5, nie było tutaj faworyta, a niektórzy więcej szans dawali nawet silnej personalnie ekipie z Zagłębia Miedziowego. Polkowiczanki były o krok od awansu - rywalizację otworzyły od zwycięstwa w hali AWF, a później prowadziły w serii 2-1 i mogły postawić kropkę nad "i" na swoim terenie. Wówczas zespół dowodzony przez Marosa Kovacika zderzył się jednak z defensywną ścianą liderek po sezonie zasadniczym - 17:37 do przerwy mówi wszystko. Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie i w poprzednią środę odbyło się decydujące starcie we Wrocławiu. Przez większość zawodów inicjatywa była po stronie CCC, ale nie po raz pierwszy w półfinale (wliczając opisywane przeze mnie konfrontacje krakowsko-bydgoskie), w ostatniej kwarcie doszło do sporych przetasowań. Mające 10-punktowy deficyt gospodynie wygrały ostatnie 10 minut aż 23:5, z czego 18 pkt było dziełem Marissy Kastanek. To ona w zasadzie w pojedynkę zagwarantowała Ślęzie udział w finale - po dokładnie 30-letniej przerwie!

Nic dziwnego, że wśród sympatyków żeńskiego basketu we Wrocławiu zapanowała euforia. Liczą na powtórzenie scenariusza właśnie z 1987 roku, gdy zawodniczki prowadzone przez trenera Zbigniewa Fajbusiewicza pokonały w finale (rozgrywanym wówczas w systemie dwumeczu)... Wisłę.

Czy tak się stanie? Dowiemy się w ostatnich dniach kwietnia lub w Święto Konstytucji 3 Maja. Te play-offy pokazują, że własny parkiet to w zasadzie teoretyczny przywilej. Na 28 spotkań ćwierćfinałowych i półfinałowych zespoły przyjezdne schodziły z boiska w roli triumfatorek aż 15 razy, z czego te niżej notowane siedmiokrotnie, co najmniej raz w danej rywalizacji.

Dwie bezpośrednie potyczki ligowe obu ekip miały odmienne zakończenia. 15 października 2016 roku we Wrocławiu z kompletu punktów cieszyły się podopieczne Jose Hernandeza, choć przez zdecydowaną większość meczu na prowadzeniu były miejscowe. Dopiero w końcowych minutach szala przechyliła się na korzyść krakowianek, które głównie za sprawą Eweliny Kobryn, Meighan Simmons i Hind Ben Abdelkader zwyciężyły 71:65. 7 stycznia w Krakowie doszło do rewanżu - znów od początku przewaga była po stronie Ślęzy, której grę znakomicie prowadziła Sharnee Zoll, z czego najczęściej korzystała Agnieszka Kaczmarczyk, mając jednak mocne wsparcie w kilku innych koleżankach. Tym razem dość słabo prezentujące się zawodniczki ze stolicy Małopolski nie potrafiły zdobyć się na jakąkolwiek konstruktywną odpowiedź. 16-punktowa różnica (55:71) niejako zdeterminowała poczynania tych drużyn w ostatnich ośmiu kolejkach. Po tej porażce wiślaczki niby jeszcze posiadały jedną wygraną więcej od najgroźniejszych konkurentek, lecz dotykało ich więcej problemów kadrowych i miały przed sobą trudniejszy terminarz. Powyższe okoliczności zapewne częściowo rzutowały na kolejność przed play-off.

Na temat aktualnych mistrzyń Polski pisałem już wiele razy w tym sezonie. Ostatnio częściej narzekałem na ich nierówną formę i niefrasobliwość, jaka nie przystoi teamowi grającemu w Eurolidze. Finałowe rywalki nie przechodziły takich zawirowań, chociaż także nie są doskonałym monolitem, a w ciągu kilku ostatnich tygodni fazy zasadniczej dało się zaobserwować u nich pewną zniżkę formy. Absolutną liderką jest oczywiście Zoll - to od niej zależy najwięcej, ona kreuje grę i wybiera optymalne rozwiązania na parkiecie. Podaje, penetruje, rzuca z dalszej odległości, poza tym bardzo dobrze broni. Jest numerem 1 w lidze w asystach (9,2) i przechwytach (3,1) - w obu tych elementach notuje 7najwyższe średnie w historii występów w Polsce, gdzie jest już siódmy kolejny sezon. Oczywiście, byłoby nietaktem powiedzieć, że partnerki są dla niej tłem, bo trener Rusin z lepszymi efektami niż się powszechnie spodziewano kontynuuje dzieło poprzednika - Algidrasa Paulauskasa. Wciąż jeden z najmłodszych trenerów w BLK potrafił odpowiednio poukładać wszystkie ogniwa. Nie znajdziemy tutaj superstrzelców (najwyżej w tej klasyfikacji jest Kastanek - "zaledwie" 13,5 pkt), ale są to koszykarki o wysokich umiejętnościach jak na polską ekstraklasę, dobrze uzupełniające się nawzajem, a przede wszystkim bardzo dobrze, agresywnie broniące. Ślęza traci najmniej punktów spośród wszystkich zespołów. Jakkolwiek nieco skuteczniejsza w ofensywie jest Wisła, to wiadomo nie od dziś, że ważne trofea zdobywa się defensywą.

Ta ostatnia kwestia była zapewne w ostatnim czasie przedmiotem licznych rozważań szkoleniowca Wisły Can-Pack. Czy Kobryn i spółka będą w stanie należycie zrealizować taktykę zaordynowaną przez Hernandeza, neutralizując atuty rywalek i wykorzystując ich mankamenty? To chyba jedno z podstawowych pytań, gdyż tak doświadczony trener dobrze wie, gdzie znajdują się klucze do trzech wygranych. Na tym etapie trudno o finezyjną grę. Znacznie bardziej będziemy świadkami różnych gier taktycznych. Jednak o końcowym sukcesie mogą zdecydować indywidualne szarże - takie, jak wspomniana Kastanek w piątym starciu przeciwko CCC, czy Ben Abdelkader w finale Pucharu Polski, przypomnijmy - przeciwko wrocławiankom. Istotne będzie też kilka innych spraw - czy ktoś wyłączy Zoll, która drużyna wygra walkę na tablicach, kto będzie lepszy w pojedynku podkoszowych Gidden - Greene, czy przydatna będzie Simmons, czy w pełni sił będą Morrison i Skobel, która z ekip będzie mieć mocniejsze wsparcie rezerwowych, kto lepiej wytrzyma trudy finałowych bojów pod względem fizycznym i mentalnym. Świeżość może być teoretycznie atutem pretendentek do tytułu. Co prawda musiały rozegrać pięć ciężkich bojów przeciwko stosującym jeszcze częstszą rotację polkowiczankom, ale w całym sezonie mają na koncie kilkanaście spotkań mniej niż wiślaczki, gdyż skupiły się wyłącznie na krajowych rozgrywkach. Jednak czy to w tej chwili będzie istotne? Natomiast to, komu nie zadrży ręka w ostatnich sekundach, może bezpośrednio lub "bardzo pośrednio" przesądzić o złocie. Trudno bowiem nie zakładać, że nie dojdzie do konfrontacji, w której dopiero ostatnie akcje wyłonią zwycięzcę. Oczywiście w tym miejscu bezcenne znaczenie będzie mieć również taktyka i lepsze pomysły jednego ze szkoleniowców na te newralgiczne momenty.

To tyle na teraz. Rano ruszam do Wrocławia, gdzie koszykarskich emocji na najwyższym krajowym poziomie z pewnością nie zabraknie. Będzie się działo!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz