środa, 16 listopada 2016

Reaktywacja i dymisja

Rozstanie Dariusza Wdowczyka z krakowską Wisłą nie nastąpiło w przyjaznej atmosferze. Trudno aby było inaczej, skoro trener zdecydował się rozwiązać umowę z winy klubu, który zaraz przedstawił swoją wersję, oczywiście całkiem odmienną. Nie wnikając w to, kto miał rację, kto zyska wizerunkowo, a kto straci, trzeba zauważyć, że na ul. Reymonta nie ma już człowieka, który podczas 8-miesięcznej pracy zażegnał dwa bardzo poważne kryzysy.

fot. PAP / eurosport.onet.pl

W marcu, po fatalnym nieporozumieniu, jakim była krótka kadencja Tadeusza Pawłowskiego, Wisła znalazła się w bardzo nieciekawym położeniu, zdecydowanie najgorszym w erze Tele-Foniki. Kibiców coraz mocniej nurtowało, czy ich pupilom uda się uchronić przed spadkiem. Wtedy pojawił się Wdowczyk - natchnął wiarą piłkarzy, którzy szybko przypomnieli sobie, jak zdobywa się bramki, więc szybko zadziałał efekt "nowej miotły". Dzięki kilku zwycięstwom niewiele zabrakło do znalezienia się w grupie "mistrzowskiej", ale wcześniejsze straty okazały się zbyt duże. W rywalizacji o miejsca 9-16 wiślacy okazali się najlepsi i wydawało się, że perspektywy przed kolejnym sezonem są całkiem nieźle.

Pozory mylą. Gdy Bogusław Cupiał sprzedał wszystkie udziały Wisły SA pewnemu człowiekowi, którego najsłabszą stroną okazały się brak wiarygodności i problemy z prawem, przyszłość klubu stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Ta niepewność jutra udzieliła się piłkarzom, których na pewno nie motywowały zaległości w wypłatach. Kilka razy brakowało też trochę szczęścia czy koncentracji. Siedem porażek z rzędu zwykle oznaczałoby pożegnanie z trenerem. W tym przypadku było jednak inaczej - Wdowczyk został na stanowisku, mimo że krążyły już pogłoski o złożeniu przez niego dymisji. Kiedy w międzyczasie Towarzystwo Sportowe Wisła przejęło od Jakuba Meresińskiego wszystkie akcje, sytuacja uległa poprawie, chociaż kilka ważnych spraw (np. sponsor strategiczny) jeszcze nie doczekało się rozwiązania.

Drużyna złapała drugi oddech. Nastąpiła nowa seria siedmiu meczów - tym razem bez porażki. W tym czasie dorobek "Białej Gwiazdy" powiększył się o 15 pkt, co pozwoliło awansować na 10. miejsce po rozegraniu połowy spotkań fazy zasadniczej. Poza tym, po wyjazdowym remisie w Poznaniu krakowianie mają realne szanse na awans do półfinału Pucharu Polski. Te fakty jasno wskazują na pozytywną metamorfozę. Wdowczyk wyciągnął wnioski z niepowodzeń i na nowo poskładał wszystkie elementy w dość dobrze funkcjonującą całość. To on potrafił wydobyć potencjał drzemiący w Patryku Małeckim, który tej jesieni jest bez wątpienia najlepszym zawodnikiem ekipy z ul. Reymonta i zdaniem wielu w końcu powinien otrzymać powołanie do reprezentacji. W ostatnim starciu, przeciwko Górnikowi Łęczna, hat-trickiem popisał się Rafał Boguski - kolejny człowiek, którego kariera nie potoczyła się tak, jak powinna. Również kilku innych graczy wzniosło się w ostatnich tygodniach na wyższy poziom. Gdyby ta tendencja zwyżkowa utrzymała się w następnych kolejkach, pewnie już wkrótce wiślacy zameldują się w pierwszej "ósemce".

W tej chwili rokowania nie są jednak zbyt optymistyczne. Wystarczy rzut oka na tabelę, żeby stwierdzić, iż 2-3 porażki mogą doprowadzić do znacznego pogorszenia notowań. Nie da się ukryć, że powierzenie prowadzenia zespołu do końca roku Kazimierzowi Kmiecikowi i Radosławowi Sobolewskiemu to rozwiązanie typowo awaryjne, przejściowe. Nie ujmując niczego trenerskim umiejętnościom tych dwóch ludzi niezwykle zasłużonych dla "Białej Gwiazdy", konsekwencje pożegnania z Wdowczykiem mogą okazać się nieciekawe, powodując kolejny kryzys. Aktualna sytuacja przywołuje negatywne skojarzenia - pod koniec ubiegłego roku, gdy po zwolnieniu Kazimierza Moskala tymczasowym "pierwszym" został Marcin Broniszewski, podwawelski team w czterech potyczkach nie zdobył choćby punktu. Nie chcę bawić się w czarnowidztwo i mówić, że tak samo będzie teraz i oczywiście chciałbym się mylić. Jednak nie od dziś wiadomo, ile znaczy rzetelny, doświadczony trener. Zarówno snajperskiej legendzie sprzed paru dekad, jak i liderowi środka pola, który stosunkowo niedawno miał duży wkład w kilka mistrzowskich tytułów, daleko w tej profesji do Wdowczyka, zaliczanego do czołówki polskich szkoleniowców, nawet pomimo niesławnych wydarzeń z przeszłości. Stosunkowa krótka kadencja w Wiśle jest tylko potwierdzeniem tej dobrej opinii.

Z tego punktu widzenia naprawdę szkoda, że współpracy nie udało się kontynuować do końca roku, mimo istniejących różnic zdań. Taka była decyzja samego zainteresowanego - jakkolwiek nie można dziwić się jego argumentom (o ile faktycznie wysokość zaległego wynagrodzenia uzasadnia rozwiązanie umowy), to postawił klub w trudnym położeniu. Chyba wie, że może na tym stracić pod względem PR-owym, bo przecież ewentualni pracodawcy mogą obawiać się, czy podobnie nie postąpi w przyszłości. Z drugiej strony, przekazywane przez Wdowczyka informacje dotyczące szeroko rozumianej atmosfery na ul. Reymonta nie stawiają Wisły w korzystnym świetle, co może być przestrogą dla potencjalnych następców.

O tym, kto przejmie stery na dłużej, przekonamy się niedługo. Już teraz można powiedzieć, że osiągniecie wiosną rezultatów na miarę możliwości i oczekiwań nie będzie łatwym zadaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz