środa, 17 sierpnia 2016

Ale wkoło niewesoło...

Zamiast ponownie pisać o igrzyskach, na których rzecz jasna dość dużo się dzieje, pochylę się nad tematem, który ostatnio nie daje spokoju wielu osobom nie tylko w Krakowie. Chodzi rzecz jasna o zmianę właściciela Wisły SA.

fot. radio.kielce.pl

Zmiana, jak zmiana - chciałoby się powiedzieć. Przecież to nic nowego w polskim futbolu. Jakby jednak nie patrzeć, to takiego zamieszania jeszcze nie było. Może wyjątkiem była Polonia Warszawa, która kilka lat temu po przejęciu od Józefa Wojciechowskiego przez nieodpowiedzialnego biznesmena z Katowic popadła w poważne tarapaty, skutkujące relegowaniem zespołu kilka klas niżej. Ten przypadek jest przywoływany coraz częściej przez kibiców "Białej Gwiazdy". Czy zasadnie?

Pod koniec lipca ogłoszono, że nikomu dotąd szerzej nieznany Jakub Meresiński, stojący na czele anonimowej spółki Projekt-Gmina.Pl, przejmuje należące do Bogusława Cupiała udziały Wisły SA. Od początku osoba nowego właściciela budziła kontrowersje. Kim jest? Skąd posiada majątek? Jakie ma pomysły na rozwój klubu? Wydawało się, że szybko poznamy odpowiedzi na te i inne pytania. Z Meresińskim miał współdziałać Marek Citko, który był przymierzany do funkcji dyrektora sportowego. Tak znana w futbolowym światku osoba dawała pewne gwarancje sensowności przedsięwzięcia. Świadczyć miała o tym informacja, jakoby do końca sierpnia szeregi ekipy z ul. Reymonta miało zasilić nawet pięciu nowych piłkarzy.

Szerzej swoją osobę oraz wizję pan Jakub miał przybliżyć kibicom i tzw. opinii publicznej w kolejnych dniach, lecz do tego póki co nie doszło. Podobno wraz z Citką nie chciał robić zamieszania przed potyczką z Cracovią. No to zamiast niego, mało chwalebne epizody z biografii nowego właściciela Wisły przedstawił w dniu derbów dziennikarz lokalnego portalu, skądinąd podejrzewany o przychylność klubowi z drugiej strony Błoń (jeśli nawet już je zgromadził, przyzwoitość nakazywała wstrzymać się chociaż do następnego dnia). Zrobiło się zamieszanie, na które natychmiast zareagował pełnomocnik Meresińskiego, w wydanym oświadczeniu pouczając dziennikarzy na temat konstytucyjnej zasady domniemania niewinności i grożąc procesami o zniesławienie. Trzy dni później tenże adwokat był już jednak mniej błyskotliwy, gdy ponad wszelką wątpliwość okazało się, że jego klient został skazany prawomocnym wyrokiem za sfałszowanie świadectwa ukończenia liceum i świadectwa dojrzałości. Tłumaczenia mecenasa były cokolwiek oryginalne, podobnie jak samego zainteresowanego - o niczym nie wiedział, bo nikt do niego wyroku nie wysłał, to jego prywatna sprawa...

Temat karalności 30-letniego biznesmena jest wszechobecny od przeszło tygodnia. Tym niemniej warto wspomnieć o nim z dość prostej, ale szalenie ważnej przyczyny - prawomocne skazanie za przestępstwo umyślne przeciwko wiarygodności dokumentów (w tymże rozdziale Kodeksu karnego jest umieszczony art. 270) powoduje, że zgodnie z art. 18 Kodeksu spółek handlowych Meresiński w dniu zawarcia transakcji z Cupiałem (a w zasadzie z jego córką) nie mógł być członkiem zarządu spółki. Pozostają zatem spore zastrzeżenia co do prawnej skuteczności tej umowy. To już nie jest tylko i wyłącznie prywatna sprawa nabywcy, który zdawał się nie rozumieć zamieszania wokół niego. Nie przejmował budki z lodami, tylko jeden z największych klubów w Polsce, wobec czego powinien liczyć się z zainteresowaniem i dociekliwymi pytaniami... Gdyby był znany z działalności biznesowej czy sportowej (jak np. Józef Wojciechowski, który też był zainteresowany przejęciem Wisły), nie byłoby o czym gadać. A tak - temat niejako naturalnie zaczął się rozkręcać, pytania tylko się mnożyły. Szansą dla Meresińskiego miała być planowana na ubiegły czwartek konferencja prasowa, która jednakże dzień wcześniej została odwołana.

W mediach rozeszła się pogłoska, jakoby boss Tele-Foniki zamierzał unieważnić umowę sprzedaży udziałów, co byłoby o tyle łatwiejsze, że miała ona charakter warunkowy. To był tylko jeden z tropów, jakim podążyli różnej maści dziennikarze lub inne osoby próbujące uchodzić za opiniotwórcze, wskazując, kto to zaraz nie zostanie właścicielem klubu położonego po północnej stronie Błoń. Tymczasem kilkanaście godzin temu podano do publicznej wiadomości, że wiceprezesem Wisły SA został Włoch, który był właścicielem nieistniejącej już restauracji w Częstochowie. Zapewne przyjaciel pana Jakuba, wspominającego, że dobierze sobie zaufanych ludzi... Do takich już chyba nie należy Citko, który dotąd nie został formalnie dyrektorem sportowym i wiele przemawia za tym, że były reprezentant Polski, a obecnie agent piłkarski i radny Sejmiku Podlaskiego (z ramienia PiS) nie będzie pilotować nowych transferów. Jako kandydata na to nieobsadzone stanowisko po cichu wymienia się Tomasza Hajto, tylko czy to jest jedynie zwyczajna plotka, z której nic nie wynika?

Duet Meresiński - Citko był tuż po zakończeniu poprzedniego sezonu bliski przejęcia Korony Kielce. Wówczas transakcję storpedowali miejscy radni. Później złośliwie wytykano im, że bali się trzęsienia ziemi w klubie, który stał się dobrym miejscem pracy dla ludzi związanych z władzami stolicy województwa świętokrzyskiego. Jakkolwiek by nie było, patrząc na to, co dzieje się obecnie pod Wawelem, w Kielcach mogą teraz odetchnąć. Czy te fakty nie dały do myślenia Cupiałowi i jego otoczeniu? Czy po prostu, wbrew zapowiedziom o odpowiedzialnym oddaniu w dobre ręce, nie sprzedał udziałów "pierwszemu lepszemu", który zdecyduje się wyłożyć 1 mln zł, przedstawiając stosowne gwarancje bankowe? Można spekulować, a jak było naprawdę - wie co najwyżej kilka osób...

Sytuacja Wisły jest coraz mniej ciekawa. Cztery z rzędu porażki sprawiły, że spisujący się znacznie gorzej niż wiosną podopieczni Dariusza Wdowczyka osunęli się na dno ligowej tabeli, z zapowiadanych transferów nic nie wynikło i wątpliwe, aby w ciągu najbliższych dwóch tygodni dokonał się jakiś wyraźny zwrot. Właścicielowi nie brakuje pewności siebie (udowodnił to, choćby atakując w mało elegancki sposób Zbigniewa Bońka), ale tak naprawdę jego słowa pozostają gestami bez pokrycia. Mija czas i dalej niczego nie wiadomo, nie ma na horyzoncie jednego z filarów przedsięwzięcia, za jakiego uchodził Citko, jak również obiecanych sponsorów (w ubiegłym tygodniu miały być podpisane i ogłoszone dwie umowy). Wyrok wyrokiem, zarzuty zarzutami - można powiedzieć, iż to prywatne sprawy, ale patrząc tak całkiem z ludzkiego punktu widzenia - kto uwierzy człowiekowi, który podrobił świadectwo maturalne? Taka sytuacja rażąco podważa wiarygodność nowego zarządcy Wisły. I już nie chodzi o to, co powyżej wybiłem grubszą czcionką. Są określone zasady, które pan Jakub wyraźnie ignoruje, a do takich zalicza się z pewnością dobre imię klubu, który przejął. Straty wizerunkowe z ostatnich tygodni są trudne do nadrobienia i każdy rozsądny człowiek zastanowi się co najmniej kilka razy, jeśli wejdzie na tak mało stabilny grunt. Jak to może się skończyć dla klubu, który w tym roku obchodzi 110-lecie swojego istnienia? Strach pomyśleć...

Na koniec dorzucę mniejszy kaliber - Meresiński tytułował się prawnikiem (tak przynajmniej podawały media), rzekomo ukończył "instytut prawa i administracji", nie wskazując przy tym nazwy uczelni lub miasta. Może się mylę, ale wyszukiwarka naprowadziła mnie na zaledwie jeden twór naukowy w Polsce o tej nazwie, w którym - notabene - nie ma kierunku prawo. Zapewne czepiam się szczegółów, ale jako absolwent "prawdziwego" prawa chyba nie mogę inaczej...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz