środa, 12 października 2016

Magiczny dzień

11 października chyba już zawsze będzie kojarzyć się z ważnymi zwycięstwami reprezentacji Polski w meczach eliminacji Mistrzostw Świata czy Mistrzostw Europy. Ta swoista tradycja twórczo rozwinęła się w XXI wieku. Każdy z triumfów odniesionych tego dnia w tej i poprzedniej dekadzie miał swoją wymowę - i tak naprawdę trudno wybrać ten najważniejszy, najbardziej pamiętny. Po namyśle uważam, że na to miano zasługuje wygrana 2:1 z Portugalią w 2006 roku. Dzień po dziesiątej rocznicy warto przypomnieć to wydarzenie.

fot. igol.pl

Swoisty paradoks polega na tym, że team z Półwyspu Iberyjskiego prezentował wówczas wyższe umiejętności niż dziś, gdy jest mistrzem Europy, a ekipa Adama Nawałki musiała uznać jego wyższość dopiero po rzutach karnych w ćwierćfinale tej imprezy. To nie był zespół składający się - jakby być może rzekł złośliwie pewien znany eksbramkarz - z Cristiano Ronaldo i dziesięciu koszulek. Obok CR7, który już wówczas, grając w Manchester United, należał do największych indywidualności światowej piłki, występowali zawodnicy tej miary, jak Deco, Nuno Gomes, Costinha, Ricardo Carvalho czy Nuno Valente. Przypomnieć wypada, że podopieczni charyzmatycznego Luiza Felipe Scolariego na zakończonych trzy miesiące wcześniej w Niemczech Mistrzostwach Świata zajęli czwarte miejsce, a dwa lata wcześniej zostali wicemistrzami Europy. 

Biało-czerwoni z kolei odpadli w fazie grupowej MŚ, czego skutkiem była dymisja Pawła Janasa. Eliminacje Euro 2008 pod wodzą Leo Beenhakkera rozpoczęły się od falstartu. Tylko punkt w dwóch grach u siebie (Finlandia i Serbia), a także wywalczone z dużym trudem trzy "oczka" w Kazachstanie nie uzasadniały optymizmu przed konfrontacją na Stadionie Śląskim. Tymczasem stało coś, co mało kto w ogóle brał pod uwagę (wiem to po sobie) - Polacy wznieśli się na szczyty swoich możliwości, nie dając szans swoim renomowanym rywalom. Pamiętam, że w pubie, w którym oglądałem ten mecz, z każdą minutą szydercze żarty ustępowały kolejnym słowom zachwytu. Przypuszczam, że takie przemiany były w ten wieczór powszechne.

Kto był autorem tego sukcesu? Kowalewski w bramce, Golański, Bąk, Radomski, Bronowicki w obronie, Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski, Sobolewski, Ebi Smolarek w pomocy oraz Żurawski z Rasiakiem w ataku. Na zmiany weszli Krzynówek i Matusiak.

Najlepszą ilustracją boiskowych wypadków będzie ten film umieszczony na YouTube przez Grzegorza Gila...



Ręce same składały się więc do oklasków, a CR7 i spółka mogli być zadowoleni, że nie stracili  w Chorzowie więcej bramek. Bohaterem został oczywiście Ebi. Notabene, po niezwykle udanych eliminacjach Euro 2008 jego kariera nabierała coraz większego regresu, przez co w wieku 28 lat znalazł się na peryferiach europejskiego futbolu i nie potrafił wrócił na właściwe tory. Kapitalne zawody zaliczyli także obaj boczni obrońcy, z których zwłaszcza Bronowicki nie zbliżył się nigdy do porównywalnego poziomu. W środku rządził Lewandowski, którego Leo mógł z czystym sumieniem odsunąć po wybryku podczas potyczki z Kazachstanem. Swój nieprzeciętny talent znów potwierdził 21-latek Błaszczykowski, który wówczas grał jeszcze w Wiśle, ale kilka miesięcy później podpisał już kontrakt z Borussią Dortmund. Również wszyscy pozostali zasłużyli na ogromne słowa uznania, wręcz tłamsząc pewnych siebie wybrańców Scolariego.

Ta wiktoria dała biało-czerwonym ogromne zasoby energii i wiary we własne umiejętności na dalszą część kwalifikacji. Odpowiednio selekcjonowani, motywowani i ustawiani taktycznie przez znanego holenderskiego szkoleniowca włączyli się do grona drużyn walczących o dwa pierwsze miejsca premiowane paszportami na Euro 2008. Osiągnęli swój cel, wykorzystując potknięcia innych - skądinąd nieuniknione w morderczej formule czternastu kolejek - i sami notując jeszcze tylko jedną porażkę (w Armenii, co jest ciekawostką w kontekście zmagań aktualnych kadrowiczów). Remisując 2:2 w Lizbonie polscy piłkarze potwierdzili, że rozstrzygnięcie z Chorzowa nie było przypadkiem.

Później działo się coś, co już przeszło niejako do kanonu startów polskiej reprezentacji na dużych imprezach - euforia po awansie, pompowanie balonika, nieodpowiednio wykorzystany okres przygotowań, porażka w pierwszym turniejowym spotkaniu, bój o wszystko, a ostatni już tylko praktycznie o honor. Beenhakker nie potrafił wszystkiego należycie poukładać, dochodziło do nieporozumień wewnątrz sztabu szkoleniowego. W eliminacjach Mistrzostw Świata wyniki i gra były jeszcze gorsze. Jednak 11 października 2008 roku, czyli dwa lata po ograniu Portugalii, również na Stadionie Śląskim gospodarze pokonali 2:1 Czechów, którzy mieli być najgroźniejszymi konkurentami do awansu. Gole zdobyli Paweł Brożek i Błaszczykowski. To był bez wątpienia najlepszy akcent tych fatalnych eliminacji.

Trzech ostatnich występów, rozgrywanych tego magicznego dnia na Stadionie Narodowym, nie trzeba nikomu szerzej przypominać. Tak tylko w skrócie:
  • 2014 - 2:0 z Niemcami (Milik, Mila). Pokonujemy mistrzów świata, pierwsza wygrana z Niemcami w oficjalnym meczu! Mające duży wpływ na losy eliminacji Euro 2016 spektakularne zwycięstwo, lecz przebieg zawodów dużo bardziej wyrównany niż 8 lat wcześniej z Portugalią, co absolutnie nie znaczy, że wybrańcy Nawałki triumfowali niezasłużenie. Po prostu, grając bardzo dobrze z tak klasowym rywalem trzeba mieć trochę szczęścia i wykorzystywać swoje szanse.
  • 2015 - 2:1 z Irlandią (Krychowiak, Lewandowski). Awansujemy na Euro 2016! Pisałem o tym wydarzeniu rok temu.
  • 2016 - 2:1 z Armenią (samobójcza, Lewandowski). Gatunkowo znacznie niżej od dwóch powyższych, ale ileż emocji! Kolejne potwierdzenie, że jeśli gra się słabo, prawie nic się nie układa, to absolutnie najważniejsze jest zapisać trzy punkty. O formie mało kto będzie pamiętać, a zdobyczy z tabeli eliminacji nikt nie wymaże. A takiej oczywistości, że gra się do momentu, gdy sędzia zagwiżdże po raz ostatni, już nie wypada powtarzać po raz n-ty. Podobnie jak to, kim jest i ile znaczy "Lewy".
fot. sport.pl

Jedenasty dzień października w XXI wieku to nie tylko te pięć domowych wygranych w latach 2006-2016, które z różnych powodów znajdują ważne miejsce w historii reprezentacyjnego futbolu. Nieco zapomniany sukces wywalczyli podopieczni Pawła Janasa w 2003 roku w Budapeszcie. Po dwóch golach Andrzeja Niedzielana zakończyło się - a jakże - 2:1. Pozytywny akcent na koniec eliminacji Euro 2004 nie pozwolił jednak na znalezienie się w barażach - udało się to Łotyszom, którzy pokonali pewnych już awansu Szwedów.

Tego bardzo na ogół szczęśliwego dnia zdarzyła się i jedna porażka biało-czerwonych w walce o punkty. Trzy lata temu w Charkowie Ukraina wygrała 1:0, ale nie miało to większego znaczenia. Szanse awansu na Mistrzostwa Świata w Brazylii ekipa dowodzona przez Waldemara Fornalika pogrzebała już wcześniej.

11 października 2011 roku, czyli za kadencji Franciszka Smudy, w rozegranej w Niemczech towarzyskiej próbie z Białorusią padł wynik 2:0. Kto strzelił? Ówczesne asy Borussii, czyli Błaszczykowski i Lewandowski, czyli duet, który 5 lat później przesądził o bezcennej, zwycięskiej 

Tak pół żartem, pół serio - może warto byłoby pomyśleć o jakimś upamiętnieniu tego dnia przez władze PZPN?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz