poniedziałek, 12 października 2015

Piłkarski horror z happy endem

Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że kilka godzin temu cała Polska zamarła, oczekując na to, jak zakończy się mecz biało-czerwonych z Irlandią na Stadionie Narodowym. Emocje trwały do ostatnich sekund, dlatego po ostatnim gwizdku awans smakował znakomicie!

fot. gazeta.pl

Radość wszystkich na stadionie i przed telewizorami (a także radioodbiornikami - Tomasz Zimoch znów przeszedł sam siebie!) była ogromna. Finisz eliminacji Euro 2016 w grupie D, tak jak się powszechnie spodziewano (wspominałem o tym także i ja po wrześniowych potyczkach), okazał się niesamowicie zacięty.

Czwartek w Glasgow - to był rollercoaster! Szybka bramka Lewandowskiego i wydawało się, że nasi rodacy kontrolują przebieg wydarzeń, momentami grając z rywalami w tzw. dziada. Pod koniec pierwszej połowy i po upływie kilkunastu minut drugiej role jednak się odwróciły. Szkotom wyszły dwa świetne strzały. Goście pogubili się, Adam Nawałka przeprowadził trochę dziwne zmiany, choć po części wynikające z kontuzji. Powoli gasła już wiara, jednak przyszła ta ostatnia minuta doliczonego czasu gry, skądinąd być może "wywalczona" przez młodego szkockiego kibica, który chciał sobie zrobić zdjęcie z "Lewym" i w tym celu pojawił się na murawie...


Magiczne dotknięcie snajpera Bayernu Monachium rozjaśniło dwie kwestie - awans na francuskie stadiony dawał nam remis z Irlandią, ale nie wyższy niż 1:1, a ekipa Gordona Strachana pożegnała się z marzeniami o barażu. 

Remis - jak to łatwo powiedzieć... Niby spotkanie na Stadionie Narodowym, ale presja była ogromna. Niejako odniosłem się do takiej możliwości we wrześniu, przypominając, że dokładnie od 30 lat w rozgrywkach eliminacyjnych polska reprezentacja nie znalazła się w takim położeniu. Dodatkowo team z Zielonej Wyspy nieoczekiwanie ograł w czwartek Niemców, a w naszej kadrze nie brakowało problemów. Wynikające z urazów w Glasgow absencje Milika, Rybusa i Jodłowca znacznie zawęziły selekcjonerowi pole manewru.

Nawałka kolejny raz udowodnił jednak, że jest świetnym taktykiem i motywatorem. Biało-czerwoni dobrze odczytywali zamiary rywali, którzy skupiali się na wrzutkach w pole karne, prezentując słabszą jakość stricte piłkarską. Spokojnie radziła sobie defensywa, zwłaszcza Glik i Piszczek, a Fabiański pewnie wyłapywał dośrodkowania ze stałych fragmentów gry. W środku znakomicie spisywał się Krychowiak, który dał nam prowadzenie po pomysłowo rozegranym rzucie rożnym. Goście błyskawicznie wyrównali. Czy był karny? Moim zdaniem nie! Owszem, wydaje się, że Pazdan faulował, ale przed polem karnym, ewentualnie sędzia mógł podyktować wolny pośredni z linii. Szybkie 1:1 wprowadziło nieco nerwówki, ale niesieni znakomitym dopingiem 57 tysięcy kibiców gospodarze szybko się z tego stanu otrząsnęli. 

Trzy minuty przed przerwą...


Drugą połowę chyba wszyscy zapamiętamy jako wielką wojnę nerwów. Martin O'Neill postawił wszystko na jedną kartę, wprowadzając kolejnych ofensywnych graczy, a na boisku non-stop trwała twarda walka. Irlandczycy nie przebierali w środkach, ale nie stwarzali sobie klarownych sytuacji. Może tylko raz oddali strzał w światło bramki, ale Fabiański był bardzo dobrze ustawiony. W ostatnich minutach nasi kadrowicze pokazali sporo mądrości, utrzymując piłkę daleko od swojej bramki. Końcowy gwizdek (przypomniało się słynne "kończ pan, panie Turek") i wybuch ogromnego entuzjazmu.

Truizmem będzie stwierdzenie, że nie byłoby tego sukcesu bez "Lewego". 13 goli w eliminacjach mówi samo za siebie. Jednak sam piłkarz, nawet najlepszy, meczu dla swojego zespołu nie wygra. Dlatego wielkie brawa należą się selekcjonerowi. Przyznaję - dwa lata temu nie wierzyłem, że Nawałka będzie tym człowiekiem, który udanie przeprowadzi biało-czerwonych przez misję pt. "Eliminacje Euro 2016". Zbyt dużo było niewiadomych, marny styl w towarzyskich potyczkach. Jednak gdy zaczęły się kwalifikacje, ten zespół dojrzewał. Decyzje personalne szefa narodowego teamu okazywały się trafne. Wygrana z Niemcami znacznie podbudowała Lewandowskiego i spółkę, stwarzając także pozytywną otoczkę wokół reprezentacji. Nawałka konsekwentnie realizował nakreśloną przez siebie koncepcję, doprowadzając w końcowym rozrachunku do awansu. Polska ani na chwilę nie spadła poniżej drugiego miejsca. Byłoby więc wielką niesprawiedliwością, gdyby taka sytuacja zaistniała po ostatniej serii spotkań.

Teraz jeszcze ważniejsze i trudniejsze zadanie - jak najlepszy start we francuskich finałach. Aby tak się stało, obecny selekcjoner musi nie tylko zdecydować się na najlepszych, w jego ocenie, dwudziestu trzech piłkarzy, ale także odpowiednio przygotować drużynę pod względem fizycznym. Dobrze pamiętamy, że w poprzednich imprezach z udziałem naszej kadry ta kwestia szwankowała bodajże najmocniej.

Na zakończenie mała ciekawostka. 11 października 2015 roku biało-czerwoni zapewnili sobie awans na Euro 2016. Tego samego dnia rok temu, również na Stadionie Narodowym, pokonali Niemców 2:0. Natomiast w latach 2006 i 2008 właśnie 11 października reprezentacja pod wodzą Leo Beenhakkera pokonała na chorzowskim Stadionie Śląskim wyżej notowane drużyny: Portugalię (eliminacje Euro 2008) i Czechy (eliminacje Mistrzostw Świata 2010) - w obu przypadkach po 2:1. Pora więc może ogłosić ten dzień jakimś piłkarskim świętem. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz