niedziela, 9 października 2016

"Lewy" ojcem zwycięstwa

Wczoraj biało-czerwoni kolejny raz dostarczyli wszystkim wielkich emocji i znów jakby na własne życzenie. Najważniejsze jednak, że tym razem mogli zejść z boiska w roli zwycięzców, pokonując jednego z dwóch najgroźniejszych rywali w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Rosji.

fot. PAP / radiozet.pl

Doskonale wiadomo komu zawdzięczamy 3 punkty. Robert Lewandowski zaliczył trzeci hat-trick w swojej reprezentacyjnej karierze. Można śmiało stwierdzić, że ten wyczyn miał większą wagę od poprzednich, bo wbił je zespołowi znacznie silniejszemu (wcześniej Gibraltar i Gruzja). W pierwszym przypadku znalazł się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu pola karnego i po bardzo dokładnym dośrodkowaniu Kamila Grosickiego dopełnił formalności. Później rzut karny, którego wykonanie wzbudziło nieco kontrowersji (niesłusznych zresztą) wśród Duńczyków, a tuż po przerwy popisowy wręcz rajd, zakończony strzałem tuż przy słupku, ku rozpaczy i usiłujących powstrzymać go obrońców. Jak zatem widać, "Lewy" potrafi zdobywać bramki na różne sposoby i ciągle go to nie nudzi. 

Napastnik Bayernu Monachium jest już - ex aequo z Ernestem Pohlem - na czwartym miejscu w klasyfikacji strzelców w historii reprezentacji Polski. 83 mecze i 39 bramek - ten dorobek mógł być lepszy, ale w pierwszych latach występów w biało-czerwonych barwach Lewandowski nieraz zawodził pokładane w nim nadzieje. Jeszcze "tylko" dziesięć trafień i będzie samodzielnym liderem. O ile nie wydarzy się cokolwiek nieprzewidywalnego, jeden z najlepszych obecnie napastników na świecie ma wielkie szanse na wyprzedzenie pozostającego wciąż na pierwszym miejscu Włodzimierza Lubańskiego.

Wracając do samego spotkania z Danią - no cóż, jako żywo przypomniał się scenariusz z Astany. Szczęście polegało na tym, że tym razem wybrańcy Adama Nawałki mieli w zapasie trzy gole. Tylko czy trzeba było znów doprowadzać do takiej końcówki? Ten zwrot sytuacji wziął się prawie z niczego, bo prowadzeniem 3:0 mogliśmy się nacieszyć nie dłużej niż 120 sekund, a to "dzięki" niefortunnej interwencji Kamila Glika. Można oczywiście mieć pretensje do stopera AS Monaco, ale biorąc pod uwagę jego postawę w wielu potyczkach reprezentacyjnych i klubowych, trzeba powiedzieć, że przydarzył mu się wypadek przy pracy. Ot, takie ryzyko zawodowe. Rywale poczuli jednak wiatr w żagle, który wzmógł się, gdy 20 minut później już samodzielnie wbili gola. W ostatnich fragmentach Duńczycy nie gnietli jakoś mocno, co jest też zasługą rozważnej gry biało-czerwonych, niemniej wiadomo jak to w futboli bywa - dopóki sędzia nie zagwiżdże po raz ostatni, niczego nie można być pewnym.

Niewątpliwie mocno niepokoi poważny uraz Arkadiusza Milika, który wróci na boisko najprawdopodobniej za około pół roku. Mimo wręcz seryjnego marnowania dogodnych okazji strzeleckich, ten piłkarz stanowił bardzo ważne ogniwo narodowego teamu. Czy w jego miejsce Nawałka desygnuje do składu jednego z dość dobrze spisujących się w tym sezonie napastników - Łukasza Teodorczyka lub Kamila Wilczka? Tak nakazywałaby logika, choć trudno powiedzieć, na ile selekcjoner uzna przydatność do kadry tych graczy, bo może zdecydować się na występ piątką pomocników, z Piotrem Zielińskim grającym za plecami Lewandowskiego.

Nie wątpię, że we wtorkowy wieczór biało-czerwoni dopiszą do swojego dorobku kolejne trzy "oczka". Armenia jest jedną z dwóch najsłabszych ekip w grupie, do tego wczoraj zaliczyła przed własną publicznością lanie z Rumunią (0:5). Zawsze należy jednak pamiętać, że każdy mecz jest inny i niekoniecznie musi być to spacerek. Polscy piłkarze powinni mieć zresztą tego świadomość, po tym, co wydarzyło się kilka tygodni temu w Kazachstanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz