Minęło kilka dni, emocje trochę już opadły. Tak, polscy siatkarze obronili tytuł mistrzów świata! Oni to zrobili! Coś, co przed turniejem wydawało się nierealne! Jeszcze w drugiej fazie, po porażkach w kiepskim stylu z Argentyną i Francją, gdyby ktoś powiedział, że znów zdobędą złoto, byłby uznany za - delikatnie mówiąc - hurraoptymistę czy fantastę. Nawet przed półfinałem takie stwierdzenie traktowano ze sporą rezerwą. A jednak oni znów okazali się najlepsi!
Pomijając, że cokolwiek trudniej pozostać na szczycie niż ten szczyt zdobyć, to wydarzenie jest szczególne i zaskakujące z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze - w 2014 roku Mistrzostwa Świata rozgrywano w Polsce, co z pewnością stanowiło niemały handicap dla ekipy prowadzonej przez Stephane'a Antigę. Na dodatek, francuski szkoleniowiec miał do dyspozycji tylu renomowanych graczy, że nie dało się odczuć braku Bartosza Kurka. Chociaż tutaj w grę wchodziły kwestie pozasportowe, bo wiele mówiło się o tym, że mierzący 205 cm wzrostu bombardier nie był wówczas wzorem zdyscyplinowania i jego pominięcie poprawiło atmosferę w zespole. Tym razem czempionat globu odbywał się we Włoszech i Bułgarii, zatem odpadał dość ważny atut dobrze znanych hal i ogromnego wsparcia kibiców.
Druga, jeszcze ważniejsza, przyczyna wyjątkowości tego sukcesu polega na tym, że biało-czerwoni nie byli wymieniani w gronie faworytów. Pamiętano, że rok temu Polacy zaprezentowali się wręcz tragicznie na rozgrywanych w naszym kraju Mistrzostwach Europy (o tym blamażu też napisałem wtedy kilka słów). Odpowiedzialnością za brak awansu choćby do ćwierćfinału opinia publiczna słusznie obciążyła Ferdinando De Giorgiego. Włoch nie potrafił odpowiednio przygotować swoich podopiecznych do tej imprezy, zarówno w sensie fizycznym, jak i mentalnym.
Mimo licznych sugestii, jakoby przyszedł w końcu czas na Polaka w roli selekcjonera, władze PZPS zdecydowały się powierzyć tę funkcję jedynemu branemu pod uwagę obcokrajowcowi. Po wyborze Vitala Heynena napisałem, że budowa drużyny rozpocznie się prawie od zera, dlatego nie wynik na MŚ będzie najważniejszy, a medal należałoby rozpatrywać w kategoriach cudu. Jednak - jak zastrzegłem w tym tekście - belgijski trener uważany jest za cudotwórcę...
fot. newspix.pl / onet.pl |
Pomijając, że cokolwiek trudniej pozostać na szczycie niż ten szczyt zdobyć, to wydarzenie jest szczególne i zaskakujące z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze - w 2014 roku Mistrzostwa Świata rozgrywano w Polsce, co z pewnością stanowiło niemały handicap dla ekipy prowadzonej przez Stephane'a Antigę. Na dodatek, francuski szkoleniowiec miał do dyspozycji tylu renomowanych graczy, że nie dało się odczuć braku Bartosza Kurka. Chociaż tutaj w grę wchodziły kwestie pozasportowe, bo wiele mówiło się o tym, że mierzący 205 cm wzrostu bombardier nie był wówczas wzorem zdyscyplinowania i jego pominięcie poprawiło atmosferę w zespole. Tym razem czempionat globu odbywał się we Włoszech i Bułgarii, zatem odpadał dość ważny atut dobrze znanych hal i ogromnego wsparcia kibiców.
Druga, jeszcze ważniejsza, przyczyna wyjątkowości tego sukcesu polega na tym, że biało-czerwoni nie byli wymieniani w gronie faworytów. Pamiętano, że rok temu Polacy zaprezentowali się wręcz tragicznie na rozgrywanych w naszym kraju Mistrzostwach Europy (o tym blamażu też napisałem wtedy kilka słów). Odpowiedzialnością za brak awansu choćby do ćwierćfinału opinia publiczna słusznie obciążyła Ferdinando De Giorgiego. Włoch nie potrafił odpowiednio przygotować swoich podopiecznych do tej imprezy, zarówno w sensie fizycznym, jak i mentalnym.
Mimo licznych sugestii, jakoby przyszedł w końcu czas na Polaka w roli selekcjonera, władze PZPS zdecydowały się powierzyć tę funkcję jedynemu branemu pod uwagę obcokrajowcowi. Po wyborze Vitala Heynena napisałem, że budowa drużyny rozpocznie się prawie od zera, dlatego nie wynik na MŚ będzie najważniejszy, a medal należałoby rozpatrywać w kategoriach cudu. Jednak - jak zastrzegłem w tym tekście - belgijski trener uważany jest za cudotwórcę...
Przebicie się do pierwszej "szóstki" w Lidze Narodów należało ocenić jako całkiem niezłe osiągnięcie. Analogiczny wynik w MŚ opinia publiczna odebrałaby raczej pozytywnie, ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Po komplecie zwycięstw w pierwszej fazie przyszły porażki w kiepskim stylu z Argentyną i Francją i wydawało się, że biało-czerwoni nie zrealizują tego celu. Wówczas, stojąc pod ścianą, rozegrali wyśmienite zawody przeciwko Serbii. Siatkarze z Bałkanów byli już pewni awansu, więc trochę odpuścili, lecz nawet będąc w lepszej dyspozycji tego dnia prawdopodobnie musieliby przegrać z obrońcami tytułu. Grupa w Turynie - znowu Serbia, a potem Włochy. Nie dadzą rady? Atanasijević i spółka będą żądni rewanżu, a gospodarzom pomagają ściany - tak myślałem, nie będąc w tym odosobniony. A tu takie przyjemne zaskoczenie - znów 3:0 z Serbią, choć tym razem po zaciętej walce w każdej partii. Droga do półfinału stała otworem. Wystarczyło urwać jednego seta zdeterminowanym Azzurrim. Stało się to już w premierowej partii, po bardzo pewnej grze - 25:14! Późniejszy wynik nie miał żadnego znaczenia, więc selekcjoner desygnował do gry rezerwowych, którzy przegrali 2:3. A nazajutrz czekali Amerykanie...
To spotkanie będzie wspominane jeszcze po wielu latach. Do tego momentu Jankesów zgodnie uznawano za najmocniejszą drużynę na turnieju, podkreślając ich znakomite przygotowanie fizyczne i pewność siebie. Ale Kurek i jego koledzy nie przejmowali się tym. 30-latek, którego Heynen ustawia w roli atakującego, był niemal bezbłędny, mając ogromne wsparcie w Michale Kubiaku czy Piotrze Nowakowskim. Kapitan wykazał się ogromnym hartem ducha, gdyż jeszcze tydzień wcześniej jego stan zdrowia niemal nie wyeliminował go z dalszego udziału w mistrzostwach. To prawdziwy przywódca duchowy tego zespołu. Z kolei środkowy ponownie udowodnił swoją ogromną wartość. Pozostali również spisywali się wybornie, dzięki czemu odwrócili losy konfrontacji. Zostali w grze, rozstrzygając na swoją korzyść czwartego seta. A początek tie-breaka to już prawdziwy majstersztyk! Anderson i jego koledzy byli w stanie zbliżyć się tylko na 2 punkty. Polska w finale! Tam czekała Brazylia, czyli rewanż za katowicką batalię o złoto...
Przed decydującym starciem wskazywano, że to nie jest ta Brazylia, co wtedy, bo na ławce trenerskiej nie ma już charyzmatycznego Bernardo Rezende, a na boisku kilku świetnych zawodników. No ale przecież Canarinhos wciąż stanowią niezwykle silny team, który wcześniej wyrzucił za burtę Rosję, a w półfinale nie dał żadnych szans Serbom. W finale to jednak gracze Heynena suwerennie rządzili na placu gry, nic nie robiąc sobie z tego, że czwarty dzień z rzędu rozgrywali mecz, a stawka każdego kolejnego była wyższa od poprzedniego. Jedynie w końcówkach setów robiło się mniej lub bardziej nerwowo, lecz ostatnie słowo za każdym razem należało do Polaków.
3:0 w finale Mistrzostw Świata! Czego chcieć więcej? Może tylko "Mazurka Dąbrowskiego", bo organizatorzy kompletnie zawiedli, nie odgrywając podczas ceremonii hymnu triumfatorów...
Kurek po prostu musiał zostać MVP całego turnieju! Do najlepszego składu MŚ wybrano Kubiaka, Nowakowskiego oraz Pawła Zatorskiego. Świetne przyjęcia i obrony tego ostatniego często ratowały z opresji, dodając animuszu kolegom. Heynen dokonał z tą drużyną czegoś wielkiego! Człowiek z niekwestionowanym autorytetem, stosujący niekonwencjonalne metody szkoleniowe, umiejący przekonać do swojej wizji i natchnąć wiarą w sukces. Zatrudnienie go było strzałem w "dziesiątkę".
O ile przed MŚ realnie oceniający sytuację nie liczyli na jakikolwiek medal, to w ostatnich dniach mówi się, że w najbliższych latach biało-czerwoni będą jeszcze mocniejsi. W końcu w reprezentacji Polski będzie mógł zagrać Wilfredo Leon, czyli jeden z najlepszych przyjmujących na świecie. Do kadry będzie chciał powrócić Karol Kłos, ostatniego słowa zapewne nie powiedział Mateusz Mika, a przecież po Jakubie Kochanowskim i Bartoszu Kwolku na zaistnienie w seniorskiej kadrze czekają inni mistrzowie świata juniorów. Pojawiły się już zresztą pewne sugestie, kto zostanie mistrzem świata w 2022 roku - to oczywiście daleka przyszłość, lecz jeśli przyjąć, że powinny obowiązywać dotychczasowe reguły, to... ;)
Szkoda tylko, że organizacja, różne kombinacje z regulaminem i w ogóle sam system włosko-bułgarskich mistrzostw pozostawiły głęboki niesmak. Ale to temat na inną okazję, świadczący o pewnych bolączkach tej dyscypliny sportu. Nasi siatkarze nie są jednak temu winni - oni po prostu znów zdobyli złoto!
To spotkanie będzie wspominane jeszcze po wielu latach. Do tego momentu Jankesów zgodnie uznawano za najmocniejszą drużynę na turnieju, podkreślając ich znakomite przygotowanie fizyczne i pewność siebie. Ale Kurek i jego koledzy nie przejmowali się tym. 30-latek, którego Heynen ustawia w roli atakującego, był niemal bezbłędny, mając ogromne wsparcie w Michale Kubiaku czy Piotrze Nowakowskim. Kapitan wykazał się ogromnym hartem ducha, gdyż jeszcze tydzień wcześniej jego stan zdrowia niemal nie wyeliminował go z dalszego udziału w mistrzostwach. To prawdziwy przywódca duchowy tego zespołu. Z kolei środkowy ponownie udowodnił swoją ogromną wartość. Pozostali również spisywali się wybornie, dzięki czemu odwrócili losy konfrontacji. Zostali w grze, rozstrzygając na swoją korzyść czwartego seta. A początek tie-breaka to już prawdziwy majstersztyk! Anderson i jego koledzy byli w stanie zbliżyć się tylko na 2 punkty. Polska w finale! Tam czekała Brazylia, czyli rewanż za katowicką batalię o złoto...
Przed decydującym starciem wskazywano, że to nie jest ta Brazylia, co wtedy, bo na ławce trenerskiej nie ma już charyzmatycznego Bernardo Rezende, a na boisku kilku świetnych zawodników. No ale przecież Canarinhos wciąż stanowią niezwykle silny team, który wcześniej wyrzucił za burtę Rosję, a w półfinale nie dał żadnych szans Serbom. W finale to jednak gracze Heynena suwerennie rządzili na placu gry, nic nie robiąc sobie z tego, że czwarty dzień z rzędu rozgrywali mecz, a stawka każdego kolejnego była wyższa od poprzedniego. Jedynie w końcówkach setów robiło się mniej lub bardziej nerwowo, lecz ostatnie słowo za każdym razem należało do Polaków.
fot. Kuba Atys / sport.pl |
Kurek po prostu musiał zostać MVP całego turnieju! Do najlepszego składu MŚ wybrano Kubiaka, Nowakowskiego oraz Pawła Zatorskiego. Świetne przyjęcia i obrony tego ostatniego często ratowały z opresji, dodając animuszu kolegom. Heynen dokonał z tą drużyną czegoś wielkiego! Człowiek z niekwestionowanym autorytetem, stosujący niekonwencjonalne metody szkoleniowe, umiejący przekonać do swojej wizji i natchnąć wiarą w sukces. Zatrudnienie go było strzałem w "dziesiątkę".
O ile przed MŚ realnie oceniający sytuację nie liczyli na jakikolwiek medal, to w ostatnich dniach mówi się, że w najbliższych latach biało-czerwoni będą jeszcze mocniejsi. W końcu w reprezentacji Polski będzie mógł zagrać Wilfredo Leon, czyli jeden z najlepszych przyjmujących na świecie. Do kadry będzie chciał powrócić Karol Kłos, ostatniego słowa zapewne nie powiedział Mateusz Mika, a przecież po Jakubie Kochanowskim i Bartoszu Kwolku na zaistnienie w seniorskiej kadrze czekają inni mistrzowie świata juniorów. Pojawiły się już zresztą pewne sugestie, kto zostanie mistrzem świata w 2022 roku - to oczywiście daleka przyszłość, lecz jeśli przyjąć, że powinny obowiązywać dotychczasowe reguły, to... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz