niedziela, 7 stycznia 2018

Znokautował wszystkich i przeszedł do historii

On to zrobił!!! Od kilkudziesięciu godzin tematem przewodnim w Polsce jest niesamowity sukces Kamila Stocha. Skoczek z Zębu przeszedł do historii skoków narciarskich, wygrywając w jednej edycji Turnieju Czterech Skoczni wszystkie cztery konkursy!!! Interesującym się tą dyscypliną sportu nie trzeba przypominać, że wcześniej tej sztuki dokonał jedynie Sven Hannawald, 16 lat temu.

fot. PAP

Wtedy obok polskich kibiców doceniających klasę Niemca, było wielu, których ten wyczyn cokolwiek bolał - niektórych na tyle, że podczas odbywających się dwa tygodnie później zawodów Pucharu Świata w Zakopanem zorganizowali wobec coś w rodzaju seansu nienawiści wymierzonego w Hannawalda. Na początku 2002 roku Adam Małysz szukał zgubionej formy, bo przecież nadrzędnym celem były odbywające się w lutym igrzyska w Salt Lake City.

Tym razem sytuacja jest odwrotna - nasz rodak w prestiżowym turnieju pobił wszystkich, stłamsił, nie dał żadnych szans! Bywało, że Kamil skakał w naprawdę trudnych warunkach, mógł mieć gdzieś z tyłu głowy upadek Richarda Freitaga, ale jakiekolwiek hamulce na czterech owianych legendą niemieckich i austriackich skoczniach jakby dla niego nie istniały. Imponował spokojem i odpornością psychiczną - co ważne w kontekście ostatniego konkursu, gdy niemal wszyscy wokół rozmawiali o zwycięstwie w Bischofshofen, wiążącym się z przejściem do historii. Niejako przy okazji wyprzedził swojego najgroźniejszego rywala w klasyfikacji Pucharu Świata, dzięki czemu został liderem. A jeśli chodzi o nieco szerszy horyzont - w zawodach PŚ wygrywał w sumie już 26 razy i tylko sześciu zawodników w dziejach skoków narciarskich (w tym oczywiście Małysz) może poszczycić się większymi osiągnięciami w tym zakresie.

Czy jednak tak znakomita dyspozycja nie przyszła... zbyt wcześnie i przełoży się na laury olimpijskie? Z tym jest trudna sprawa. Pamiętamy nie tylko 2002 rok, gdy Hannawald nie był tak mocny na igrzyskach, a dwóch największych faworytów pogodził niemal wówczas nieznany Simon Ammann. Podobnie działo się przy okazji innych mistrzowskich imprez. Przykłady napisali choćby nasi wielcy mistrzowie. Pomijając 2001 rok, Małysz nie błyszczał podczas TCS, a oprócz triumfu na Mistrzostwach Świata w tamtym pamiętnym sezonie, ma w kolekcji jeszcze trzy złote medale (2003, 2007). Stoch również był poza podium TCS w 2013 i 2014 roku, a kilka tygodni później zostawał najlepszym skoczkiem globu (raz na MŚ, dwa razy na IO). W poprzednim sezonie zwyciężył TCS, a na MŚ w obu indywidualnych startach nie wywalczył medalu.

Czy tym razem Kamil napisze inną historię i będzie najlepszy także w Pjongczangu? Oby, choć pamiętajmy, że to tylko sport, a wszyscy szykują szczyt formy właśnie na igrzyska, niekiedy nieco odpuszczając zmagania na przełomie roku. Rywalizacja w Korei Południowej zapowiada się więc bardzo ciekawie, a nie zapominajmy o naszych pozostałych reprezentantach oraz drużynie, która przecież rok temu zdobyła złoto na MŚ. Występ pozostałych Polaków na TCS nie wypadł tak okazale, jak 12 miesięcy temu (dla przypomnienia - tekst sprzed roku), ale 6. miejsce Dawida Kubackiego w klasyfikacji generalnej oraz pozycje w drugiej dziesiątce Piotra Żyły i Stefana Huli sprawiają, że aspiracje medalowe w "drużynówce" są w pełni uzasadnione.

Cóż więcej dodać? Trzeba czekać z niecierpliwością na luty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz