Ten dzień zapamiętamy na długo. Takiej dominacji polskich skoczków jeszcze nie było! Turniej Czterech Skoczni to przecież nie tylko wielki triumf Kamila Stocha, ale także drugie miejsce Piotra Żyły i czwarte Macieja Kota!
fot. PAP |
Biało-czerwoni udowodnili w najlepszy możliwy sposób, że w tym sezonie są znacznie silniejsi niż w poprzednim. Ważna jest tutaj właśnie liczba mnoga - to już nie tylko lider Stoch, za którym z tyłu jest mający czasem jakieś przebłyski Żyła, a jeszcze nieco dalej Kot. Teraz ten tercet należy do ścisłej czołówki światowej. Ogromny postęp jest w dużej mierze zasługą trenera Stefana Horngachera.
Przed rozpoczęciem imprezy dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi był wymieniany w gronie faworytów. Tę opinię potwierdził na niemieckich skoczniach - drugi zarówno w Oberstdorfie, jak i w Garmisch-Partenkirchen, co dało prowadzenie na półmetku w klasyfikacji generalnej. Optymizm ostygł po informacji o bolesnym upadku Kamila w próbnym skoku w Innsbrucku, stawiającym pod poważnym znakiem zapytania jego udział w zawodach. Skoczek z Zębu pokazał jednak, że jest wielkim twardzielem - wystartował, kończąc tuż za podium skrócony do jednej serii konkurs. Pozostał w ten sposób w grze o zwycięstwo w 65. edycji TCS, przed ostatnią odsłoną mając jedynie 1,7 pkt mniej od Daniela Andre Tande. Stefan Kraft tracił do tego duetu już ponad 15 pkt. Niespodziewanie czwarty w "generalce" był Żyła, skaczący dość równo (miejsca - 7, 6 i 7), a poprawiający się w kolejnych zawodach Kot plasował się na siódmej pozycji.
Co działo się w Bischofshofen - doskonale wiadomo. Jeśli ktoś tego wydarzenia nie oglądał, to zajęte przez Polaków w zawodach miejsca nr 1, 3 i 5 powinny powiedzieć mu bardzo wiele... Gdy w drugiej serii Tande fatalnie zepsuł skok (wielkie brawa za to, że Norwegowi udało się wybronić przed upadkiem), a wcześniej nie popisał się Kraft, liderem całej imprezy był Żyła. Mógł go wyprzedzić jedynie Stoch, który nie zmarnował szansy, przy okazji po raz siedemnasty wygrywając konkurs w Pucharze Świata.
Świeżo upieczony triumfator imprezy rozgrywanej w Niemczech i Austrii przeszedł już do historii, dokonując wyczynu, którego nie udało się osiągnąć Adamowi Małyszowi. Stoch jest bowiem piątym skoczkiem w dziejach, który wywalczył złote medale w indywidualnych konkursach na Igrzyskach Olimpijskich i Mistrzostwach Świata, Kryształową Kulę za triumf w całej edycji PŚ oraz zwyciężał w "generalce" TCS. Oczywiście, Adam nadal pozostaje niedościgniony w ilości sukcesów, ale nikt nie może mieć jakichkolwiek wątpliwości, że w ciągu kilku lat po zakończeniu kariery doczekał się wybitnego następcy. Zeszłosezonowe turbulencje tylko podrażniły sportową złość Kamila. Jego powrót na zwycięską ścieżkę jednoznacznie kojarzy się z powrotami na szczyt, do jakich w poprzedniej dekadzie przyzwyczaił nas Małysz. Pod okiem austriackiego szkoleniowca polska drużyna stała się silna jak nigdy, liderując w klasyfikacji Pucharu Narodów. Oprócz znakomitego tercetu, spory progres poczynili przecież Dawid Kubacki, Stefan Hula czy Jan Ziobro, regularnie punktujący w PŚ.
Co działo się w Bischofshofen - doskonale wiadomo. Jeśli ktoś tego wydarzenia nie oglądał, to zajęte przez Polaków w zawodach miejsca nr 1, 3 i 5 powinny powiedzieć mu bardzo wiele... Gdy w drugiej serii Tande fatalnie zepsuł skok (wielkie brawa za to, że Norwegowi udało się wybronić przed upadkiem), a wcześniej nie popisał się Kraft, liderem całej imprezy był Żyła. Mógł go wyprzedzić jedynie Stoch, który nie zmarnował szansy, przy okazji po raz siedemnasty wygrywając konkurs w Pucharze Świata.
fot. Reuters / sport.pl |
To wszystko może sprawić, że najważniejsza impreza sezonu, czyli MŚ w Lahti, przyniesie nam wiele radości. Po bezapelacyjnym sukcesie trzeba jednak nieco ostudzić rozgrzane głowy dziennikarzy i kibiców. Zdaję sobie sprawę, że są teraz i tacy, którzy poza złotem drużynowym w Finlandii wierzą w wyłącznie polskie podium w zawodach indywidualnych. Takie myślenie może być złudne. Nie chcę powiedzieć, że wysoka forma polskich skoczków przyszła za wcześnie. Skaczą wspaniale i trzeba wierzyć, że w podobnej dyspozycji będą na przełomie lutego i marca. Jakkolwiek TCS zawsze był uważany za prestiżowe zmagania najlepszych skoczków, to nic nie zastąpi smaku medalu na MŚ (nie mówiąc już o igrzyskach). Rywale nie śpią, przygotowując się pod kątem docelowej imprezy.
Zresztą wystarczy przypomnieć, że poza fenomenalnym sezonem 2000/2001 (to wydarzenie przypomniałem dokładnie rok temu) Małysz nigdy nie błyszczał w TCS, po ustaleniach ze sztabem szkoleniowym wykuwając najwyższą formę na luty, ewentualnie początek marca. Z jakimi efektami - doskonale pamiętamy. Podobnie działo się ze Stochem, gdy zostawał mistrzem świata i mistrzem olimpijskim - w TCS plasował się poza podium, koncentrując się na najważniejszej imprezie w sezonie. Cóż, taka strategia nie stanowiła absolutnej gwarancji sukcesu, ale nie brakowało jej racjonalności. Jednak jeśli ktoś jest mocny, to dlaczego nie może udowadniać tego kilka tygodni wcześniej? Rzecz w tym, aby ten automatyzm nie wyłączył się przed MŚ, lecz Horngacher na pewno już o to zadba. Nie może być inaczej, bo przecież za tydzień i dwa tygodnie zawody pucharowe odbędą się w Polsce.
Pewne jest, że dzięki polskim skoczkom czekają nas w najbliższym czasie ogromne emocje.
Zresztą wystarczy przypomnieć, że poza fenomenalnym sezonem 2000/2001 (to wydarzenie przypomniałem dokładnie rok temu) Małysz nigdy nie błyszczał w TCS, po ustaleniach ze sztabem szkoleniowym wykuwając najwyższą formę na luty, ewentualnie początek marca. Z jakimi efektami - doskonale pamiętamy. Podobnie działo się ze Stochem, gdy zostawał mistrzem świata i mistrzem olimpijskim - w TCS plasował się poza podium, koncentrując się na najważniejszej imprezie w sezonie. Cóż, taka strategia nie stanowiła absolutnej gwarancji sukcesu, ale nie brakowało jej racjonalności. Jednak jeśli ktoś jest mocny, to dlaczego nie może udowadniać tego kilka tygodni wcześniej? Rzecz w tym, aby ten automatyzm nie wyłączył się przed MŚ, lecz Horngacher na pewno już o to zadba. Nie może być inaczej, bo przecież za tydzień i dwa tygodnie zawody pucharowe odbędą się w Polsce.
Pewne jest, że dzięki polskim skoczkom czekają nas w najbliższym czasie ogromne emocje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz