środa, 6 stycznia 2016

15 lat temu...

Zakończony właśnie Turniej Czterech Skoczni nie był - delikatnie mówiąc - zbyt dobry dla Polaków. Zwłaszcza oczekiwania wobec Kamila Stocha były dużo większe. Czasem taki zimny prysznic jest potrzebny, bo pozwala wyciągnąć konstruktywne wnioski na przyszłość. Nie będę jednak rozwodzić się na temat obecnych niepowodzeń, lecz powędruję wstecz o 15 lat...

fot. newspix.pl / eurosport.onet.pl


Przed sezonem 2000/2001 były pewne przesłanki wskazujące na to, że po trzech fatalnych wręcz latach Adam Małysz może nawiązać do swoich wyników z lat 1995-1997, gdy dwukrotnie plasował się w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata w pierwszej dziesiątce, wygrywając w sumie trzy konkursy. Trudno jednak było przewidzieć, iż nastąpi taka eksplozja...

W inauguracyjnych zawodach Pucharu Świata w ówczesnym sezonie skoczek z Wisły nie wystartował, pomimo wygranych kwalifikacji, gdyż... został zdyskwalifikowany za zbyt długie narty. Kolejne dwa konkursy kończył poza pierwszą dziesiątką, a późniejsze imprezy pucharowe odwołano z powodu złych warunków. W końcu nadszedł 49. Turniej Czterech Skoczni...

W Oberstdorfie Małysz zaskoczył niedowiarków, zajmując 4. miejsce. W Garmisch-Partenkirchen poszło mu jeszcze lepiej - znalazł się na najniższym stopniu podium. Na półmetku prestiżowego turnieju w łącznej klasyfikacji wyprzedzał go tylko Noriaki Kasai. Za nim byli m.in. Martin Schmitt, Sven Hannawald czy Janne Ahonen. Nadspodziewanie dobra postawa 23-latka wzbudziła zainteresowanie. Zadawano jednak pytania, czy to tylko jego chwilowy przebłysk, czy też trwały postęp.

Okazało się, że Adam znajduje się kapitalnej dyspozycji, w czym niewątpliwą zasługę miał trener Apoloniusz Tajner i pozostali członkowie sztabu (fizjolog, psycholog). W Innsbrucku po raz trzeci z rzędu wygrał kwalifikacje, bijąc przy tym rekord skoczni. W samych zawodach nie miał sobie równych. Znokautował wręcz rywali - drugi po dwóch seriach Ahonen był od niego gorszy o 45 pkt! Tylko kataklizm mógł odebrać Polakowi triumf w całym turnieju, gdyż od Kasai miał prawie 40 pkt więcej w "generalce". Reszta traciła do lidera już ponad 70 pkt.

6 stycznia 2001 roku w Bischofschofen wszystko stało się jasne już po pierwszej serii. Małysz znów pofrunął najdalej, obejmując zdecydowane prowadzenie w zawodach, a Japończyk nie przebił się choćby do 30-stki. Skok w drugiej serii nie oznaczał asekuracyjnego postawienia kropki nad "i", ale stanowił dowód absolutnej dominacji na niemieckich i austriackich skoczniach. Popatrzmy (film udostępniony przez użytkownika climber7andy)...


Adam zmiażdżył wszystkich! Jako pierwszy w historii Turnieju Czterech Skoczni uzyskał ponad 1000 pkt, sumując wszystkie konkursy. Jest też jedynym do tej pory zwycięzcą tej prestiżowej imprezy, do którego rywale stracili w generalnej klasyfikacji więcej niż 100 pkt.

Wielkiej radości w naszym kraju nie było końca, zwłaszcza w jego rodzinnej Wiśle. Zaczęła się prawdziwa Małyszomania, która stała się swoistym fenomenem społecznym. Idol milionów Polaków udźwignął ciężar tej popularności prawie tak samo dobrze, jak radził sobie na skoczni.

Wielki sukces odniesiony w Święto Trzech Króli sprawił, że pojawił się... nowy król skoków narciarskich! Pamiętamy bowiem, co działo się dalej. Małysz wygrał dwa razy na "mamucie" w Harrachovie, dokąd ściągnęły pielgrzymki kibiców z biało-czerwonymi flagami. Po kolejnym triumfie zasiadł w fotelu lidera Pucharu Świata. W całym sezonie zwyciężał aż 11 razy w pucharowych zawodach, nieraz oddając nieprawdopodobne wręcz skoki, jak choćby w Willingen czy Trondheim. Już na początku marca, w trakcie Turnieju Nordyckiego, nikt nie mógł mieć choćby cienia wątpliwości, w czyje ręce powędruje Kryształowa Kula. Najważniejszy sukces Adam odniósł jednak na Mistrzostwach Świata w Lahti, gdzie zdobył złoto na średniej skoczni. Na dużym obiekcie lepszy był Schmitt.

W kolejnych sezonach skoczek z Wisły nie imponował już taką formą podczas Turnieju Czterech Skoczni, tylko raz stając na najniższym stopniu podium w "generalce" i nie wygrywając żadnego konkursu. Potrafił jednak znakomicie przygotować się do imprez docelowych - Mistrzostw Świata i Igrzysk Olimpijskich. Wiadomo, że jakkolwiek Turniej Czterech Skoczni i Puchar Świata cieszą się sporym prestiżem, to właśnie przede wszystkim laury na mistrzowskich imprezach pozwalają przejść skoczkom do historii. Nie zmienia to faktu, że spektakularna wiktoria Małysza w pierwszych dniach trzeciego tysiąclecia była wydarzeniem, które będzie jeszcze długo pamiętane.

Specyfika skoków narciarskich powoduje, że w zasadzie niemożliwe jest ciągłe odnoszenie triumfów przez wiele lat. Również polski mistrz po spektakularnych sukcesach miał gorsze sezony w swojej karierze. Udawało mu się jednak przezwyciężać mniejsze lub większe kryzysy i kilka razy powracał w znakomitym stylu na szczyt. Oby podobnie stało się w przypadku Stocha, który - notabene - już zapisał się w historii Igrzysk Olimpijskich większymi osiągnięciami (pod względem koloru medali) od swojego starszego kolegi.



1 komentarz:

  1. A nie odnosicie wrażenia, że skoki po prostu przestały budzić tyle emocji? Ze smutkiem przyznaje, że przestały mnie one interesować, mimo że w naszej kadrze nie brakuje zdolnych i młodych skoczków, jednak osiągnięcia Małysza, które przywróciły Polskę na tablicę wyników się przejadły

    OdpowiedzUsuń