Koszykarki Wisły CanPack Kraków niestety nie obroniły Pucharu Polski. W finale tej imprezy, rozegranym kilka godzin temu w Gdyni, nie miały żadnych szans w starciu z Artego Bydgoszcz, przegrywając dość wyraźnie, bo 53:77. Tym samym pierwszy cel stawiany niejako tradycyjnie przed każdym sezonem zawodniczkom klubu z ul. Reymonta nie został zrealizowany.
fot. Bartek Ziółkowski / wislacanpack.pl |
Bydgoszczanki były dziś zdecydowanie lepiej dysponowane, przeważając w każdym elemencie. Stanowiły po prostu dobrze rozumiejący się i skutecznie grający zespół, a ich liderką była Julie McBride, która zanotowała 25 pkt i 10 asyst. Zasłużenie została wybrana MVP finału, a trzeba dodać, że równie wysoki poziom pokazała w sobotnim półfinale przeciwko CCC Polkowice, wygranym 77:68. Droga podopiecznych Tomasza Herkta do tego sukcesu, notabene wywalczonego po raz pierwszy w historii klubu, była wyjątkowo trudna, bo w piątek zmierzyły się ze Ślęzą Wrocław, pokonując aktualne mistrzynie Polski 93:80. Ogranie w ciągu trzech dni wszystkich medalistek poprzedniego sezonu Basket Ligi Kobiet musi budzić uznanie, jasno sugerując, że zajmująca obecnie drugie miejsce w ligowej tabeli ekipa znad Brdy będzie poważnie liczyć się wiosną w batalii o tytuł mistrzowski.
Natomiast drużyna prowadzona przez Krzysztofa Szewczyka stoczyła niezwykle ciężki bój w półfinale z Basketem 90 Gdynia. Długo nic nie wskazywało na to, że końcówka będzie mieć tak dramatyczny przebieg. Do przerwy zawodniczki z Białą Gwiazdą na koszulkach imponowały skutecznością, prowadząc 51:39. Po zmianie stron powiększyły nawet tę przewagę - w 27 min. było już 62:43. Chyba jednak uwierzyły wtedy, że mecz jest już rozstrzygnięty. Zaczęły razić nieskutecznością, co było też skutkiem lepszej obrony rywalek. Różnica zmniejszała się z każdą minutą, aż na niespełna 4 sek. przed zakończeniem czwartej kwarty, po "trójce" Kahleah Copper tablica wyświetliła 71:71. Dogrywka! Na szczęście w dodatkowej pięciominutówce wiślaczki wykazały więcej opanowania, a dzięki trafieniu zza linii 675 cm Magdaleny Ziętary, na blisko 60 sek. przed końcową syreną, wyrobiły sobie 7-punktową nadwyżkę, ostatecznie triumfując 82:75. Najkorzystniej zaprezentowała się Cheyenne Parker, która do 18 pkt dołożyła 8 zbiórek. Leonor Rodriguez dodała 12 pkt i 5 asyst, ważną rolę odegrała też Maurita Reid (8 pkt, 8 zb., 5 as., 4 przechwyty).
Konieczność rozegrania dogrywki musiała odbić się na kondycji krakowianek. Wszystkie koszykarki z pierwszej piątki spędziły na parkiecie ponad 30 minut, a najwięcej Ziętara, bo aż 38. Znów dał o sobie znać brak wartościowych Polek, bo zastępujące na kilka minut kapitan "Białej Gwiazdy" Klaudia Niedźwiedzka i Katarzyna Suknarowska-Kaczor nie wniosły nic godnego uwagi. Artego nie ma takich problemów - tam większość rotacji stanowią polskie zawodniczki, co notabene jest ewenementem wśród klubów z czołowej "ósemki" ekstraklasy.
Wydaje się, że kluczowa była słabsza postawa Parker i Rodriguez, które zakończyły finałową potyczkę z dorobkiem - odpowiednio - 5 i 4 pkt. Nie było nikogo, kto mógłby zastąpić amerykańską środkową i hiszpańską obwodową. Dwucyfrową zdobyczą w tych zawodach zapisała się jedynie Giedre Labuckiene (11 pkt). Sam początek był jeszcze dość dobry, bo team spod Wawelu prowadził 7:0, ale szybko bydgoszczanki doprowadziły do remisu i uzyskały kilka punktów przewagi. Wiślaczki kompletnie nie miały pomysłu na odrobienie strat, które wraz z upływem czasu wzrastały. Nie pomagały time-outy ani zmiany dokonywane przez ich szkoleniowca. Zarówno w obronie, jak i w ataku to nie był ten sam zespół, do jakiego kibice przywykli w ostatnich miesiącach. Do przerwy 28:44... Później w zasadzie nic się nie zmieniło, nie nastąpił żaden zryw, szarpnięcie - tak jakby koszykarki Wisły CanPack poddały się. Efekt takiej postawy był skądinąd łatwy do przewidzenia - McBride i spółka konsekwentnie realizowały założenia nakreślone przez trenera Herkta, ze spokojem powiększając w ostatniej kwarcie punktowy dystans.
Cóż, triumfatorki Pucharu Polski w 2017 roku (dla przypomnienia - tekst napisany tuż po tamtym wydarzeniu) mocno zawiodły. Podczas długiego sezonu zdarzają się takie mecze, gdy nic nie wychodzi - szkoda, że trafił się właśnie tego dnia, w konfrontacji o to prestiżowe trofeum... Nie ma co jednak rozdzierać szat, lecz trzeba wyciągnąć wnioski i konstruktywnie spoglądać w przyszłość. Ta najbliższa to bardzo ważne spotkanie w Eurolidze. Jeśli w środę ekipa ze stolicy Małopolski zwycięży w Montpellier, a Nadieżda Orenburg przegra u siebie z walczącym o 4. miejsce w grupie Perfumerias Avenida Salamanca, w pełni realna szósta pozycja w rywalizacji grupowej, dająca - podobnie jak w zeszłym sezonie - udział w ćwierćfinale Pucharu FIBA (EuroCup). Trudno bowiem spodziewać się, aby w ostatniej serii Wisła CanPack bądź Nadieżda ograły jeden z teamów ze Stambułu.
No a najważniejsza w tym sezonie i tak jest liga. Play-off zapowiada się chyba jeszcze bardziej ekscytująco niż ten rok temu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz