W
Święto Konstytucji 3 Maja w hali AWF we Wrocławiu powody do
wielkiej fety miały koszykarki miejscowej Ślęzy wraz ze swoimi
sympatykami. Po raz drugi w historii klubu sięgnęły po tytuł
mistrzowski, w 30. rocznicę premierowego triumfu. Zawodniczki Wisły
Can-Pack musiały zatem oddać dzierżoną nieprzerwanie przez 3 lata
koronę. Cóż, tak musiało być, skoro w najważniejszym meczu
sezonu zaprezentowały się wyjątkowo słabo, nie mając
jakichkolwiek szans w starciu z naładowanymi energią i niesionymi
głośnym dopingiem wrocławiankami. Licznie przybyli z Krakowa
kibice mieli prawo poczuć zawód ich postawą. Patrząc na
całokształt, wiślaczki nie pokazały formy uprawniającej do
zdobycia złota po raz dwudziesty szósty. To zespół ze stolicy
Dolnego Śląska okazał się najbardziej stabilny, zgrany,
poukładany, ambitny, konsekwentnie dążący do wytyczonego celu. Ostatnie
spotkanie było taką swoistą kwintesencją wydarzeń, jakie
rozegrały się w trakcie poprzednich siedmiu miesięcy zmagań w
Basket Lidze Kobiet.
Z
jednej strony optymalna dyspozycja podopiecznych Arkadiusza
Rusina, z drugiej chaos ekipy prowadzonej ostatni raz
przez Jose Hernandeza. Toczona w dość szybkim
tempie pierwsza kwarta to ofensywny popis gospodyń, które zdobyły
aż 30 pkt. Świadczy to jednoznacznie negatywnie o defensywie
krakowianek. Ich dorobek w tej fazie zawodów (22 pkt) wydaje się
być przyzwoity, ale trudno pochwalić je za zespołowość. W
pierwszej połowie jedynie trzy koszykarki punktowały z gry
- Ewelina Kobryn, Hind Ben Abdelkader i Meighan Simmons. Od
początku kompletnie zawodziła Vanessa Gidden, która
zaprezentowała się o kilka klas gorzej niż w dwóch poprzednich
potyczkach. W obronie nie pierwszy już raz najsłabszym ogniwem była
Kobryn, dzięki czemu trafiała Agnieszka Kaczmarczyk (17
pkt w całym spotkaniu). Jeśli do tego dodać, że po słabszych
weekendowych występach odrodziła się Marissa
Kastanek (ogółem 24 pkt), a znakomicie w roli liderki
spisywała się bezcenna dla Ślęzy Sharnee Zoll, która
zaliczyła triple-double (12 pkt, 14 asyst, 10 zbiórek) i zasłużenie
została wybrana MVP serii finałowej, przebieg boiskowych
wydarzeń nie stanowił zaskoczenia. Tym bardziej, że Wiśle
Can-Pack nie pomógł - a wręcz pogorszył sprawę - powrót Sandry
Ygueravide po urazie odniesionym w drugim meczu finałowym.
Niczego sensownego nie wniosły również pozostałe zmienniczki. W
poczynaniach poszczególnych zawodniczek i zespołu jako całości
brak było determinacji i wiary w powodzenie, tak widocznej w sobotę
i niedzielę w hali przy ul. Reymonta 22. Podsumowaniem przewagi
drużyny w żółtych koszulkach było trafienie zza linii 675 cm w
wykonaniu Kastanek tuż przed końcem drugiej ćwiartki, po
bezmyślnie i zbyt szybko (mogły grać do końcowej syreny)
rozegranej akcji wiślaczek.
Wynik
44:29 do przerwy oznaczał, że po zmianie stron team spod Wawelu,
chcąc jeszcze mieć jakiekolwiek szanse na obronę tytułu, musiałby
rzucić na szalę dosłownie wszystko, co najlepsze. Tak się jednak
nie stało. Już pierwsze akcje pokazały, że Kobryn i spółka nie
mają recepty na zniwelowanie strat i coraz bardziej godziły się ze
swoim losem. Wrocławianki z zimną krwią dokonywały dalszej
egzekucji, wobec czego druga połowa nie przyniosła jakichkolwiek
emocji. Ostateczny rezultat, czyli 80:53, mówi wszystko...
Zanim
w pękającej w szwach hali AWF wybuchła prawdziwa euforia związana
z celebrowaniem mistrzostwa wywalczonego przez drużynę trenera Rusina, nastąpiła dekoracja srebrnych medalistek.
Kibice Wisły podziękowali zawodniczkom i trenerom za wysiłek
włożony w cały sezon.
Nie
ukrywam, że droga powrotna do Krakowa nie była dla mnie łatwa,
podobnie jak dla wielu innych sympatyków "Białej Gwiazdy".
Cóż, taki jest sport - raz się wygrywa, innym razem trzeba zejść
z boiska pokonanym. Bez wątpienia ostatnie siedem miesięcy zostanie
zapamiętanych przez wszystkich śledzących poczynania wiślackich
koszykarek jako obfitujące w szereg komplikacji. Zauważył
to Hernandez, w jednej z wypowiedzi już po powrocie z Wrocławia
stwierdzając wprost, że zakończony właśnie sezon był
najtrudniejszym z sześciu, jakie spędził pod Wawelem. Hiszpański
trener nie uchyla się od odpowiedzialności za niezrealizowanie
najważniejszego celu, wskazując na swoją winę w budowie
składu. Taka samokrytyka nie jest często spotykana w jego
branży. Hernandez podkreśla, że mocno dające o sobie znać
kontuzje nie mogą usprawiedliwiać bardzo nierównej gry.
Od siebie dodam, że na pewno sporo kosztowały go problemy związane
z okiełznaniem indywidualnej gry i podejściem mentalnym kilku pań.
Z tego powodu ciężko było stworzyć tak dobrze rozumiejącą się
i dążącą w jednym kierunku grupę zawodniczek, jak miało to
miejsce w decydujących bojach sezonu 2015/2016.
fot. Leszek Stępień / leszek-stepien.pl |
O
tym, że Hernandez odejdzie, mówiło się nieoficjalnie już od
kilku tygodni. Uwzględniając różne okoliczności, chyba nie było
innej opcji. Hiszpanowi przydałby się jakiś odpoczynek od ławki
trenerskiej, aby nabrał nieco dystansu. Widać, że ostatnie
miesiące były dla niego dość stresujące. W tym miejscu chciałbym
serdecznie podziękować Jose za pracę w Wiśle, osiągnięte
sukcesy oraz dostarczenie wielu emocji i pozytywnych wrażeń. Teraz
nie udało się, ale swojego zdania nie zmienię - to znakomity
szkoleniowiec, co jeszcze nieraz udowodni.
Kto
będzie jego następcą? Klub zapowiedział, że informacja na ten
temat ma być znana już dosłownie za kilkanaście godzin.
Nieoficjalnie mówi się o Krzysztofie Szewczyku, który
przez poprzednie trzy sezony prowadził Pszczółkę Polski-Cukier
AZS-UMCS Lublin.
W zasadzie pewne jest rozstanie z prawie wszystkimi koszykarkami zagranicznymi. Klub chciałby zatrzymać Ben Abdelkader, która z zagranicznego zaciągu zaprezentowała się najkorzystniej, ale 22-letnia rozgrywająca nie może narzekać na brak ofert. Odejście Hind byłoby sporą stratą, biorąc pod uwagę jej duży talent i chęć do pracy. Belgijka może zajść naprawdę wysoko w europejskiej koszykówce.
Odnośnie
Polek - przesądzone jest pożegnanie z trapioną
kontuzjami Małgorzatą Misiuk oraz mającą za sobą
niezły sezon Agnieszką Szott-Hejmej. Wydaje się,
że władzom klubu powinno zależeć na pozostaniu Kobryn i Magdaleny
Ziętary. Nieznana jest przyszłość Olivii
Szumełdy-Krzyckiej.
Warto kilka słów poświęcić Szott-Hejmej. Kapitan Wisły Can-Pack mocno odczuła nagonkę medialną na swoją osobę po meczu nr 4. Wówczas prasa i media społecznościowe (zwłaszcza sympatyzujące ze Ślęzą) zrobiły wiele, aby bardzo zasłużona dla polskiego basketu zawodniczka została uznana za "aktorkę", rzekomo nieuczciwymi sposobami wymuszającą przewinienia rywalek. Niestety, swoją cegiełkę dorzuciła tutaj swoim wpisem na Twitterze prezes wrocławskiego klubu, Katarzyna Ziobro-Franczak. Tego rodzaju postawa osoby pełniącej tak ważną funkcję nie powinna mieć miejsca... Dziękuję Agnieszce za te cztery lata w koszulce z Białą Gwiazdą i włożony wysiłek. Wiem, iż czuła się w Wiśle bardzo dobrze i żałuje, że stosunkowo późno tutaj trafiła. Oby zwyciężyła miłość do koszykówki i to nie był jeszcze koniec jej kariery.
Zmiany kadrowe już następują, nie tylko w szeregach 25-krotnych mistrzyń Polski. Ogłaszanie kolejnych nazwisk to kwestia najbliższych dni i tygodni. A ja postaram się wkrótce nieco podsumować sezon 2016/2017.
Aktualizacja:
w sobotę (6 maja) przed południem klub wydał oficjalny komunikat -
Krzysztof Szewczyk będzie trenerem Wisły Can-Pack w sezonie
2017/2018. Asystentem pozostanie Jordi Aragones.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz