środa, 10 maja 2017

Populizm konstytucyjny

Nie tylko z powodu wypadającej w kwietniu i maju dwudziestej rocznicy uchwalenia przez Zgromadzenie Narodowe projektu Konstytucji RP i późniejszego zatwierdzenia go przez obywateli w referendum, sporo mówi się ostatnio o tym najważniejszym akcie prawnym. Różnego rodzaju prawicowi politycy, publicyści i inni mędrcy usiłują wykazać wadliwość obecnej Ustawy Zasadniczej, wskazując na konieczność przyjęcia zupełnie nowych rozwiązań, dzięki którym wszyscy Polacy staną się szczęśliwi, zrzucając z siebie ostatnie jarzmo komunizmu...



Na początku kwietnia najważniejszy polityk najważniejszej partii rzekł, że "obowiązującą konstytucję można śmiało nazwać postkomunistyczną". Jeśli tak, to jak nazwać jego sposób myślenia w wielu sprawach i do jakiego ustroju przyrównywać praktykę sprawowania władzy, w której lider partii jest najważniejszą osobą w państwie, kierując prezydentem i rządem? Widać, że pan Jarosław ma duży sentyment do czasów swojej młodości... W zeszłym tygodniu, w Święto Konstytucji 3 Maja, przed szereg usiłował wyjść prezydent. Strojąc groteskowe miny (taka już jego uroda...), zapowiedział zorganizowanie w przyszłym roku referendum dotyczącego zagadnień konstytucyjnych - wspominał później o kilkunastu pytaniach, które miałyby bardziej charakter sondażowy. Propozycja bardzo mglista i w takiej formie niczego nie wnosząca, wręcz niepoważna. Prezydent - mający tytuł naukowy doktora prawa - chyba zapomniał, że zgodnie z art. 235 ust. 1 Konstytucji RP może zgłosić projekt ustawy o zmianie Konstytucji...

Właściwie nie ma zagadnienia, w którym politycy opcji rządzącej nie próbowaliby wmówić społeczeństwu jakiegoś dziwnego czy szkodliwego stereotypu, forsując przy okazji swoje "genialne" pomysły, będące miksem zamordyzmu, zacofania, indoktrynacji i kolesiostwa. To robi się coraz bardziej niebezpieczne. Popatrzmy na wymiar sprawiedliwości, politykę zagraniczną, edukację, armię, samorządy, media, kulturę, ochronę środowiska, służbę zdrowia, sprawy obyczajowe. Można by tak długo wymieniać... Wszędzie Kaczyński i jego zausznicy posiadają patent na nieomylność, muszą naprawiać coś, co rzekomo zostało doprowadzone do ruiny, a tak naprawdę przeprowadzają czystki personalne i wprowadzają rozwiązania ustawowe korzystne dla nich i ich grup wpływów. Parlamentarzyści PiS jak na komendę głosują za projektami ustaw, o których treści większość z nich często nie ma pojęcia, a prezydent bez mrugnięcia okiem je podpisuje. Czasem z czegoś się wycofują, ale to tylko pozory, bo przygotowują podejście z innej strony i po cichu (np. ustawa antyaborcyjna, pewnie też ustrój Warszawy i w ogóle samorządy). Nawet jeśli Andrzej Duda zdobył się na solową szarżę z referendum, to i tak prędzej czy później zamierzają majstrować przy najważniejszym akcie prawnym...

Obowiązująca Konstytucja nie jest doskonała, być może wymaga pewnych korekt, lecz niedużych.  Jej założenia są trafne, ponadczasowe. Gwarantuje wiele przywilejów, które prawica chciałaby ukrócić, zaczynając od pokazania miejsca w szeregu nie-katolikom, mniejszościom seksualnym i w ogóle wszystkim "inaczej myślącym". Pojawiające się nie tylko ze strony PiS-owców, ale też przedstawicieli Kukiz'15 zarzuty, jakoby przyjęte 20 lat temu rozwiązania ustrojowe nie przystawały do aktualnej rzeczywistości (wzmiankę o ich postkomunistycznym charakterze już łaskawie pominę) i obecnie nie sprawdzają się, zakrawają na zupełny nonsens.

Dlaczego? Nawet projekt, który zostałby stworzony przez najtęższe umysły i mający akceptację zdecydowanej większości społeczeństwa, niczego jeszcze nie gwarantuje. Określone normy są zapisane na papierze, a stosują je ludzie - wszystko zależy od ich postawy, prawdziwych zamiarów, stosunku do praworządności, stosowania przepisów zgodnie z ich wykładnią i szeroko rozumianym "duchem", w sposób cywilizowany, bez naginania (takim jest choćby uznanie, że na gruncie Konstytucji prezydentowi wolno więcej niż wynika to z jej brzmienia). Inaczej może dochodzić do różnych patologii, wykorzystywania określonych przepisów dla partykularnych interesów, zawłaszczania państwa i dewastacji jego demokratycznych fundamentów. Jak z zapałkami, które użyte przez jakiegoś delikwenta niezgodnie z przeznaczeniem, mogą spowodować pożar domu, samochodu czy kawałka lasu.

Niestety, tego rodzaju delikwenci sprawują teraz władzę wykonawczą w Polsce i mają większość we władzy ustawodawczej. Chcieliby mieć jeszcze więcej, zmierzając do tego łamaniem Konstytucji i dobrych obyczajów, traktując swoich obywateli w sposób instrumentalny. To kolejny dowód na to, że w wyniku demokratycznego aktu, jakim są wybory, może powstać zagrożenie dla tego ustroju. W pełni legalnie przejąć władzę mogą ludzie, dążący do zaprowadzenia niedemokratycznych porządków, oczywiście w imię jakichś wyimaginowanych "wyższych celów". Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w USA, gdy prezydentem został zupełnie niekompetentny populista. O skutkach wyborów parlamentarnych za naszą zachodnią granicą w 1933 roku już nie wspomnę...

Prawicowi politycy, którzy twierdzą, że zapisy Konstytucji nie sprawdzają się, albo nie mają pojęcia, o czym mówią, albo usiłują omamić społeczeństwo, zwłaszcza że nie brakuje wśród nich prawników. Niech przedstawią w pełni transparentny, konkretny, dopracowany projekt Ustawy Zasadniczej, zamiast proponować jakieś dziwne referendum, z uwagi na treść pytań będące bardziej konsultacjami społecznymi, a nie wiążącym wyrażeniem woli. Skoro mają patent na wszelką mądrość, niech zapytają Polaków wprost, czy chcą, aby taki projekt stał się obowiązującym prawem, w miejsce Konstytucji z 1997 roku.

No ale nie zdecydują się na taki krok, bo przy całym swoim zaślepieniu chyba jednak mają świadomość, że nie uzyskają wystarczającego poparcia u suwerena...


1 komentarz:

  1. Świetny wpis. Prawda jest taką, że Jarosław, jedyny "pan", za wszelką cenę chce wprowadzic dyktaturę. I same pseudo reformy sądownictwa i innych obszarów funkcjonowania całego państwa to znacznie za mało. Aby móc wprowadzić dyktaturę trzeba mieć dobrze napisaną konstytucję, a aktualna na takie samowolki nie pozwala. Najbardziej śmieszy mnie jak prezes wmawia społeczeństwu, że ustraciliśmy podmiotowość....zastanawiam się na rzecz czego lub kogo?! Partia panów uważa, że zabiera nam ją Unia oraz Merkel...w dosyć zabawny sposób starają się ja "odzyskać ", chociażby poprzez "wygrane" głosowanie podczas wyborów Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Mam nadzieję, ze ludzie wreszcie zauważą, że to właśnie Jarosław chce pozbawiać Polski podmiotowości na rzecz samego siebie. Najwyraźniej on uważa, że Polska to on sam.

    OdpowiedzUsuń