środa, 10 czerwca 2015

Trudno o optymizm

Właśnie zakończony sezon był w wykonaniu piłkarzy krakowskiej Wisły dość podobny do poprzedniego. Najpierw zaskakiwali swoją postawą in plus, ale im dalej w las, tym pojawiało się więcej drzew...

fot. Marcin Machalski / WislaLive.pl

Realnym celem na ten sezon wydawał się być awans do europejskich pucharów, czyli zajęcie miejsca w pierwszej trójce, ewentualnie przy korzystnym układzie - nawet czwartego. Pierwsze tygodnie rozgrywek zdawały się w pełni potwierdzać te aspiracje. Wiślacy grali widowiskowo, zdobywając dużo bramek. Wywieźli m.in. wygraną ze stadionu Lecha, który na początku sezonu zaliczył typowy falstart, zakończony zaangażowaniem Macieja Skorży, co na finiszu sezonu okazało się decyzją trafioną w przysłowiową "dychę". Jeszcze po ośmiu kolejkach podopieczni Franciszka Smudy zajmowali pierwsze miejsce. Wtedy przyszła jednak porażka 0:3 w konfrontacji na szczycie z Legią, na wypełnionym po brzegi obiekcie przy ul. Reymonta, tydzień później pechowa porażka (stracony gol w przedłużonym czasie gry!) w derbach. Zamiast przełamania, nastąpił zimny prysznic - 0:2 u siebie z Jagiellonią, nadspodziewanie dobrze spisującą się pod wodzą Michała Probierza, czyli kolejnego eks-trenera "Białej Gwiazdy". Późniejsze wyniki były w miarę przyzwoite, ale bez rewelacji. Czwarte miejsce przed przerwą zimową (32 pkt w dziewiętnastu meczach) dawało jeszcze nadzieję na włączenie się nawet do walki o tytuł, choć wiadomo było, że to Legia ma największy potencjał.

Wznowienie ekstraklasy wypadło jednak wręcz katastrofalnie, bo jak inaczej można nazwać zdobycie jednego punktu w czterech spotkaniach? Wówczas władze klubu zwolniły zagubionego Smudę (kolejny raz potwierdziło się, że po przerwie zimowej jego zespoły spisują się kiepsko) i zadanie wyjścia z poważnego kryzysu powierzyły Kazimierzowi Moskalowi. W debiucie byłego piłkarza i trenera Wisły jego teamowi udało się wywieźć remis z Warszawy, co można byłoby odebrać jednoznacznie pozytywnie, gdyby nie utrata prowadzenia w doliczonym czasie gry. W rozgrywanych na stadionie im. Henryka Reymana derbach - o czym już pisałem - gospodarze udanie zrewanżowali się pogrążonej również w niemocy Cracovii. Dało się odczuć, iż nowy szkoleniowiec tchnął w zawodników nowego ducha, o czym ci chętnie mówili w wywiadach, dając przy okazji do zrozumienia, że współpraca ze Smudą w końcowym okresie nie układała się zbyt dobrze.

Za tymi pozytywami nie poszły jednak w parze późniejsze wyniki. Wiślacy awansowali do tzw. mistrzowskiej ósemki,  co jeszcze na dwie kolejki przed końcem fazy zasadniczej nie było wcale pewne, ale ogólnie w ostatnich dwunastu meczach wygrali tylko dwukrotnie. Trzy razy dali sobie odebrać zwycięstwo dosłownie w samej końcówce (dwa razy kończyło się remisem, a raz z 1:0 na 1:2), a w ostatnich trzech spotkaniach w ogóle nie potrafili umieścić piłki w siatce. Porażka w przedostatniej kolejce u siebie ze Śląskiem ostatecznie pogrzebała nadzieję na europejskie puchary. Kto wie - gdyby nie ta indolencja strzelecka, być może w niedzielę krakowianie mieliby bezpośredni wpływ na to, że nie Lech, a Legia zdobyłaby mistrzowski tytuł. Wydaje się jednak, że ekipa trenera Skorży kontrolowała przebieg wydarzeń i nie dałaby się ograć przed ponad 40-tysięczną rzeszą swoich zwolenników.

Nie można ukrywać, iż szóste miejsce nie spełnia oczekiwań kibiców Wisły. Co by nie mówić, potencjał "Białej Gwiazdy" uprawniał ten zespół do walki o podium. Na niepowodzenie złożyło się szereg przyczyn. Zawodnicy nie zawsze byli odpowiednio umotywowani, co było związane z problemami finansowymi klubu. Kilka lat temu na ul. Reymonta nie do pomyślenia były zaległości płacowe wobec futbolistów, a w ostatnim czasie taka jest brutalna rzeczywistość niedawnego krajowego giganta. Komplikacji organizacyjnych nie zażegnał nowy prezes - Robert Gaszyński. Niektórzy piłkarze mieli obniżkę formy, wyczerpała się też formuła współpracy ze Smudą. Niekiedy brakowało trochę szczęścia, choć trudno w ten sposób usprawiedliwiać w sumie znaczną liczbę straconych goli w ostatnich fragmentach meczów, przekładających się na zgubienie kilku bezcennych punktów. Można tutaj mówić raczej o braku wystarczającej koncentracji.

Jaki będzie przyszły sezon? Nie sposób przewidzieć. Odchodzi kilku graczy, mających większy czy mniejszy wpływ na wyniki, jak Semir Stlić, Łukasz Garguła, Dariusz Dudka, prawdopodobnie także Mariusz Stępiński. Szansy pokazania swoich umiejętności nie otrzyma już także Ostoja Stjepanović, który z powodu kontuzji stracił prawie cały sezon. Na ich miejsce przyjdzie zapewne kilku piłkarzy, ale czy będą w stanie dać drużynie nowy impuls, zapewniając jej miejsce w europejskich pucharach? Pomijając już, że jakość raczej spadnie, to, patrząc na kwestie organizacyjne i finansowe, niełatwo o optymizm. Bogusław Cupiał już raczej nie odkręci kurka z pieniędzmi, a bardziej można spodziewać się kolejnych cięć.

Znaczone kolejnymi sukcesami tłuste lata w historii Wisły już minęły. Czy bezpowrotnie? Trzeba wierzyć, że nie, jednak o ile nie nastąpi jakiś nieoczekiwany przełom, kolejnych kilka sezonów w najlepszym przypadku będzie kończyć się tak, jak ten miniony...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz