wtorek, 19 lutego 2019

Wyczerpany limit porażek

11 lutego doszło do zmiany na stanowisku trenera koszykarek Wisły CANPACK Kraków. Obowiązująca do końca sezonu umowa Krzysztofa Szewczyka została rozwiązana za porozumieniem stron. Jego obowiązki przejął dotychczasowy asystent - Wojciech Eljasz-Radzikowski, w sztabie pozostał też Jordi Aragones. Patrząc na dokonania zespołu w ostatnich miesiącach, to ta roszada nie dziwi. Podstawowy zarzut to dopiero 7. miejsce w Energa Basket Lidze Kobiet (w chwili rozstania dorobek wynosił 9 zwycięstw i 6 porażek). Czy jednak niespełna 34-letni szkoleniowiec, mający dotychczas doświadczenie w samodzielnej pracy jedynie na niższym poziomie rozgrywkowym (AZS Politechnika Kraków), poradzi sobie z odpowiedzialnym zadaniem, jakim jest walka o medal w krajowych zmaganiach? 

Od lewej: Krzysztof Szewczyk, Wojciech Eljasz-Radzikowski, Jordi Aragones - fot. Krzysztof Porębski / fotoporebski.pl

Trzeba zauważyć, iż notowania Szewczyka były niezbyt wysokie już w październiku, gdy w dwumeczu o prawo gry w Eurolidze jego podopieczne okazały się minimalnie słabsze od Olympiakosu Pireus (szerzej opisałem to wydarzenie w jednym z poprzednich tekstów). Powszechnie odebrano to jako spore rozczarowanie, ale jeśli później wyniki w ekstraklasie i styl gry uległyby poprawie, to zapewne nie doszłoby do zmian. Tak się nie stało. Po chwilowym przebudzeniu, jakim było wyjazdowa wygrana w starciu z silnym personalnie InvestInTheWest Enea Gorzów Wlkp., znowu przyszedł kryzys. Oczywiście, można powiedzieć, że terminarz był cokolwiek niewdzięczny, bo wskutek przeniesienia dwóch spotkań z hali przy ul. Reymonta, w grudniu team spod Wawelu wyjeżdżał kolejno do Wrocławia, Bydgoszczy, Polkowic i Torunia. Efekt - cztery porażki.  Co gorsze, wiślaczki zaprezentowały wtedy dość kiepski styl, trzykrotnie pozwalając rywalkom przejąć w czwartej kwarcie pełną kontrolę nad wydarzeniami. Jedynie przeciwko Enerdze walczyły do końca, doprowadzając do dogrywki, w której jednak nie były w stanie przechylić szali na swoją korzyść. Aczkolwiek zrzucanie winy na niesprzyjający kalendarz jest nieprofesjonalne, bo jeśli ktoś jest mocny, to przecież powinien zgarnąć pełną pulę na obcym terenie. Tak było choćby w sezonie 2017/2018, gdy również zaliczające się do ścisłej czołówki Ślęza, Artego, CCC i Energa musiały na własnym terenie uznać wyższość krakowskiej ekipy. 

2018 rok "Biała Gwiazda" kończyła zatem na siódmej pozycji z bilansem 6-5. Taki dorobek niósł za sobą inne przykre konsekwencje - absencję w rozgrywanym w Bydgoszczy turnieju finałowym Pucharu Polski, w którym poza euroligowym CCC Polkowice i gospodarzem imprezy, wzięły udział jedynie trzy inne najwyżej wówczas notowane drużyny w EBLK. Czyli batalia o jeden z celów zakładanych przed sezonem została oddana niejako walkowerem. Wydaje się, że w okolicach Świąt Bożego Narodzenia był chyba dobry czas na zakończenie współpracy z dotychczasowym trenerem i znalezienie kompetentnego następcy. Stało się inaczej...

Styczeń to trochę oddechu. Bezproblemowe pokonanie na własnym parkiecie ligowego outsidera z Poznania oraz na wyjeździe Sunreef Yachts Politechnika Gdańska, także okupującej dolne rejony tabeli, było niejako obowiązkiem. Późniejszy odpoczynek na Puchar Polski i pauza w następnej kolejce EBLK dały szkoleniowcowi możliwość na szlifowanie formy zespołu, jak również skupienie się na pucharowej przeszkodzie - Nantes Reze. Tym bardziej, że po skutecznych występach w fazie grupowej (bilans 5-1 i korzystna różnica małych punktów) Pucharu FIBA (EuroCup), zawodniczki ze stolicy Małopolski były zwolnione z gry w pierwszej rundzie play-off. Na tym etapie francuski klub wyeliminował toruńską Energę i - prawdę mówiąc - trudno powiedzieć, jak to się stało. W Nantes podopieczne Szewczyka były bowiem zdecydowanie lepsze, triumfując 87:67, co dało im ogromną zaliczkę przed rewanżem. U siebie nie forsowały tempa, kontrolując rozwój wypadków, czego skutkiem była nieco skromniejsza wygrana (64:56), pieczętująca awans do najlepszej "ósemki" Pucharu FIBA. Tam już czekał rywal z najwyższej półki...

Trzy dni po tym spodziewanym sukcesie, nastąpił powrót na ligowe parkiety. Do hali przy ul. Reymonta zawitała ósma w tabeli Pszczółka Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin, mająca w swoich szeregach kilka koszykarek prezentujących wysokie umiejętności. Nadzwyczaj dobrze dysponowane gospodynie nie pozostawiły im jednak żadnych złudzeń, o czym świadczy wynik 81:60. Kibice zastanawiali się, czy z równie korzystnej strony Leonor Rodriguez i spółka pokażą się 9 lutego w Gdyni, a przede wszystkim - czy to wystarczy do zwycięstwa, które byłoby rewanżem za domową przegraną z Arką w październiku. Częściowo ich oczekiwania zostały spełnione, bo krakowianki znów rozegrały dość solidne zawody, prowadząc nawet różnicą kilkunastu "oczek", a wspomniana hiszpańska rzucająca była punktową liderką. Ale to okazało się za mało na osłabione kadrowo zawodniczki z Trójmiasta, które w ostatniej kwarcie odrobiły wszystkie straty i po zaciętej końcówce zwyciężyły 76:71. Do radosnego powrotu znad morza zabrakło nieco szczęścia, lecz także - nie po raz pierwszy - odpowiedniej reakcji trenera na boiskowe sytuacje, zwłaszcza w końcówce...

Tak wyglądał koniec pracy Szewczyka. Kilkadziesiąt godzin po sobotniej porażce stracił posadę.

Prawdę mówiąc, nie uważam, aby aktualny skład 25-krotnych mistrzyń Polski był mocniejszy od tego, jaki ten szkoleniowiec miał do dyspozycji w poprzednim sezonie. Z biegiem czasu utwierdzałem się w przekonaniu, że sytuowanie Wisły CANPACK tuż za plecami CCC było cokolwiek na wyrost. Owszem, postawiono na dość ciekawy zestaw, choć trochę przesadzono z młodością. Tymczasem - jak już wspomniałem w listopadzie - Jordin Canada i Mercedes Russell nie wnosiły do tej układanki pożądanych wartości, zarówno pod względem charakterystyki gry, wpływu na wyniki drużyny, jak i kwestii mentalnych. Tego faktu nie zmieniło kilka udanych występów obu Amerykanek. Poniżej oczekiwań spisuje się też sprowadzona na początku grudnia Sofija Aleksandravicius, która wręcz ustępuje statystycznymi osiągnięciami swojej poprzedniczce - Sabinie Oroszovej. Spore umiejętności, ale i wahania formy pokazują Maria Conde i Maria Araujo, generalnie rozczarowuje Bozica Mujović. Co prawda Rodriguez oraz najbardziej doświadczone Polki, czyli Magdalena Ziętara i Justyna Żurowska-Cegielska, ustabilizowały na nieco wyższym poziomie swoją dyspozycję w porównaniu do pierwszych tygodni rozgrywek, ale to wciąż za mało atutów, aby mówić o wiślaczkach jako o jednej z ekip nadających ton ligowym zmaganiom.

Tutaj dochodzimy do kwestii - czy Szewczyk zrobił wszystko, co powinien, aby zespół funkcjonował na odpowiednim poziomie, czyli awansował do Euroligi i wygrał choćby dwie lub trzy potyczki więcej w EBLK, co pozwoliłoby powalczyć o krajowy puchar? Wyniki go nie bronią, więc trudno odpowiedzieć twierdząco, podobnie jak brak jakichś okoliczności łagodzących. Bez wątpienia nie pomagał swoim zachowaniem. Oczywiście, to profesjonalny sport, presja, emocje, zatem trudno o pełną dyplomację i wyłącznie pochwały. Jednak jego reakcje podczas zawodów, a także sposób i treść komunikowania uwag koszykarkom raczej nie sprzyjały mobilizacji i budowaniu pozytywnej atmosfery. Podobnie jak w poprzednim sezonie, można było odnieść wrażenie, że zazwyczaj wzięte time-outy wywoływały skutek odwrotny od zamierzonego - następował jeszcze większy chaos w grze. Zdarzało się również, że trener nie trafiał z doborem optymalnej piątki w newralgicznych momentach, choć tutaj wracamy do zmiennej formy poszczególnych zawodniczek. No i znów - jak rok temu - niewiele dobrego można powiedzieć o rozgrywaniu ostatnich minut, a nawet czwartej kwarty. Chyba nie tylko ja uważam, że większe opanowanie szkoleniowca mogłoby tej drużynie wyjść tylko na korzyść...

Z całym szacunkiem do Eljasza-Radzikowskiego, powierzenie w takiej sytuacji funkcji pierwszego trenera dotychczasowemu asystentowi nie byłoby pozbawione logiki, gdyby trwało nie dłużej niż kilka meczów - do czasu, aż nie pojawi się sprowadzony z zewnątrz następca. W tym przypadku nie mamy jednak do czynienia z tymczasowością, gdyż władze klubu oznajmiły, że młody szkoleniowiec pozostanie na tym stanowisku do końca trwającego sezonu. Podobne warianty z "asystentami-strażakami" były już przerabiane z różnym powodzeniem w przeszłości - co ciekawe, do roszad dochodziło również na kilka tygodni przed finiszem fazy zasadniczej ekstraklasy. W 2008 roku Wojciech Downar-Zapolski (następca Tomasza Herkta) poprowadził krakowianki do złotego medalu, po porywających bojach z Lotosem Gdynia, zaś 5 lat później Artur Golański (następca Jose Hernandeza) sięgnął po wicemistrzostwo Polski - jego podopieczne wyraźnie uległy w finale CCC. W obu przypadkach potencjał krakowskiego zespołu, zwłaszcza na tle ligowej konkurencji, czynił wręcz nieprawdopodobnym scenariusz zajęcia niższej pozycji niż druga. Tymczasem teraz, po zerknięciu na aktualną tabelę i składy, brak awansu do półfinału play-off nie stanowiłby zaskoczenia. Wbrew padającym głosom - ten sezon jest jeszcze do uratowania, czytaj: sięgnięcia po medal. Tylko aby tak się stało, stery powinien przejąć doświadczony trener, który odpowiednio przygotuje drużynę na wyzwanie, jakim jest play-off.

Debiut Eljasza-Radzikowskiego przypadł na pierwsze starcie pucharowej rywalizacji z turecką Çukurova Basketbol. W powszechnej opinii to najsilniejszy team Pucharu FIBA. Komplet zwycięstw w uchodzącej za najsilniejszą w Europie lidze to świetna rekomendacja. Przez dwie i pół kwarty wiślaczki dotrzymywały kroku rywalkom, lecz później zabrakło im sił, a trener nie zareagował na ten kryzys odpowiednio wcześnie. Skończyło się aż 20-punktową różnicą (73:93), co w praktyce przesądza kwestię awansu do kolejnej rundy, w której do czterech najlepszych ekip Pucharu FIBA dołączą cztery, które pożegnają się z Euroligą.

A potem nadejdzie ligowy maraton - dziewięć meczów fazy zasadniczej w ciągu pięciu tygodni. O pierwszą czwórkę, dającą atut własnego parkietu w pierwszej rundzie play-off, będzie szalenie ciężko, nawet w przypadku kompletu zwycięstw. Wcześniejsze porażki ograniczyły te szanse do minimum...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz