niedziela, 15 lipca 2018

Odchodzi mocniejszy!

W czwartek ogłoszono, że Jerzy Brzęczek zostanie selekcjonerem reprezentacji Polski, zatem tą sprawą żyją teraz kibice i media. Ponieważ ostatnio zrobiłem sobie małą przerwę od pisania, chciałbym jednak skupić się jeszcze na wydarzeniu z ubiegłego tygodnia, czyli pożegnaniu z Adamem Nawałką.

fot. Kuba Atys / sport.pl


Z grubsza rzecz biorąc, opinia publiczna podzieliła się na dwa obozy.

Jedni twierdzili, że Nawałka powinien odejść, bo ponosi pełną odpowiedzialność za kompromitację na Mistrzostwach Świata. Ich zdaniem, postawa biało-czerwonych jako żywo przypominała niepowodzenia na czempionatach z lat 2002 i 2006, gdzie pod względem wynikowym było identycznie - również po dwóch spotkaniach dorobek był zerowy, co odebrało jakiekolwiek szanse na awans do 1/8 finału, no i zaprezentowany styl uznano za cokolwiek dramatyczny. Wskazywali, jakoby utracił kontrolę nad zespołem, wewnątrz którego rzekomo dochodziło do podziałów, nie posiadał spójnej koncepcji, o czym świadczą zmiany składów i ustawień, nie potrafił też przygotować zawodników pod względem fizycznym. Niejednokrotnie te opinie wyrażali ludzie przekonani, że wyjście z grupy to niemal taka formalność, jak w przypadku Niemiec czy Brazylii - według nich świadczyć o tym miało rozstawienie w pierwszym koszyku będące skutkiem wysokiego miejsca w rankingu FIFA. Jako cel minimum określali ćwierćfinał. Pozostawiam to bez komentarza...

Inni uważali, że 60-letni szkoleniowiec powinien nadal prowadzić kadrę. Należę do tego grona. Wiem, w naszym kraju po niepowodzeniach w dobrym tonie jest przyłożyć przegranemu z grubej rury, zmieszać z błotem, uznać za nieudacznika. Doświadczył tego nawet najwybitniejszy trener, czyli Kazimierz Górski. Gdy prowadzona przez niego reprezentacja olimpijska - będąca de facto pierwszą - zdobyła srebrny medal w Montrealu, uznano to za klęskę. Człowiek uznany dwa lata wcześniej za cudotwórcę miał dość krytyki przekraczającej granicę przyzwoitości i zrezygnował. Również jego następcy przy jakimkolwiek potknięciu byli bezwzględnie walcowani przez media i kibiców. Owszem, krytyka jest potrzebna, o ile ma charakter konstruktywny, a nie jest próbą przedstawiania delikwenta jako faceta, komu wcześniej "udawało się", a tak naprawdę niczego nie potrafi i to "permanentne szczęście" właśnie się skończyło. Krótkowzroczność, brak szerszej analizy, ciągłe rotacje nie sprzyjają budowaniu czegoś trwalszego. W dłuższej perspektywie zdecydowanie więcej dają konsekwencja, cierpliwość, umiejętność wyciągnięcia wniosków.

Na tej imprezie - jakkolwiek najważniejszej w futbolu - świat się nie kończy. Po niej nadchodzą kolejne wyzwania, wcale niełatwe. Wystarczy spojrzeć na wiek kilku podstawowych kadrowiczów, aby mieć świadomość, że choć nie ma co na siłę kogokolwiek wysyłać na emeryturę, to czas szukać ich następców. Skoro Nawałka sformował tę drużynę, zaczynając niemal od zera, doprowadził do pewnego poziomu, teraz powinien rozpocząć dokonywanie korekt, aby za 2 lata nie tylko nie zabrakło biało-czerwonych na Mistrzostwach Europy, ale osiągnęli tam dobry wynik (czytaj: co najmniej wyszli z grupy). Powoli zaczął wprowadzać już graczy, którzy w kolejnym dwuletnim cyklu mogliby stać się ważnymi elementami całej układanki.

Stało się inaczej, o czym w praktyce zdecydował sam zainteresowany, odmawiając zawarcia nowego kontraktu, który czekał tylko na jego podpis. Może nie było to takim zaskoczeniem, bo wiosną pojawiły się pogłoski, jakoby trener nie chciał kontynuować pracy, zamierzając ponownie spróbować swoich sił w piłce klubowej, to oficjalna decyzja miała nadejść po ostatnim meczu Polski na Mistrzostwach Świata.

Napisałem, że powinien zostać i wyciągnąć wnioski, lecz zrezygnował. Nie odbieram tego jako wycofanie się z odpowiedzialności. Ciekawą opinię wyraził Zbigniew Boniek, który na pożegnalnej konferencji prasowej stwierdził, że liczył na przedłużenie współpracy, ale może lepiej się stało, gdyż teraz każde potknięcie zespołu prowadzonego przez Nawałkę oznaczałoby bezpardonowe ataki, dając do zrozumienia, iż trudno byłoby o dobry klimat wokół kadry. A tak - według prezesa PZPN - szkoleniowiec odchodzi mocniejszy niż był w dniu rozpoczęcia pracy w październiku 2013 roku.

Owszem, selekcjoner popełnił błędy, co zresztą przyznał, żegnając się z dziennikarzami. Może nawet - jak wskazują krytycy - w jakimś sensie stracił kontrolę nad zarządzaną przez siebie grupą ludzi, wewnątrz której miało dochodzić do nieporozumień. Kluczowa była także niestabilna forma dużej liczby podstawowych piłkarzy, którzy w ostatnim sezonie mieli problemy z regularną grą w swoich klubach, nie tylko z powodu urazów.

Takich perypetii nie przechodził król strzelców Bundesligi, który jednak cierpiał na inną dość poważną przypadłość. Jak wiadomo - przez kilka miesięcy głowa Roberta Lewandowskiego była mocno zaprzątnięta ewentualnym transferem dla Realu Madryt. Ta zmiana barw zdecydowanie bardziej pozostawała w sferze jego marzeń niż faktów. Najlepszy strzelec eliminacji MŚ znów zawiódł w ważnym turnieju. Na Euro 2012 i Euro 2016 zdobył po jednym golu, teraz w trzech występach ani razu nie trafił do siatki. Cóż więcej można powiedzieć? Jasne, nie dostawał zbyt wielu dobrych podań, był pieczołowicie pilnowany przez rywali, lecz takie okazje, jak w starciu z Japonią, zazwyczaj wykorzystywał prawie z zamkniętymi oczami. Mimo deklaracji "Lewego", nie wierzę, że myśli o przywdzianiu koszulki Królewskich nie wpłynęły na jego postawę w Rosji. Mówi się, że w ostatnich dwóch latach był coraz bardziej obok drużyny. Padły głosy, iż charakterologicznie nie nadaje się na kapitana. Coś w tym jest.

Na Mistrzostwach Europy kilku zawodników spisywało się wybornie, niwelując w ten sposób słabszą niż oczekiwano dyspozycję najlepszego snajpera. Ta uwaga dotyczy przede wszystkim Jakuba Błaszczykowskiego, Grzegorza Krychowiaka i Kamila Grosickiego. Teraz każdy z nich w ogóle nie przypominał siebie z tamtej imprezy, fatalnie zaprezentował się też Arkadiusz Milik. Znów zawiódł Piotr Zieliński, którego umiejętności są dużo większe od zaprezentowanych podczas MŚ. Nikt nie zastąpił liderów, nie wdarł się przebojem do kadry. W przypadku Rafała Kurzawy dobra gra przeciwko Japonii to za mało, bo był to już tylko "mecz o honor". Dawid Kownacki starał się, ale to jeszcze nie ten poziom. To tyle, jeśli chodzi o graczy ofensywnych. Jak się spodziewano, większe problemy niż w 2016 roku były w defensywie - i to nie tylko z powodu kontuzji Kamila Glika. Sprawę pogarszały zmiany ustawienia. To, czy wychodzi się czwórką czy trójką obrońców, ma przecież ogromny wpływ na taktykę i podział zadań. Częste wahania między tymi wariantami hamują swoisty automatyzm w grze.

Była jeszcze kwestia przygotowania fizycznego i mentalnego. Kto wie, czy błędu nie popełniono, wybierając bazę w gorącym Soczi. Panowała tam duża wilgotność powietrza, co mogło odbić się na kondycji i wybieganiu. A może selekcjoner przesadził z obciążeniami na zgrupowaniu w Arłamowie? W parze ze świeżością fizyczną idzie głowa. Ta nie pracowała zbyt dobrze w potyczce z Senegalem, piłkarze sprawiali wrażenie spiętych, o czym pisałem dzień po tym wydarzeniu. Ten falstart był decydujący. Jakkolwiek by to zabrzmiało, porażkę z Kolumbią należało brać pod uwagę jeszcze przed turniejem, zatem choćby punkt w premierowym występie nie odbierałby szans przed ostatnią konfrontacją w grupie.

Misja "Rosja 2018" zakończyła się rozczarowaniem. Abstrahując od tego, czy ten wynik jest wykładnikiem obecnej pozycji Polski na arenie międzynarodowej, trzeba zauważyć, że reprezentacja pod wodzą Nawałki dokonała wyraźnego postępu. Czy ktoś pamięta, jaką klapą zakończył się występ na Euro 2012, którego nasz kraj był współgospodarzem, a grupowi rywale słabsi niż na tegorocznych MŚ? Franciszek Smuda ewidentnie nie podołał zadaniu, przez blisko 3 lata nie umiejąc - mimo kilku "transferów" - przygotować ekipy zdolnej do ogrania w newralgicznym momencie choćby jednego z konkurentów. Później za kadencji Waldemara Fornalika biało-czerwoni w eliminacjach MŚ okazali się słabsi od Anglii, Ukrainy i Czarnogóry.

Wówczas prezes PZPN ogłosił, że stery przejmuje trener Górnika Zabrze. Kiedyś znany piłkarz, ale bez większych sukcesów trenerskich (mistrzostwo Polski zdobył pełniąc rolę "strażaka" w ostatnich tygodniach sezonu). Powątpiewano, czy Nawałce uda się cokolwiek zdziałać. Sam nie dawałem mu zbyt dużych szans. A tu proszę - historyczna wygrana z Niemcami w eliminacjach Euro 2016, przeskoczenie w wyścigu do Francji niewygodnych Szkotów i Irlandczyków, a na turnieju finałowym awans do ćwierćfinału. Potem bezproblemowa kwalifikacja do czempionatu globu. Ogółem 50 meczów, z których zwycięsko zakończyło się aż 26, ponadto zanotowano 15 remisów i tylko 9 porażek, bilans bramek 99-49. Słabe dokonania? W dziejach polskiej kadry tylko dwóch selekcjonerów osiągnęło więcej...

Szkoda, że odchodzi, choć go rozumiem. Zakończył się pewien etap, ma prawo czuć się zmęczony, widział, że z tym materiałem ludzkim trudno będzie wywalczyć coś więcej. Ta końcówka była słaba, wszystkich zawiodła, lecz pamiętajmy, co dobre i to szanujmy. Kto by jesienią 2013 roku przewidział, że ta kadencja potrwa 4 lata i 9 miesięcy, a wyniki będą o wiele ciekawsze od dwóch poprzedników? W tym sensie Boniek ma rację.

Szeregowi kibice dziwią się, dlaczego Brzęczek stanie na czele najważniejszego zespołu w polskim futbolu, lecz mnie ten wybór jakoś specjalnie nie zaskakuje. Sporo łączy go z poprzednikiem - kiedyś znany piłkarz, pracowity, konsekwentny, mający autorytet, umiejący zrobić z przeciętnym klubem rezultat ponad stan. Oby przełożyło się to na reprezentację.



1 komentarz:

  1. Oby się przełożyło też mi szkoda, że on odchodzi bo wiele osób pamięta to co złe a nie dobre :(

    OdpowiedzUsuń