niedziela, 28 maja 2017

Dziewiętnaście razy "Nasz jest ten kawałek podłogi" i wicemistrzostwo I ligi

Piłkarze ręczni SRS Czuwaju Przemyśl w zakończonym w poprzedni weekend sezonie sprawili wiele radości swoim kibicom. Druga runda to ich prawdziwy popis - wygrali aż jedenaście razy z rzędu, dzięki czemu z dorobkiem 39 pkt (19 zwycięstw, 1 remis, 6 porażek) zostali wicemistrzami grupy B I ligi! Lepszy okazał się tylko jeszcze skuteczniejszy w tym roku MKS Kalisz.

Z piłką Paweł Puszkarski, przed wykończeniem kolejnej kontry w meczu z Olimpią Piekary Śląskie (33:27) - fot. Kamil Krukiewicz / zycie.pl

Właśnie z późniejszym triumfatorem rozgrywek popularni Harcerze przegrali w swoim pierwszym ligowym występie w rundzie rewanżowej, ale odbywającym się już w ramach 15. kolejki (zaplanowany na poprzednią kolejkę mecz z AZS AWF Biała Podlaska został przełożony, z uwagi na potyczkę przemyślan w Pucharze Polski z Vive Tauronem Kielce). Później przez aż trzy miesiące trwał zwycięski serial. Szczególnie cenne były domowe wygrane z liderującą przez większość sezonu Olimpią Piekary Śląskie i zajmującą wówczas czwartą lokatę Ostrovią Ostrów Wlkp., a także wyjazdowe sukcesy na parkietach niżej notowanych, ale zawsze niewygodnych rywali - Miedzi Legnica, SPR PWSZ Tarnów i ASPR Zawadzkie. Dopiero w ostatniej kolejce przyszła jednobramkowa porażka w Końskich, w której swój "udział" mieli niestety sędziowie z Radomia (notabene już drugi raz, bo w październiku podobna sytuacja zaistniała w Kielcach podczas starcia z rezerwami Vive Tauronu). Niespodziewanie we własnej hali przegrała też mająca 1 pkt mniej Olimpia, co pozwoliło ekipie znad Sanu zająć drugie miejsce. To najlepszy wynik od czasu spadku z PGNiG Superligi, czyli od 2013 roku.

Już trzecia pozycja, zajmowana w grudniu, była uważana za dobry rezultat, chociaż trener Piotr Kroczek twierdził wtedy, że mogło być jeszcze lepiej, optymistycznie spoglądając na drugą część sezonu. Jak się okazało, doświadczony szkoleniowiec miał rację. W ostatnich dniach zapytałem więc, co stało u podstaw tak długiej triumfalnej passy jego zespołu, nienotowanej nawet w sezonie 2011/2012, gdy Czuwaj awansował do ekstraklasy. - W pierwszej rundzie koszmarnie wyglądała kwestia naszych urazów, które uniemożliwiały nam grę w pełnym składzie. Patrząc z tej perspektywy, miejsce i zdobycz punktową w tamtym okresie nie można uznać za najgorsze. W ostatnich miesiącach tych problemów było już mniej i w większości przypadków wszyscy byli do dyspozycji sztabu trenerskiego. Atmosfera w drużynie, jak również chęć współdziałania na boisku i poza nim zdecydowały, że w trudnych sytuacjach pomagaliśmy szczęściu, co skutkowało zwycięstwami - podkreślił trener.

W ocenie P. Kroczka mogłoby być jeszcze lepiej, ale - pomijając temat skandalicznego sędziowania w Końskich - porażka w Kaliszu częściowo wynikała z aspektów logistycznych: - Po drodze zatrzymaliśmy się w jednej z restauracji, gdzie długo czekaliśmy posiłek, który był bardzo syty i zawodnicy chyba do końca go nie przetrawili. Do hali dotarliśmy opóźnieni i rozpoczęliśmy rozgrzewkę dopiero 20 minut przed spotkaniem. To miało wpływ na bardzo zły początek - przegrywaliśmy 1:6. W końcowym rozrachunku została ta 5-bramkowa różnica. Dziś pewnie inaczej podeszlibyśmy do inaczej do tego wyjazdu, planując go nieco wcześniej czy jedząc posiłek w innym miejscu.

Patrząc na indywidualny dorobek, miano najskuteczniejszego z jesieni utrzymał Maciej Kubisztal, który w całym sezonie 159 razy pokonywał bramkarzy rywali. Paweł Puszkarski, zdobył 123 bramki, a Mateusz Kroczek - 117. Utrzymały się również inne tendencje uwidocznione w pierwszej fazie rozgrywek - SRS Czuwaj zdobył najwięcej bramek (811, czyli średnio 31,2 na mecz), jednak tracąc ich więcej niż aż osiem teamów z grupy B I ligi (744, czyli średnio 28,6).

Szkoleniowiec popularnych Harcerzy nie chciał wyróżniać żadnego zawodnika, powtarzając, że najważniejszy był kolektyw: - Byliśmy zespołem na dobre i na złe, każdy odegrał swoją indywidualną i wyjątkową rolę w zespole. Niektórzy mieli sezon szczególnie udany, porównując do dorobku bramkowego z poprzednich lat. Inni grali dobrze czy wręcz bardzo dobrze, biorąc pod uwagę przygotowania i podjętą decyzję odnośnie gry u nas. Transfery udały nam się wyjątkowo, co było udziałem trenującego drużynę w poprzednim sezonie Przemysława Korobczaka, a także pewnych sugestii naszych graczy. Ci chłopcy uzupełnili skład nie tylko poprzez zapis w protokole, ale to były poważne wzmocnienia.  Zatem pozyskani przed sezonem Tomasz Biernat, Mateusz Nowak i Konrad Bajwoluk stanowili taką wartość dodaną, nieraz bardzo potrzebną w odnoszeniu wygranych. W ten sposób rozwiali pojawiające się wcześniej znaki zapytania odnośnie ich przydatności.

W jakim składzie SRS Czuwaj wybiegnie na parkiet w sezonie 2017/2018? Jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretach, chociaż mój rozmówca ma na ten temat jasno sprecyzowane zdanie: - Chciałbym, aby wszyscy zostali, chociaż na dziś wiadomo, że odejść może Mateusz Trawnicki, który zamierza podjąć studia w Krakowie. Jeśli chodzi o pozostałych, to bardzo chciałbym, aby ci starsi mieli ochotę grać dalej, a ci młodsi, marzący o rozwoju swojej kariery, mogli jeszcze przez co najmniej rok czynić to w naszym mieście. Pomijając nawet problemy zdrowotne, wydaje się, że tzw. szerokość ławki była jednym z problemów przemyślan, dlatego P. Kroczek dostrzega potrzebę uzupełnienia kadry: - Jako trener wiem, na jakich pozycjach potrzebni są nowi gracze. Oczywiście chciałbym dysponować szerszym składem, najlepiej po dwóch równorzędnych zawodników na każdej pozycji.


W środowisku piłki ręcznej mówi się o tym, że w przyszłym sezonie obie grupy I ligi będą liczniejsze - ma w nich zagrać po 16 zespołów. Czy szczypiorniści znad Sanu znów będą w ścisłej czołówce? Trener podchodzi ostrożnie do tej kwestii: - Oczywiście życzyłbym sobie tego, ale zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Mamy wysoko zawieszoną poprzeczkę i wszyscy będą porównywać naszą postawę do tej z właśnie zakończonego sezonu. Chciałbym znów być jak najwyżej, ale wiem, że nie zawsze wychodzi tak, jak się oczekuje. Mam nadzieję, że kibice będą wyrozumiali, gdyby było to nieco niższe miejsce, choć w górnej połowie tabeli.

Wygląda na to, że realna walka przemyślan o ekstraklasę póki co w najbliższych latach nie wchodzi w rachubę. Od roku funkcjonuje formuła tzw. ligi zamkniętej, która ma wielu krytyków (należy do nich m.in. P. Kroczek), wskazujących, iż nie sprawdziła się choćby w koszykówce czy siatkówce. Brak spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej (albo inaczej - pożegnanie jedynie w wypadku problemów finansowych) i zaproszenie do niej jedynie po spełnieniu szeregu wymogów organizacyjnych powodują, że - delikatnie mówiąc - sens sportowej rywalizacji staje się znacznie mniejszy. Wydaje się zresztą, że nawet MKS Kalisz, dysponujący wyższym budżetem i halą na 3 tysiące miejsc, nie będzie ubiegać się o grę w ekstraklasie.

Przemyscy działacze wiedzą, że stabilizacja w I lidze to za mało, aby zgłosić akces do PGNiG Superligi, zwłaszcza mając w pamięci doświadczenia z występów w elicie po boiskowym awansie w 2012 roku. Potrzebny byłby krok naprzód, czyli większe fundusze lub strategiczny sponsor. No i inny warunek niezbędny dziś w zawodowym sporcie - nowoczesna, funkcjonalna hala. Niestety, obiekt przy ul. Mickiewicza nie spełnia standardów, zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. Ten temat pojawia się od ponad 20 lat, czyli okresu, gdy w ekstraklasie z powodzeniem występowali koszykarze Polonii. Nic z tym póki co nie zrobiono, ale to już bardziej pytanie do władz miasta, które notabene wspierają poczynania szczypiornistów.

Serdecznie dziękuję zawodnikom i trenerom SRS Czuwaju za sezon pełny pozytywnych emocji i życzę, aby w kolejnym jak najczęściej było im dane odśpiewać po upływie 60 minut walki na boisku będące ich znakiem firmowym nieśmiertelne "Nasz jest ten kawałek podłogi".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz