Piłkarze
ręczni SRS Czuwaju Przemyśl w zakończonym w poprzedni weekend
sezonie sprawili wiele radości swoim kibicom. Druga runda to ich
prawdziwy popis - wygrali aż jedenaście razy z rzędu, dzięki
czemu z dorobkiem 39 pkt (19 zwycięstw, 1 remis, 6 porażek) zostali
wicemistrzami grupy B I ligi! Lepszy okazał się tylko jeszcze
skuteczniejszy w tym roku MKS Kalisz.
Z piłką Paweł Puszkarski, przed wykończeniem kolejnej kontry w meczu z Olimpią Piekary Śląskie (33:27) - fot. Kamil Krukiewicz / zycie.pl |
Właśnie
z późniejszym triumfatorem rozgrywek popularni Harcerze przegrali w
swoim pierwszym ligowym występie w rundzie rewanżowej, ale
odbywającym się już w ramach 15. kolejki (zaplanowany na
poprzednią kolejkę mecz z AZS AWF Biała Podlaska został
przełożony, z uwagi na potyczkę przemyślan w Pucharze Polski
z Vive Tauronem Kielce). Później przez aż trzy miesiące trwał
zwycięski serial. Szczególnie cenne były domowe wygrane z
liderującą przez większość sezonu Olimpią Piekary Śląskie i
zajmującą wówczas czwartą lokatę Ostrovią Ostrów Wlkp., a
także wyjazdowe sukcesy na parkietach niżej notowanych, ale zawsze
niewygodnych rywali - Miedzi Legnica, SPR PWSZ Tarnów i ASPR
Zawadzkie. Dopiero w ostatniej kolejce przyszła jednobramkowa
porażka w Końskich, w której swój "udział" mieli
niestety sędziowie z Radomia (notabene już drugi raz, bo w
październiku podobna sytuacja zaistniała w Kielcach podczas starcia
z rezerwami Vive Tauronu). Niespodziewanie we własnej hali przegrała
też mająca 1 pkt mniej Olimpia, co pozwoliło ekipie znad Sanu
zająć drugie miejsce. To najlepszy wynik od czasu spadku z PGNiG
Superligi, czyli od 2013 roku.
Już
trzecia pozycja, zajmowana w grudniu, była uważana za dobry
rezultat, chociaż trener Piotr Kroczek twierdził wtedy, że
mogło być jeszcze lepiej, optymistycznie spoglądając na drugą
część sezonu. Jak się okazało, doświadczony szkoleniowiec miał
rację. W ostatnich dniach zapytałem więc, co stało u podstaw tak
długiej triumfalnej passy jego zespołu, nienotowanej nawet w
sezonie 2011/2012, gdy Czuwaj awansował do ekstraklasy. -
W pierwszej rundzie koszmarnie wyglądała kwestia naszych urazów,
które uniemożliwiały nam grę w pełnym składzie. Patrząc z tej
perspektywy, miejsce i zdobycz punktową w tamtym okresie nie można
uznać za najgorsze. W ostatnich miesiącach tych problemów było
już mniej i w większości przypadków wszyscy byli do dyspozycji
sztabu trenerskiego. Atmosfera w drużynie, jak również chęć
współdziałania na boisku i poza nim zdecydowały, że w trudnych
sytuacjach pomagaliśmy szczęściu, co skutkowało zwycięstwami -
podkreślił trener.
W
ocenie P. Kroczka mogłoby być jeszcze lepiej, ale - pomijając temat
skandalicznego sędziowania w Końskich - porażka w Kaliszu częściowo
wynikała z aspektów logistycznych: - Po drodze zatrzymaliśmy się w jednej z restauracji, gdzie długo czekaliśmy
posiłek, który był bardzo syty i zawodnicy chyba do końca go nie
przetrawili. Do hali dotarliśmy opóźnieni i rozpoczęliśmy
rozgrzewkę dopiero 20 minut przed spotkaniem. To miało wpływ na
bardzo zły początek - przegrywaliśmy 1:6. W końcowym rozrachunku
została ta 5-bramkowa różnica. Dziś pewnie inaczej podeszlibyśmy
do inaczej do tego wyjazdu, planując go nieco wcześniej czy jedząc
posiłek w innym miejscu.
Patrząc
na indywidualny dorobek, miano najskuteczniejszego z jesieni utrzymał
Maciej Kubisztal, który w całym sezonie 159 razy pokonywał
bramkarzy rywali. Paweł Puszkarski, zdobył 123 bramki, a Mateusz
Kroczek - 117. Utrzymały się również inne tendencje uwidocznione
w pierwszej fazie rozgrywek - SRS Czuwaj zdobył najwięcej bramek
(811, czyli średnio 31,2 na mecz), jednak tracąc ich więcej niż
aż osiem teamów z grupy B I ligi (744, czyli średnio 28,6).
Szkoleniowiec
popularnych Harcerzy nie chciał wyróżniać żadnego zawodnika,
powtarzając, że najważniejszy był kolektyw: - Byliśmy
zespołem na dobre i na złe, każdy odegrał swoją indywidualną i
wyjątkową rolę w zespole. Niektórzy mieli sezon szczególnie
udany, porównując do dorobku bramkowego z poprzednich lat. Inni
grali dobrze czy wręcz bardzo dobrze, biorąc pod uwagę
przygotowania i podjętą decyzję odnośnie gry u nas. Transfery
udały nam się wyjątkowo, co było udziałem trenującego drużynę
w poprzednim sezonie Przemysława Korobczaka, a także pewnych
sugestii naszych graczy. Ci chłopcy uzupełnili skład nie tylko
poprzez zapis w protokole, ale to były poważne wzmocnienia. Zatem
pozyskani przed sezonem Tomasz Biernat, Mateusz Nowak i Konrad
Bajwoluk stanowili taką wartość dodaną, nieraz bardzo
potrzebną w odnoszeniu wygranych. W ten sposób rozwiali
pojawiające się wcześniej znaki zapytania odnośnie ich
przydatności.
W
jakim składzie SRS Czuwaj wybiegnie na parkiet w sezonie 2017/2018?
Jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretach, chociaż mój
rozmówca ma na ten temat jasno sprecyzowane zdanie: -
Chciałbym, aby wszyscy zostali, chociaż na dziś wiadomo, że
odejść może Mateusz Trawnicki, który zamierza podjąć studia w
Krakowie. Jeśli chodzi o pozostałych, to bardzo chciałbym, aby ci
starsi mieli ochotę grać dalej, a ci młodsi, marzący o rozwoju
swojej kariery, mogli jeszcze przez co najmniej rok czynić to w
naszym mieście. Pomijając nawet problemy zdrowotne, wydaje
się, że tzw. szerokość ławki była jednym z problemów
przemyślan, dlatego P. Kroczek dostrzega potrzebę uzupełnienia
kadry: - Jako trener wiem, na jakich pozycjach potrzebni są
nowi gracze. Oczywiście chciałbym dysponować szerszym
składem, najlepiej po dwóch równorzędnych zawodników na każdej
pozycji.
W
środowisku piłki ręcznej mówi się o tym, że w przyszłym
sezonie obie grupy I ligi będą liczniejsze - ma w nich zagrać po
16 zespołów. Czy szczypiorniści znad Sanu znów będą w ścisłej
czołówce? Trener podchodzi ostrożnie do tej kwestii: - Oczywiście
życzyłbym sobie tego, ale zdaję sobie sprawę, że nie będzie
łatwo. Mamy wysoko zawieszoną poprzeczkę i wszyscy będą
porównywać naszą postawę do tej z właśnie zakończonego sezonu.
Chciałbym znów być jak najwyżej, ale wiem, że nie zawsze
wychodzi tak, jak się oczekuje. Mam nadzieję, że kibice będą
wyrozumiali, gdyby było to nieco niższe miejsce, choć w górnej
połowie tabeli.
Wygląda na to, że realna walka przemyślan o ekstraklasę póki co w najbliższych latach nie wchodzi w rachubę. Od roku funkcjonuje formuła tzw. ligi zamkniętej, która ma wielu krytyków (należy do nich m.in. P. Kroczek), wskazujących, iż nie sprawdziła się choćby w koszykówce czy siatkówce. Brak spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej (albo inaczej - pożegnanie jedynie w wypadku problemów finansowych) i zaproszenie do niej jedynie po spełnieniu szeregu wymogów organizacyjnych powodują, że - delikatnie mówiąc - sens sportowej rywalizacji staje się znacznie mniejszy. Wydaje się zresztą, że nawet MKS Kalisz, dysponujący wyższym budżetem i halą na 3 tysiące miejsc, nie będzie ubiegać się o grę w ekstraklasie.
Przemyscy działacze wiedzą, że stabilizacja w I lidze to za mało, aby zgłosić akces do PGNiG Superligi, zwłaszcza mając w pamięci doświadczenia z występów w elicie po boiskowym awansie w 2012 roku. Potrzebny byłby krok naprzód, czyli większe fundusze lub strategiczny sponsor. No i inny warunek niezbędny dziś w zawodowym sporcie - nowoczesna, funkcjonalna hala. Niestety, obiekt przy ul. Mickiewicza nie spełnia standardów, zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. Ten temat pojawia się od ponad 20 lat, czyli okresu, gdy w ekstraklasie z powodzeniem występowali koszykarze Polonii. Nic z tym póki co nie zrobiono, ale to już bardziej pytanie do władz miasta, które notabene wspierają poczynania szczypiornistów.
Serdecznie dziękuję zawodnikom i trenerom SRS Czuwaju za sezon pełny pozytywnych emocji i życzę, aby w kolejnym jak najczęściej było im dane odśpiewać po upływie 60 minut walki na boisku będące ich znakiem firmowym nieśmiertelne "Nasz jest ten kawałek podłogi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz