czwartek, 22 września 2016

Ku pokrzepieniu serc

Mimo zwycięstwa w ostatnim meczu ligowym, położenie krakowskiej Wisły - zarówno to stricte sportowe, jak i organizacyjne - jest nadal dość trudne. W takich kryzysowych chwilach warto wrócić pamięcią do wcale nie tak dawnych czasów chwały. Uczyniłem to w ostatnich tygodniach dzięki lekturze książki Mateusza Migi "Wisła Kraków. Sen o potędze".

Biję się w piersi, bo ta niezwykle interesująca pozycja przeleżała na mojej półce prawie rok. Cóż, tak się jakoś złożyło, że w tym czasie sięgałem po wcześniejsze "zdobycze" (których notabene nie brakuje), ewentualnie takie, które z różnych względów jakoś mnie przyciągnęły. Aż wreszcie po szóstej z rzędu ligowej porażce wiślaków (1:5 u siebie ze Śląskiem), zdecydowałem się przypomnieć sobie okres, który w 110-letniej historii jednego z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce zapisał się złotymi zgłoskami.

Autor, obecnie dziennikarz "Przeglądu Sportowego", przyjął skądinąd prostą strategię, utożsamiając przedmiot swoich rozważań z erą Tele-Foniki. Najpierw dowiadujemy się, jak wyglądała sytuacja przed "wejściem" tej firmy. Oględnie mówiąc - za różowo nie było. Jesienią 1997 roku, po sfinalizowaniu rozmów z triumwiratem rządzącym wówczas kablową spółką, pojawiły się zapowiedzi dużych zmian, które znalazły pełne potwierdzenie kilka miesięcy później. A co było dalej, to już doskonale wiadomo... 

Tak w skrócie, dla przypomnienia: osiem tytułów mistrzowskich, cztery wicemistrzowskie, jeden brąz, dwa triumfy w Pucharze Polski, jeden w Pucharze Ligi. Nie sposób pominąć europejskich pucharów - niezapomniane potyczki z klasowymi teamami w sezonie 2002/2003 (Parma, Schalke, Lazio), niesamowity horror z happy endem z Realem Saragossa, pyrrusowe, ale szalenie cenne zwycięstwa z Barceloną i Interem, niezłe występy w Lidze Europejsiej w sezonie 2011/2012. Były i niepowodzenia - te, które kosztowały najwięcej, czyli odpadnięcie z walki o Ligę Mistrzów dosłownie rzutem na taśmę (opisywane kiedyś przez mnie, szczególnie bolesne z Panathinaikosem i nie mniej przykre z APOEL-em), jak również pożegnania z pucharami oceniane jako kompromitujące (Levadia Tallinn, Dynamo Tbilisi czy Karabach Agdam).

Właśnie, kwestia startów na arenie europejskiej odgrywa istotną rolę. Czytając "Sen o potędze", nietrudno zauważyć, że dla Bogusława Cupiała kolejne wygrane na krajowym podwórku stanowiły jedynie wstęp do realizacji zasadniczego planu, jakim był awans do Ligi Mistrzów. To temu celowi podporządkowywał prawie wszystko, nieraz dokonując kadrowych wzmocnień pod kątem batalii o europejską elitę. Do znalezienia się tam zawsze czegoś brakowało - czy to szczęścia, czy umiejętności. Chociaż marne to pocieszenie, nie będzie niczym odkrywczym dzisiejsze przekonanie, że "tamta" Wisła za każdym razem potrafiłaby przejść drogę, jaką niedawno miała do pokonania Legia, a do tego nie skompromitowałaby się, przegrywając 0:6 na własnym boisku w debiucie w Champions League. Cóż, to wyłącznie hipotetyczne rozważania, choć pewne jest, że futbol nie bywa sprawiedliwy. Nie zdziwiłbym się, gdyby do ponownych wniosków doszedł Cupiał...

Zgodnie ze swoim przesłaniem, ta książka nie jest sielankowym opisem ówczesnej rzeczywistości. Niektórzy fani "Białej Gwiazdy" mogliby poczuć się zawiedzeni, być może oczekując niemal bezkrytycznego tonu, jednak ambitna i rzetelna publikacja chyba nie powinna opierać się na chwaleniu wszystkiego wokół. Zwłaszcza gdy chodzi o dociekanie, dlaczego mimo niekwestionowanych sukcesów, nie udało się spełnić najważniejszych oczekiwań właściciela. W wielu fragmentach Miga ukazuje okoliczności, które nie wpływały korzystnie na rozwój Wisły, a wręcz go hamowały. Przykładami niech będą dokonywane zbyt pochopnie zmiany trenerów, prawie tak samo częste rotacje we władzach futbolowej spółki akcyjnej i idące za nimi przeobrażenia w wizji zarządzania klubem, awantura wokół rozstania z Henrykiem Kasperczakiem, zaniechania w szkoleniu młodzieży czy niedocenienie wiedzy i kompetencji Grzegorza Mielcarskiego, pochopnie zwolnionego z funkcji dyrektora sportowego. Nie da się ukryć, że niejednokrotnie, w sposób mniej lub bardziej wyraźny, negatywne oceny odnoszą się do Cupiała. Wszechwładny szef Tele-Foniki nie mógł być zachwycony z postawienia takich tez, ale - mimo starań autora - nie skorzystał z szansy przedstawienia swojej wersji. To jakby nie dziwi, biorąc pod uwagę znikomą aktywność medialną Cupiała.

Miga zadał sobie wiele trudu, aby czytelnik mógł poznać kulisy wydarzeń z lat 1998-2011, gdy klub z ul. Reymonta rządził i dzielił w polskim futbolu. Wprost bezcenne są wypowiedzi kilkudziesięciu osób, zwłaszcza piłkarzy broniących wówczas wiślackich barw, wnoszące sporo ciekawych spostrzeżeń i ujawniające mało popularne lub wręcz w ogóle nieznane wcześniej fakty. Nie brakuje rzecz jasna zabawnych anegdot ze zgrupowań czy tzw. życia szatni. Wędrówka przez blisko 400 stron mija szybko, skłaniając do szukania odpowiedzi, dlaczego nie udało się jeszcze bardziej wykorzystać posiadanego potencjału. Zarazem, patrząc na obecną sytuację Wisły, nie sposób nie odnosić się do tych kilkunastu tłustych lat z wielkim sentymentem. To był bezwzględnie wyjątkowy okres i chyba już zawsze będzie jako taki wspominany.

Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, uważam, że choćby z przedstawionych powodów jest to książka godna polecenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz