Ten wieczór zapamiętamy na długo. Były wielkie emocje, chociaż po raz pierwszy na Euro 2016 nie padła żadna bramka. Biało-czerwoni na Stade de France byli równorzędnym rywalem dla mistrzów świata! Wielkie brawa!
Remis jest niezwykle cenny, szeroko otwierający wrota do drugiej rundy, a przy sprzyjających układach - nawet pierwszego miejsca w grupie! Chociaż znacznie bardziej realna jest druga pozycja i perspektywa gry w 1/8 finału ze Szwajcarią lub Rumunią, czyli rywalami będącymi zdecydowanie w zasięgu podopiecznych Adama Nawałki.
Cóż, jest nawet pewien niedosyt, bo to Polacy stworzyli bardziej klarowne sytuacje podbramkowe. Znów piłka najbardziej "szukała" w polu karnym Milika, który tym razem nie zamienił żadnej okazji na gola. Lewandowski nie mógł poszaleć - był bardzo starannie kryty przez doskonale znającego go Jerome'a Boatenga. Ani "Lewy", ani jego koledzy nie oddali ani jednego strzału w światło bramki strzeżonej przez Manuela Neuera. Z przodu udawało się wszakże od czasu do czasu coś wykreować, choć pojawiał się problem z wykończeniem. Niemcy mieli przewagę, dwukrotnie częściej posiadali piłkę, wymienili znacznie więcej podań, kilka razy strzelali na bramkę, zmuszając do interwencji Łukasza Fabiańskiego, który zastąpił Wojciecha Szczęsnego. Nasz selekcjoner z pewnością przewidział jednak taki rozwój wydarzeń. Jego wybrańcy byli niesamowicie skoncentrowani, znakomicie spisywali się w defensywie, a już najwyższe słowa uznania należą się Michałowi Pazdanowi. Zdaniem wielu, to nie Boateng, lecz właśnie stoper Legii powinien zostać uznany graczem meczu. Czyścił wszystko w tyłach, świetnie odczytywał zamiary oponentów. Niewiele można zarzucić też pozostałym obrońcom, a także Krychowiakowi, którego występ niektórzy eksperci ocenili podobnie wysoko jak Pazdana.
Biorąc nawet pod uwagę, że team Joachima Loewa nie zachwycił, powtórzę jeszcze raz - to są mistrzowie świata, jeden z głównych faworytów Euro 2016, a my czujemy się nieco zawiedzeni, że nie wygraliśmy! Oznacza to, że mamy przekonanie o sile swojej reprezentacji, wcale nie wzięte z księżyca, a oparte na rzetelnych przesłankach. W Saint Denis prawie żadnego znaczenia nie miało pokonanie Niemców przez Lewandowskiego i spółkę w eliminacjach do francuskiego turnieju. Liczyło się tu i teraz. A kilka godzin temu biało-czerwoni pokazali, że potrafią powstrzymać ekipę ze ścisłego światowego topu, będąc nawet blisko zadania decydującego ciosu. Jasne - mogło być jeszcze lepiej, ale nie wybrzydzajmy. Polacy pokazali, że są pewni swojej wartości i nie pękają przed nikim, mając ku temu w pełni zasadne podstawy.
Nasunęło mi się porównanie do występu sprzed dokładnie 10 lat. Wówczas "prawie" udało się wyszarpać remis w potyczce z gospodarzami Mistrzostw Świata. Wszystko "prawie" by się zgadzało - tylko, że w ostatnich minutach zaciekle atakujący Niemcy dopięli swego. Słowo "prawie" czyni - jak wiadomo - sporą różnicę. Styl gry i możliwości drużyny prowadzonej przez Pawła Janasa prezentowały się cokolwiek gorzej niż aktualnej kadry Nawałki. Powodów było kilka - choćby słabszy "team spirit" i mniejszego kalibru indywidualności, a te fakty przekładały się na mniejszą pewność siebie i ogranie w spotkaniach o stawkę. Kilka dni wcześniej Maciej Żurawski, Ebi Smolarek i spółka byli bezradni w starciu z Ekwadorem. W 2006 roku dowiezienie 0:0 z Niemcami przez asekuracyjnie grających Polaków stanowiłoby sumę dużego szczęścia, a ten punkt w zasadzie i tak zamykał szansę na wyjście z grupy. W 2016 roku bezbramkowy remis z tym samym rywalem sprawiedliwie odzwierciedla boiskowe wydarzenia, znacznie przybliżając promocję do drugiej rundy. Ot, taka subtelna różnica.
Wobec dość niespodziewanego zwycięstwa Irlandii Północnej nad Ukrainą, właściwie każdy rezultat w konfrontacji przeciwko żegnającym się z imprezą naszym wschodnim sąsiadom gwarantuje nam drugie miejsce. Każdy... poza porażką Niemców z wyspiarzami. Chociaż to jedynie futbol i na turniejach o mistrzostwo globu czy zmagań najlepszych na Starym Kontynencie dochodziło do różnych zaskakujących rozstrzygnięć, mistrzowie świata raczej nie dopuszczą do takiej ewentualności.
Biało-czerwoni nie mogą nie awansować! Nie chodzi jedynie o tabelowe kalkulacje, ale przekonanie o jakości i sile naszych rodaków. Ta grupa ludzi rozumie się ze sobą bardzo dobrze i ciągnie wózek w tę samą stronę. Oby jak najdalej dojechał.
fot. Reuters / sport.pl |
Remis jest niezwykle cenny, szeroko otwierający wrota do drugiej rundy, a przy sprzyjających układach - nawet pierwszego miejsca w grupie! Chociaż znacznie bardziej realna jest druga pozycja i perspektywa gry w 1/8 finału ze Szwajcarią lub Rumunią, czyli rywalami będącymi zdecydowanie w zasięgu podopiecznych Adama Nawałki.
Cóż, jest nawet pewien niedosyt, bo to Polacy stworzyli bardziej klarowne sytuacje podbramkowe. Znów piłka najbardziej "szukała" w polu karnym Milika, który tym razem nie zamienił żadnej okazji na gola. Lewandowski nie mógł poszaleć - był bardzo starannie kryty przez doskonale znającego go Jerome'a Boatenga. Ani "Lewy", ani jego koledzy nie oddali ani jednego strzału w światło bramki strzeżonej przez Manuela Neuera. Z przodu udawało się wszakże od czasu do czasu coś wykreować, choć pojawiał się problem z wykończeniem. Niemcy mieli przewagę, dwukrotnie częściej posiadali piłkę, wymienili znacznie więcej podań, kilka razy strzelali na bramkę, zmuszając do interwencji Łukasza Fabiańskiego, który zastąpił Wojciecha Szczęsnego. Nasz selekcjoner z pewnością przewidział jednak taki rozwój wydarzeń. Jego wybrańcy byli niesamowicie skoncentrowani, znakomicie spisywali się w defensywie, a już najwyższe słowa uznania należą się Michałowi Pazdanowi. Zdaniem wielu, to nie Boateng, lecz właśnie stoper Legii powinien zostać uznany graczem meczu. Czyścił wszystko w tyłach, świetnie odczytywał zamiary oponentów. Niewiele można zarzucić też pozostałym obrońcom, a także Krychowiakowi, którego występ niektórzy eksperci ocenili podobnie wysoko jak Pazdana.
Biorąc nawet pod uwagę, że team Joachima Loewa nie zachwycił, powtórzę jeszcze raz - to są mistrzowie świata, jeden z głównych faworytów Euro 2016, a my czujemy się nieco zawiedzeni, że nie wygraliśmy! Oznacza to, że mamy przekonanie o sile swojej reprezentacji, wcale nie wzięte z księżyca, a oparte na rzetelnych przesłankach. W Saint Denis prawie żadnego znaczenia nie miało pokonanie Niemców przez Lewandowskiego i spółkę w eliminacjach do francuskiego turnieju. Liczyło się tu i teraz. A kilka godzin temu biało-czerwoni pokazali, że potrafią powstrzymać ekipę ze ścisłego światowego topu, będąc nawet blisko zadania decydującego ciosu. Jasne - mogło być jeszcze lepiej, ale nie wybrzydzajmy. Polacy pokazali, że są pewni swojej wartości i nie pękają przed nikim, mając ku temu w pełni zasadne podstawy.
Nasunęło mi się porównanie do występu sprzed dokładnie 10 lat. Wówczas "prawie" udało się wyszarpać remis w potyczce z gospodarzami Mistrzostw Świata. Wszystko "prawie" by się zgadzało - tylko, że w ostatnich minutach zaciekle atakujący Niemcy dopięli swego. Słowo "prawie" czyni - jak wiadomo - sporą różnicę. Styl gry i możliwości drużyny prowadzonej przez Pawła Janasa prezentowały się cokolwiek gorzej niż aktualnej kadry Nawałki. Powodów było kilka - choćby słabszy "team spirit" i mniejszego kalibru indywidualności, a te fakty przekładały się na mniejszą pewność siebie i ogranie w spotkaniach o stawkę. Kilka dni wcześniej Maciej Żurawski, Ebi Smolarek i spółka byli bezradni w starciu z Ekwadorem. W 2006 roku dowiezienie 0:0 z Niemcami przez asekuracyjnie grających Polaków stanowiłoby sumę dużego szczęścia, a ten punkt w zasadzie i tak zamykał szansę na wyjście z grupy. W 2016 roku bezbramkowy remis z tym samym rywalem sprawiedliwie odzwierciedla boiskowe wydarzenia, znacznie przybliżając promocję do drugiej rundy. Ot, taka subtelna różnica.
Wobec dość niespodziewanego zwycięstwa Irlandii Północnej nad Ukrainą, właściwie każdy rezultat w konfrontacji przeciwko żegnającym się z imprezą naszym wschodnim sąsiadom gwarantuje nam drugie miejsce. Każdy... poza porażką Niemców z wyspiarzami. Chociaż to jedynie futbol i na turniejach o mistrzostwo globu czy zmagań najlepszych na Starym Kontynencie dochodziło do różnych zaskakujących rozstrzygnięć, mistrzowie świata raczej nie dopuszczą do takiej ewentualności.
Biało-czerwoni nie mogą nie awansować! Nie chodzi jedynie o tabelowe kalkulacje, ale przekonanie o jakości i sile naszych rodaków. Ta grupa ludzi rozumie się ze sobą bardzo dobrze i ciągnie wózek w tę samą stronę. Oby jak najdalej dojechał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz