niedziela, 29 maja 2016

Historyczny sukces po nieprawdopodobnym thrillerze!

Piłkarze ręczni Vive Tauronu Kielce wygrali Ligę Mistrzów! To z pewnością najważniejszy sportowy news nie tylko tej niedzieli, lecz także jeden z najważniejszych w całym roku, a zarazem jeden z największych sukcesów w historii polskiej piłki ręcznej. Równocześnie sam mecz finałowy przeciwko MVM Veszprem będzie zapewne przez wiele lat wspominany w handballowym świecie.

fot. gazeta.pl

Węgierski zespół przez trzy kwadranse wyraźnie przeważał i wydawało się, że spokojnie dowiezie przewagę do końcowej syreny. Jeszcze 14 minut przed końcem MVM prowadził 28:19. Tylko cud mógł uchronić mistrzów Polski od porażki. I ten cud w hali w Kolonii się wydarzył! Osiem bramek z rzędu, a były jeszcze dwa niewykorzystane karne. W ostatnich sekundach do dogrywki doprowadził dzięki niesamowitemu rzutowi Krzysztof Lijewski. Popatrzmy...


Dodatkowe 10 minut to wymiana ciosów. Ekipa z Kielc po trafieniu Julena Aguinagalde miała zwycięstwo na wyciągnięcie ręki, ale tym razem to do rywali należało ostatnie słowo. 35:35 po upływie 70 minut. Karne! Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie większe emocje? Warto to zobaczyć - po raz pierwszy lub kolejny...



Sławek Szmal!!! To jego obrona w czwartej serii okazała się kluczowa. Po raz kolejny ten jeden z najlepszych bramkarzy świata błysnął wielkimi umiejętnościami. W jednym z najważniejszych momentów, pod koniec drugiej połowy, odbił kilka piłek, dzięki czemu jego koledzy byli w stanie dogonić drużynę z Veszprem. Oczywiście oddajmy co należne także innym zawodnikom, którzy wykazali się ogromną wiarą i odpornością psychiczną. Klasę pokazali choćby Michał Jurecki, Karol Bielecki, Uros Zorman czy wspomniany Lijewski, znakomitą formę z całego sezonu potwierdził Tobias Reichmann. Zimną krew pokazał Aguinagalde, bo to przecież on rzucał ostatniego karnego. W drugiej serii obroną popisał się Marin Sego, który grał ostatnie spotkanie w barwach Vive Tauronu, a kilka dni temu temu jego występ wydawał się niemal wykluczony z powodu groźnego urazu, jakiego nabawił się w finale Pucharu Polski. Jak zatem widać, sukces miał wielu ojców. Wspomnijmy o Grzegorzu Tkaczyku - dla świetnego rozgrywającego, którego prześladowały w ostatnich latach kontuzje, był to ostatni mecz w karierze. Chyba nie mógł sobie wyobrazić piękniejszego pożegnania...

Oczywiście byłoby wielkim nietaktem pominąć milczeniem osobę trenera. Do tego triumfu raczej na pewno nie doszłoby bez Tałanta Dujszebajewa! O pochodzącym z Kirgistanu szkoleniowcu już nieco pisałem w poprzednich miesiącach, przy okazji nominacji na selekcjonera reprezentacji Polski. Cóż można dodać teraz? Chyba tylko tyle (aż tyle), że to jeden z najlepszych fachowców w światowym handballu! 

Po dwóch półfinałowych porażkach z Barceloną i brązowych medalach (2013, 2015), tym razem mistrzowie Polski wygrali batalię o finał. Walka z Paris Saint Germain była bardzo zacięta, o powodzeniu rozstrzygnęły ostatnie minuty. Sam awans do decydującej konfrontacji stanowił więc największy sukces w dziejach klubu. Jeśli jednak komuś wydawało się, że kielecki team spocznie na laurach, co mógł notabene sugerować rozwój wydarzeń przez większość regulaminowego czasu gry, był w błędzie. Odrobienie strat w praktycznie beznadziejnej sytuacji i zwycięska wojna nerwów w serii karnych - tak walczą i tak wygrywają prawdziwi mistrzowie!

Oby kilku z nich potrafiło wraz z trenerem przeszczepić te mistrzowskie nawyki na grunt drużyny narodowej. Medal olimpijski smakowałby co najmniej równie wspaniale (a może nawet bardziej)...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz