czwartek, 5 listopada 2015

Wolę wygrać 50:48 niż 120:118 (wywiad z Teodorem Mołłowem)

Na początku września Polski Związek Koszykówki ogłosił, że selekcjonerem reprezentacji Polski koszykarek został Teodor Mołłow, trener MKK Siedlce. 67-letni Bułgar od ponad 25 lat mieszka i pracuje w Polsce. Dotąd bardziej był znany z prowadzenia zespołów męskich, m.in. Górnika Wałbrzych, Polonii Przemyśl, Bobrów Bytom czy AZS-u Lublin. Z tym doświadczonym i pełnym zaangażowania w swoją pracę szkoleniowcem rozmawiałem po meczu jego zespołu z Wisłą Can-Pack Kraków.
fot. PAP / eurosport.onet.pl
W mediach częściej wymieniało się nazwiska innych trenerów, a tymczasem to Pan został selekcjonerem żeńskiej reprezentacji. Czy również dla Pana ta nominacja była dużą niespodzianką?

Nie byłem zaskoczony tym faktem. W sytuacji, w jakiej obecnie znalazła się kadra, władze PZKosz kierowały się najprawdopodobniej tym, że potrzebny jest trener z dużym doświadczeniem, który nie będzie podejmować nerwowych ruchów. Szczególnie ważny jest w tej chwili spokój, dzięki któremu będzie można najpierw zbudować najpierw dobrą atmosferę, a następnie stworzyć kolektyw, będący w stanie osiągnąć oczekiwane wyniki.

Jakie są Pana wrażenia po zgrupowaniu w Pruszkowie?

Widziałem zaangażowanie zawodniczek, ich chęć do współpracy, pozytywną atmosferę - to na pewno cieszy. Pięć dni to bardzo mało, prawie nic. Kolejne zgrupowanie też tyle potrwa. Przez taki okres nie ma możliwości wiele zmienić w stylu gry. Gdyby ktoś stwierdził, że w ciągu kilku dni jest w stanie wprowadzić istotne zmiany, jeśli chodzi o obronę, szybki atak czy atak pozycyjny, trzeba uznać, że chyba żartuje. Więcej można popracować nad mentalnością, wolą walki.

Jak ocenia Pan szanse w tych eliminacjach? Rywalki nie należą do łatwych…

Zgadza się - grupa jest bardzo ciężka. Ostatnio obserwuję ligę belgijską i muszę powiedzieć, że w reprezentacji tego kraju występują zawodniczki, które prezentują bardzo dobry poziom. Jeśli do tego dodamy, że przyjdzie nam grać z czwartym zespołem ostatnich Mistrzostw Europy, czyli Białorusią, to widać, jak trudne zadanie stoi przed nami. Oczywiście, nie mówię tego, aby usprawiedliwiać ewentualne niepowodzenie. Zrobimy, co w naszej mocy, aby awansować na Eurobasket w 2017 roku, czyli nie spaść poniżej tego poziomu, na jakim dotychczas znajdowała się kadra.

Za nami dopiero kilka kolejek Tauron Basket Ligi Kobiet, ale już pojawiają się głosy, że poziom rozgrywek jest wyższy niż w poprzednich latach. Czy podziela Pan to zdanie?

Tak. Wszystkie drużyny są dużo mocniejsze w porównaniu do minionego sezonu. Wyjątkiem może jest KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. - brakuje tam zawodniczek klasy Sharnee Zoll czy Alyssi Brewer. Niestety, również prowadzone przeze mnie MKK Siedlce prezentuje niższy poziom, czego powodem jest trudna sytuacja finansowa.

A Wisła Can-Pack Kraków? Mistrzynie Polski nie dysponują już tak silnym składem, jak w sezonie 2014/2015…

Wisła nadal jest w bardzo dobrym stanie. Uważam, że ta drużyna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Kto zdobędzie złoto w TBLK?

Na tę chwilę uważam, że równe szanse mają Wisła i Artego Bydgoszcz. Istotnym czynnikiem będzie zdrowie i forma zawodniczek, zwłaszcza polskich.

Przez wiele lat pracował Pan w męskiej koszykówce, sięgając w polskiej ekstraklasie po brązowe medale z Polonią Przemyśl i Bobrami Bytom. Czy mógł Pan więcej osiągnąć?

Oczywiście, ale również mogło być gorzej. W latach 90-tych XX wieku, gdy pracowałem z czołowymi klubami, jeszcze nieuregulowane były zasady funkcjonowania ligi, współpracy z menedżerami koszykarzy. Liga dopiero stawała się profesjonalna. Od tego czasu minęło wiele lat, zanim zdecydowano się na bardzo słuszny ruch, za jaki uważam zamkniętą formułę ekstraklasy.

Wielu krytykuje to rozwiązanie, sugerując, że zabija ducha sportowej rywalizacji. Zespoły nie muszą obawiać się o utrzymanie w ekstraklasie.

Dzięki zamknięciu ligi można wprowadzać do drużyny młodych graczy, nie ma presji wyniku, pod której wpływem ściąga się dzisiaj kolejnych zawodników zagranicznych, co nie przynosi korzyści polskiej koszykówce. Myślę, że taka formuła jest dobrym przykładem dla ligi żeńskiej, gdzie także powinna zostać wprowadzona. Wówczas w wielu klubach, w tym także MKK Siedlce, mogłyby ogrywać się młode koszykarki, a to wpłynęłoby pozytywnie na przyszłość basketu w Polsce.

A czy jest Pan zwolennikiem przepisu o równoczesnym pobycie na boisku minimum dwóch Polek?

Z jednej strony jest to sztuczna zasada, jednak musimy patrzeć na to, że nie można zostawić polskiej ligi bez polskich zawodniczek. Oprócz zamknięcia ligi, należałoby rozważyć wdrożenie jeszcze innych reguł. Ciekawy byłby na przykład przepis „5+7”, czyli maksimum pięć zagranicznych koszykarek w składzie zespołu, zastępujący obowiązek gry dwóch Polek. Uważam, że decyzje muszą być przemyślane, bo następne 3-4 lata będzie decydować o tym, czy poziom żeńskiej koszykówki w Polsce pójdzie w górę, czy też wyraźnie spadnie.

Trudniej jest prowadzić drużynę męską czy żeńską?

Zdecydowanie żeńską. Z mężczyznami w miarę łatwo można wyjaśnić niejasności czy wskazać błędy. U kobiet jest pod tym względem dużo więcej komplikacji, pojawiają się personalne rozgrywki, plotkowanie, dzielenie się na grupy. Pod tym względem jest to na pewno większe wyzwanie dla trenera.

Jak w porównaniu do okresu, gdy pracował Pan w męskiej ekstraklasie, zmieniła się sama koszykówka? Czy dostrzega Pan istotne różnice choćby w taktyce czy przygotowaniu zawodników?

Poziom przygotowania fizycznego poszedł tak do przodu, że coraz częściej jest decydującym czynnikiem. Równie istotne jest właściwe rozpracowanie przeciwnika, które powoduje, że przy dobrej defensywie połączonej z przygotowaniem fizycznym nieraz dochodzi do dość niespodziewanych wyników.

A co dla Pana jest najważniejsze w baskecie?

Mam taką filozofię – cenniejsze jest zwycięstwo 50:48 niż 120:118. Obrona musi być decydująca, jest podstawą, od której wszystko się zaczyna. W polskiej lidze braki techniczne czy rzutowe mogą zostać zrekompensowane przez odpowiednią mentalność, wolę walki i psychikę. Właśnie nastawienie drużyny do walki będzie niezwykle ważne podczas naszych spotkań w eliminacjach Mistrzostw Europy.

Kilku graczy, których Pan prowadził – choćby Andrzej Adamek, Arkadiusz Miłoszewski i Daniel Puchalski - wybrało pracę trenera. Czy jest Pan zadowolony z ich rozwoju w tej profesji?

Jestem zadowolony, gdy przypomnę sobie, kogo trenowałem, co ci zawodnicy przejęli ode mnie i co przekazują dalej, już jako trenerzy. To zawsze przyjemność, gdy mistrz widzi swoich uczniów, czyniących postępy i idących w bardzo dobrym kierunku.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz