niedziela, 21 lipca 2019

Po Lidze Narodów czas na kolejne wyzwania

Tydzień temu polscy kibice mogli cieszyć się z brązowego medalu kadry siatkarzy w Lidze Narodów. Ktoś nie znający szczegółów mógłby stwierdzić, że to nic nadzwyczajnego, bo przecież w ubiegłym roku biało-czerwoni zostali mistrzami świata. Jednak - jak wiadomo - na Final Six do Chicago poleciała de facto... druga reprezentacja. Świadczyłoby to o efektach pracy Vitala Heynena i ogromnym potencjale, jaki posiadają gracze znajdujący w jego orbicie zainteresowań.

fot. PAP / EPA

To nie dziwi, bo przecież w 2017 roku potencjalni następcy Bartosza Kurka, Michała Kubiaka czy Fabiana Drzyzgi sięgnęli po złoto w Mistrzostwach Świata do lat 21. Dwaj z nich znaleźli uznanie w oczach belgijskiego selekcjonera i w zeszłym roku na ich szyjach zawisły medale z najcenniejszego kruszcu również w zmaganiach seniorskich. Teraz młodzi gracze coraz wyraźniej zgłaszają swoją obecność w najważniejszej drużynie. W będącej dobrym momentem do eksperymentów Lidze Narodów szansę dostali nie tylko młodzieżowi czempioni globu, lecz także nieznacznie starsi od nich zawodnicy, wyróżniający się w ostatnim sezonie w klubowych rozgrywkach. Mało kto jednak spodziewał się, że w Final Six wystąpią wyłącznie pretendenci (pewnym wyjątkiem od tej reguły jest Karol Kłos, ale on po kilku latach wraca do kadry), podczas gdy najsilniejszy - według Heynena - team pozostał w Zakopanem, aby szlifować formę do kwalifikacji olimpijskich.

Swój pobyt na tym turnieju mocno eksperymentalnie potraktował sam szkoleniowiec, który wylądował w Chicago dopiero kilka godzi przed rozpoczęciem pierwszego meczu. Pod jego nieobecność zajęcia w USA prowadził Jakub Bednaruk. Po pokonaniu grającej w swoim praktycznie najmocniejszym zestawieniu Brazylii oraz Iranu, biało-czerwoni zameldowali się w półfinale. Heynen uważał, że ważniejsza jest ekipa, która trenuje w kraju albo... nie spodziewał się takich wyników - w każdym razie nosił się z zamiarem powrotu do Polski przed półfinałem, ale ostatecznie został na potyczkę z Rosją. Jak wiadomo, w spotkaniu o brąz już jednak nie zasiadł na ławce, bo po porażce w walce o finał opuścił amerykańską ziemię.

Jakkolwiek należy bardzo doceniać, co Belg robi dla polskiej siatkówki, to zamieszanie wokół jego pobytu na prestiżowym w tej dyscyplinie sportu turnieju budzi pewien niesmak. Nawet uwzględniając, że jest urodzonym showmanem, uwielbiającym rozgłos wokół swojej osoby, to powinien pamiętać o tym, że to przecież szczególny zespół, przede wszystkim dla polskich kibiców. Plusem tej sytuacji jest doświadczenie zdobyte w samodzielnym prowadzeniu pierwszej reprezentacji przez Bednaruka i oczywiście sam rezultat, bo przecież Brazylia została pokonana po raz drugi w ciągu czterech dni. Chociaż nie będzie przesadą stwierdzenie, że Bartosz Bednorz, Łukasz Kaczmarek czy Kłos wręcz rozbili bezradnych Canarinhos.

Mając w pamięci, ile wysiłku kosztowało zdobycie paszportów na igrzyska w Rio de Janeiro, nie dziwi, że kwalifikacje olimpijskie są traktowane tak priorytetowo, jako imprezy ważniejsze od wrześniowych Mistrzostw Europy i październikowego Pucharu Świata. Oby już za trzy tygodnie ten cel był osiągnięty, bez późniejszych nerwowych batalii. Oczywiście przed własną publicznością, dodatkowo wzmocnieni Wilfredo Leonem, Polacy mają spore szanse na zapewnienie sobie udziału w olimpiadzie odbywającej się za rok w Tokio. Niemniej walka o pierwsze miejsce wcale nie musi być usłana różami. O ile Tunezja nie powinna być trudną przeszkodą, to już w starciach z Francją i Słowenią mogą pojawić się trudne chwile. Obie drużyny w poprzednich latach potrafiły ogrywać biało-czerwonych. Trzeba to mieć na uwadze, nie uważając, że wszystko jest już rozstrzygnięte, zanim siatkarze wybiegną na parkiet trójmiejskiej Ergo Areny.

Dobrym przetarciem do tej rywalizacji będzie XVII Memoriał Huberta Jerzego Wagnera, który odbędzie się w pierwszych trzech dniach sierpnia w Tauron Arenie Kraków. Wówczas w koszulce z Białym Orłem zaprezentuje się właśnie Leon. W końcu, bo przecież jeden z najlepszych siatkarzy na świecie już od czterech lat jest naszym rodakiem. Długo trwały te procedury i karencja, ale teraz jego wsparcie może stanowić duże wzmocnienie, zwłaszcza że kontuzję leczy Kurek. Zresztą kto wie, czy uwzględniając osłabienie pozycji atakującego, Heynen nie wystawi Leona właśnie w tej roli. W przyszłym obaj panowie będą ze sobą współpracować we włoskim klubie z Perugii, co może podziałać tylko na korzyść reprezentacji, zwłaszcza w kontekście igrzysk.


Czeka nas zatem w tym roku jeszcze wiele interesujących meczów z udziałem biało-czerwonych, choć powinniśmy pamiętać o wspomnianej wyżej hierarchii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz