piątek, 31 maja 2019

Usprawiedliwiona przerwa

Od dwóch miesięcy nie pojawił się na tym blogu żaden nowy wpis. W ogóle kwiecień był pierwszym "pustym" miesiącem od powstania bloga, czyli od początku 2015 roku. Cóż, tak chyba musiało być. Rola taty jest cokolwiek absorbująca. :)



Córeczka jest w dobrej formie, prawidłowo rośnie. Jak to maluszek w trzecim miesiącu życia, Iga czasem miewa swoje humory, ale ogólnie nie mamy co narzekać. Najważniejsze jest to metafizyczne poczucie więzi, radość z postępów w jej rozwoju. Bez wątpienia wiele zmieniło się w moim życiu, ale to bardzo dobra zmiana, choć oczywiście wymagająca poświęceń.

Nazbierały się jeszcze inne zaległe sprawy. Dlatego nie obiecuję, że nagle zacznę sypać wpisami, ale postaram się czasem wygospodarować kilka chwil, aby tutaj podzielić się swoimi refleksjami. Tym bardziej, że ciągle dzieje się w bliższym czy dalszym świecie coś interesującego, zwracającego moją uwagę.

Pilnie śledziłem wydarzenia związane z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście pofatygowałem się do lokalu wyborczego. Cóż, jestem trochę rozczarowany rozstrzygnięciami. Widać pewne trendy - zarówno w nastrojach społecznych, jak i w "robieniu polityki", które przejawiają się choćby w skuteczności marketingu politycznego i organizacji kampanii. Nie można jednak wyciągać pochopnych wniosków i na podstawie majowych tendencji już definitywnie rozstrzygać, co wydarzy się w październiku, gdy Polacy pójdą wybierać posłów i senatorów. Wiele jeszcze może się zmienić.

W miarę możliwości oglądam play-off ekstraklasy koszykarzy i vloga Adama Romańskiego. Dużo dzieje się na parkietach, oprawa meczów i komentarz na Polsat Sport na bardzo dobrym poziomie, a dyskusje na YouTube to nie lada gratka dla fanów basketu. Jak wiadomo, w półfinale była ekscytująca konfrontacja Arki Gdyni z Anwilem Włocławek. Z 2-0 do 2-3, czyli tak, jak było w... 1996 roku, gdy w półfinale "moja" Polonia Przemyśl rywalizowała z Bobrami Bytom. Wczoraj odbył się już pierwszy mecz finałowy. Czy Polski Cukier Toruń pójdzie za ciosem i zdetronizuje konkurentów zza miedzy? Odpowiedź na to pytanie poznamy w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

Przeczytałem ostatnio wywiad-rzekę z Jackiem Gmochem. Dwaj znakomici "wywiadowcy" nie odpuszczają, drążąc praktycznie wszystkie istotne tematy z życia tego niezwykle kontrowersyjnego trenera piłkarskiego. Zresztą już sugerujący megalomanię bohatera tytuł zapowiada, że będzie cokolwiek ciekawie. Gmoch opowiada o swoim życiu i pracy zawodowej nieraz dowcipnie, a czasem śmiertelnie poważnie, choćby odsłaniając kulisy Mistrzostw Świata w 1978 roku. Chociaż nie ma sobie zbyt wiele do zarzucenia i pewnie są tacy, co widzą różne sprawy inaczej od niego, warto poznać jego wersję. Co by nie powiedzieć, to prekursor naukowego spojrzenia na piłkę nożną. Nietuzinkowy człowiek, chyba bardziej doceniany w Grecji niż w naszym kraju. Zatem tę książkę można polecić każdemu kibicowi polskiego futbolu.



Podsumowując - żyję, mam się dobrze i nie mówię jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o bloga. A może nawet powiem coś więcej na jeden temat w drugiej połowie roku. Jednak nie chcę niczego planować. Czas pokaże.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz