niedziela, 31 marca 2019

Panie Włodzimierzu, dziękuję!

W ubiegłym tygodniu jednym z najważniejszych sportowych newsów - choć wprost nie związanych z wynikami ze stadionów, hal czy innych aren - było ogłoszenie przez Włodzimierza Szaranowicza w dniu swoich 70. urodzin, że kończy karierę dziennikarską. Chyba nie tylko dla mnie to istotniejsza informacja od dwóch zwycięstw futbolowej reprezentacji Polski w eliminacjach Euro 2020 czy zakończenia sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich. Ktoś może powiedzieć: - Kolejny człowiek w słusznym wieku przeszedł na emeryturę, więc cóż w tym nadzwyczajnego? Jednak Szaranowicz nie jest jednym z wielu. To ktoś niezwykły.

fot. Grzegorz Jakubowski / poranny.pl


Człowiek, który przez ponad 40 lat pracy w TVP relacjonował sportowe wydarzenia. Ponieważ sam uprawiał w młodości sport, będąc również absolwentem stojącej wówczas na bardzo wysokim poziomie warszawskiej AWF, znakomicie czuł tę dziedzinę życia. A ponieważ posiadał bogate słownictwo, umiał zainteresować i wprowadzić w klimat rywalizacji, niezwykle ciekawie opowiadać o jej aktorach, plastycznie opisywać emocje, sukcesy i niepowodzenia, niekiedy dostarczać wzruszeń. Bywało, że i sam nie potrafił powstrzymać wzruszenia, jak wówczas, gdy podsumowywał karierę Adama Małysza (film opublikowany na YouTube przez użytkownika Rassook)...



Pod koniec lat 80. poprzedniego stulecia, na samym początku mojego zainteresowania sportem, bardziej rozpoznawalny był dla mnie komentujący piłkę nożną Dariusz Szpakowski. Pan Włodzimierz relacjonował wydarzenia lekkoatletyczne, w tym słynny finał biegu na 100 metrów na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu, zakończony rekordem świata Bena Johnsona, później zdyskwalifikowanego za stosowanie dopingu.

Podczas ceremonii otwarcia kolejnych igrzysk wspaniale potrafił wprowadzić w atmosferę największego sportowego święta, jak również przeszło dwa tygodnie później, gdy znicz gasł, niejako podsumowywać - nie tylko w sferze wyników - to, czego byliśmy świadkami, podkreślając znaczenie idei olimpizmu. Dowodem na to niech będą słowa, jakie wypowiedział w 2016 roku w wywiadzie dla "Polska The Times" (cały wywiad tutaj: https://polskatimes.pl/wlodzimierz-szaranowicz-to-beda-moje-osiemnaste-igrzyska-ale-wciaz-mam-do-nich-mistyczny-stosunek/ar/10466980). Mam mistyczny stosunek do igrzysk. To jedne z tych wartości, których trzeba bronić. Jest rodzaj humanizmu olimpijskiego, który niesie takie przesłania, które są ponadczasowe. To spotkania na otwartym stadionie niezależnie od rasy, płci, narodowości, wieku. W Rio będą też reprezentowani ci, którzy są dziś wygnańcami. MKOl potrafi robić bardzo ważne dla współczesnego świata gesty. Ktoś powie, że to naiwne, bo świat jest dziś brutalny, ale my wciąż marzymy o świecie idealnym. Nie chcemy go takim, jakim jest w wielu przypadkach. Ale do końca życia będę bronił Pierre de Coubertina. Jego myślenie o przyszłych pokoleniach, o świecie, o wiekach było imponujące. Sięgał do przesłań Greków, ale potrafił je dopasować do współczesnego świata. Jeżeli igrzyska mają już ponad 100 lat tradycji, to są wielkim wydarzeniem.

Podobnie jak wiele osób z mojego pokolenia, najbardziej zapamiętałem jednak Szaranowicza z komentowania meczów bijącej wtedy popularności ligi NBA, dzięki której połknąłem koszykarski haczyk. Jego słynne zawołanie "Hej, tu en-bi-ej!" przeszło do historii. Tutaj taki przykład startu transmisji (film na YouTube opublikowany przez użytkownika Martineezz85)...



Trzeba podkreślić, że Pan Włodzimierz nie tylko grał w koszykówkę (choć nie występował w ekstraklasie), ale i w latach 80. podczas pobytu w USA przypatrywał się z bliska wyczynom największych gigantów basketu. Wówczas jeszcze mało kto miał w naszym kraju pojęcie o NBA. Był zatem w TVP najbardziej właściwą osobą do relacjonowania zmagań ekip z Chicago, Houston, Nowego Jorku czy Los Angeles. W drugiej połowie lat 90. relacjonował też mecze najlepszych drużyn w ekstraklasie koszykarzy. Dramatyczne finałowe potyczki Śląska Wrocław z Mazowszanką Pruszków i Nobilesem (obecnie Anwil) Włocławek wielu kibiców tej dyscypliny sportu wspomina do dzisiaj.

Pierwsza dekada XXI wieku to era skoków narciarskich. Któż inny, jak nie Szaranowicz, mógł fascynująco opowiadać o wielkich triumfach Małysza, podnosząc na wyższy poziom emocje i poczucie dumy z osiągnięć Orła z Wisły? To on relacjonował także w ostatnich dwóch dekadach szereg sukcesów polskich lekkoatletów na Igrzyskach Olimpijskich, Mistrzostwach Świata i Mistrzostwach Europy, liczbowo już zbliżonych do słynnego Wunderteamu z Ireną Szewińską na czele.

Przez blisko 8 lat Pan Włodzimierz łączył pracę komentatora z szefowaniem redakcji sportowej TVP. W opublikowanym 21 marca wywiadzie z Jerzym Chromikiem przyznał, że niezbyt dobrze czuł się w tej drugiej - dyrektorskiej - roli, co prawdopodobnie przyczyniło się do jego problemów zdrowotnych. Rok temu, podczas zmagań olimpijskich w Pjongczangu, stwierdził, że to jego ostatnie zimowe igrzyska. Niemniej - choć dało się już odczuć jego mniejszą aktywność - nie oznaczało to pożegnania z pracą. Dlatego informacja przekazana 10 dni temu była dość zaskakująca i poruszająca, zwłaszcza w kontekście podanej przyczyny, czyli choroby.

Co prawda TVP jest obiektem powszechnej, najczęściej uzasadnionej krytyki (nie tylko w ostatnich latach), są tam też pozytywne postaci, a do takich z pewnością zalicza się Szaranowicz, który zawsze potrafił trzymać wysoki poziom. Owszem, zdarzały mu się językowe czy merytoryczne wpadki, lecz kto nigdy się nie pomylił? Oczywiście oprócz wszystkowiedzących internetowych recenzentów, którzy skomentowaliby wszystko perfekcyjnie i nikt by im niczego nie zarzucił, ale z jakichś powodów jeszcze nie zgłosili swojego akcesu do pracy w prawdziwych mediach...

Cóż, czas upływa nieubłaganie, a wszystko ma swój koniec, także kariera zawodowa. Choć podobno nie ma ludzi niezastąpionych, to Włodzimierza Szaranowicza zastąpić będzie bardzo ciężko. Bo dziennikarzy sportowych w różnych telewizjach niby jest wielu, ale ludzi z taką charyzmą, wiedzą, darem językowym, czuciem sportu, próżno obecnie szukać...


Panie Włodzimierzu, jako zwykły zjadacz chleba, bardzo dziękuję za te wszystkie pozytywne emocje, jakie mogłem doświadczyć, słuchając Pana komentarzy, za to, jak wspaniale potrafił Pan mówić o sporcie, jaką można było czerpać z tego naukę i radość. Z niecierpliwością czekam na zapowiadaną przez red. Chromika książkę. Czytając wspomniany wywiad, przypuszczam, że to będzie znakomita uczta. Oczywiście życzę Panu, aby problemy zdrowotne były jak najmniej uciążliwe. Jestem przekonany, że wygra Pan tę walkę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz