czwartek, 9 lutego 2017

Zostawcie Warszawę w spokoju!

Nie żywię specjalnie pozytywnych uczuć wobec stolicy (w Krakowie to poniekąd normalne), ale w sprawie projektu ustawy wprowadzającej tzw. wielką Warszawę jak najbardziej solidaryzuję się z większością jej mieszkańców, a także ludzi zamieszkujących gminy mające być włączone do tego monstrualnego tworu. Piszę o większości może nieco na wyrost, ale reakcje na PiS-owski pomysł są bardzo wymowne, świadcząc o braku społecznego poparcia dla tego rodzaju "kreatywności" rządzących.

mem ze strony fabrykamemow.pl

Warszawscy radni chcą referendum, podobnie jak samorządowcy z okolicznych gmin. Ale po co? Przez kilka dni o bezsensowności referendum próbował przekonywać opinię publiczną Jacek Sasin, będący w PiS jednym z liderów pod względem liczby wypowiedzi, w których... trudno doszukać się sensu. W ciągu ostatniego tygodnia mocno wyśrubował ten wynik.

No właśnie - po co suweren ma zabierać głos w referendum, w ważnych sprawach? Czy nie lepiej, aby tenże suweren siedział cicho, nie reagując na genialne pomysły jego przedstawicieli we władzy ustawodawczej, lepiej wiedzących, co jest najkorzystniejsze, najbardziej słuszne i sprawiedliwe, bez odwoływania się do konsultacji społecznych? Bo przecież suweren powierzył im swój los, a teraz niech grzecznie i ufnie przygląda się wdrażanym rozwiązaniom... Co z tego, że miażdżąca większość burmistrzów i wójtów jest przeciwna temu pomysłowi? Przecież ci ludzie to politycy, którzy próbują sprowadzić wszystko do politycznej awantury, w tym celu wykorzystując mieszkańców...

To jest właśnie esencja PiS-owskiego rozumowania, którego jednym z najwybitniejszych przedstawicieli jest "wielce oświecony" poseł Sasin.

Jasne, teraz ten pan już trochę zmienił ton. Bo przecież kilka uwag do projektu ustawy miał sam prezes. Ponadto Jarosław Gowin dał do zrozumienia, że ta inicjatywa nie może liczyć na jego poparcie. Krytycznie wyrazili się o tzw. wielkiej Warszawie niektórzy dziennikarze bliscy formacji rządzącej. Kto wie, referenda nie są wykluczone - taka konkluzja płynęła ze spotkania Sasina z wojewodą. Inna sprawa, czy wyniki głosowań będą uważane za opiniotwórcze...

Dla każdego, kto myśli choć trochę logicznie, jest oczywiste, że ten człowiek został wysłany na ważny odcinek walki przeciwko "układowi". J. Kaczyński i jego zausznicy nie byliby sobą, gdyby nie dążyli do zniszczenia i zawłaszczenia dla siebie samorządów. To czuły punkt dla PiS, z uwagi na brak "swoich" prezydentów w dużych miastach i pozostawanie w opozycji w aż piętnastu sejmikach. A chętnych na konfitury trochę by się jeszcze w partii i jej otoczeniu znalazło...

Zdaniem wielu politologów i socjologów, samorządy są de facto jednym z największych osiągnięć naszego kraju po 1990 roku, choć rzecz jasna nie pozbawionym pewnych niedoskonałości. Dlatego funkcjonariusze wiadomej partii twierdzą, że patologia wychodzi tam z każdego kąta i umoczeni są wszyscy, potworzyły się układy i sitwy (oczywiście chlubne wyjątki są tam, gdzie coś do powiedzenia mają "swoi"...). To genetyczne zło trzeba zatem wypalić żelazem. Stąd propozycja wprowadzenia maksymalnie dwóch kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast - skądinąd niepozbawiona sensu (choć można z nim polemizować), postulowana już wcześniej przez niektóre ugrupowania. Jednak musiał znaleźć się haczyk - J. Kaczyński stwierdził, że w tym przypadku prawo może działać wstecz, więc jeśli dla danego samorządowca ta kadencja jest co najmniej drugą na tym stanowisku, nie będzie mógł wystartować w kolejnych wyborach. Intencje tego zabiegu są oczywiste. Pojawił się też pomysł uzależnienia startu kandydata od poparcia ze strony partii politycznej, mówiło się już i o tym, aby nie prawomocne skazanie wyrokiem sądu karnego, ale już tylko same zarzuty w postępowaniu przygotowawczym eliminowały z kandydowania. Szkoda słów.

Projekt ustawy warszawskiej idzie (szedł?) krok dalej, zupełnie niszcząc zasadę proporcjonalności w wyborach do Rady Miasta. Każde dziecko już wie, iż to dlatego, że w zdecydowanej większości okolicznych gmin wygrał PiS. Skoro tam mieszka około 2 razy mniej ludzi niż w dzisiejszej Warszawie, to co by stało na przeszkodzie, aby gminy dysponowały prawie dwukrotnie większą liczbą radnych? Dla PiS nie ma rzeczy niemożliwych.

Dlatego ten absurdalny pomysł, czyniący Warszawę chyba najdziwniejszym tworem spośród wszystkich europejskich stolic, bez ładu i składu zmieniający granice siedmiu powiatów (dodatkowo jeden w całości wchłonięty do stolicy), nie liczący się z mieszkańcami, ani ze skutkami społecznymi czy kosztami (np. zmiana nazw wielu ulic), to kolejny dowód na mentalność ludzi obecnie rządzących Polską. Mają dużo, chcą mieć jeszcze więcej, zmieniając prawo w taki sposób, jak im się podoba, bez względu na jakiekolwiek reguły zdrowego rozsądku i ludzkiej przyzwoitości. Mają za nic ludzi kompetentnych, sprawnie zarządzających, popularnych w lokalnych społecznościach, często nie związanych z żadnym ugrupowaniem politycznym. Wszędzie wokół widzą polityków i układy, a tak naprawdę sami maksymalnie wszystko upolityczniają, próbując wyciągnąć jak najwięcej dla siebie i swoich popleczników. To jest prawdziwy cel ich działania. Obywatele są jedynie środkiem wiodącym do tego celu, więc kiedy przeszkadzają, są instrumentalnie traktowani przez "lepiej wiedzących".

Wiadomo, że w ostatnim czasie stolicą wstrząsnęła afera reprywatyzacyjna, mocno obciążająca konto Hanny Gronkiewicz-Waltz i PO. Nikt mnie jednak nie przekona, że gdyby prezydentem był teraz Sasin, byłoby normalniej - pomijając już fakt, że wątki afery dotyczą również okresu, w którym prezydentem miasta był Lech Kaczyński. Zresztą wystarczy zerknąć na to, jaką przechowalnią dla działaczy PiS (w tym tych startujących do większej kariery) był warszawski samorząd w latach 2002-2005...

Całkiem prawdopodobne, że na ustawie warszawskiej formacja rządząca potknie się znacznie bardziej niż na zawłaszczeniu Trybunału Konstytucyjnego i "reformie" wymiaru sprawiedliwości. Wtedy zwykły Kowalskiemu wydawało się, że rozgrywa się walka o wpływy polityczne, teraz może uznać, że nastąpił atak polityków na możliwość współdecydowania o losach społeczności lokalnej, do której należy. Zatem dopiero przekona się, jaka jest prawdziwa twarz partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz