czwartek, 16 lutego 2017

Edukacja prawna

Mało kto dostrzega, że jednym z istotnych problemów polskiego społeczeństwa jest ogólnie niski poziom wiedzy prawniczej. Nie chodzi tutaj oczywiście o to, żeby przeciętny Kowalski nie-prawnik wkuwał na pamięć kodeksy czy ustawy, o rozwiązywaniu skomplikowanych kazusów nie wspominając. Ważne, aby wiedział, co może zrobić w stosunkowo prostych przypadkach, znał przysługujące mu uprawnienia i był świadomy różnych pułapek. Bo przecież codziennych sytuacji skutkujących choćby potencjalnym zetknięciem z prawem jest bez liku.



Ślub, darowizna nieruchomości, nawiązanie stosunku pracy, zagubienie dowodu osobistego - to tylko przykładowe, powszechnie spotykane zdarzenia. Niektóre z nich są spodziewane, inne następują nagle i nie dało się ich przewidzieć. Wspólny mianownik jest taki, że są równoznaczne z różnymi, mniej lub bardziej złożonymi konsekwencjami. Dlatego warto wiedzieć, co może wydarzyć się dalej, jakie są możliwości, a jakie obowiązki.

Oczywiste, że większość młodych ludzi, wybierających się na studia (a przecież niemała część woli skończyć edukację w wieku 18-20 lat) nie jest zainteresowana ukończeniem prawa i wykonywaniem zawodu sędziego, adwokata czy radcy prawnego. Na niektórych kierunkach (np. ekonomicznych) studenci mają zajęcia z jednej lub kilku dziedzin prawa, więc powinni mieć powierzchowne pojęcie na ten temat. Jednak jakikolwiek kontakt z prawem innych młodych ludzi przedstawia się znacznie gorzej. A to już jest poważny problem. Niestety, od zakończenia poprzedniego ustroju nie ma tutaj jakiejś znaczącej poprawy. Podobnie jak wówczas, zwykły człowiek zbyt często boi się wikłać w kwestie prawne, nawet jeśli ma świadomość, że powinien rozwiązać daną sprawę. Język kodeksów i ustaw jest niezrozumiały, a usługi czy opłaty sądowe kosztują dość sporo - takie panuje powszechne przekonanie, skądinąd słuszne.

Polska szkoła nie zapewnia zbyt wiele w tym zakresie. Blisko 20 lat temu (oj, jak to już dawno...) na kilku lekcjach wiedzy o społeczeństwie w liceum rozmawialiśmy o Konstytucji, która weszła w życie kilka czy kilkanaście miesięcy wcześniej. Czyli absolutna podstawa - sprawy ustrojowe i wolności obywatelskie. Na temat innych dziedzin prawa właściwie żadnej wzmianki. Podejrzewam, że obecnie tej dawki prawa w liceum jest niewiele więcej.

W ostatnich latach rządów PO pojawiły się jakieś nieśmiałe pomysły dotyczące edukacji prawnej w szkołach ponadgimnazjalnych. Częściowo nawet były realizowane, o ile szkoły wyrażały zainteresowanie zajęciami w tym zakresie, prowadzonymi przez przedstawicieli zawodów prawniczych. Miało to zatem właśnie bardziej dobrowolny niż odgórny, masowy charakter. Daleko było do powszechnego zastosowania, a i pewnie (nie mam tutaj wiedzy) odzew szkół mały. Jako plus można zapisać uchwalenie tuż przed końcem poprzedniej kadencji Sejmu obowiązującej od nieco ponad roku ustawy o nieodpłatnej pomocy prawnej oraz edukacji prawnej, choć główna niedoskonałość polega na stosunkowo wąskim zakresie udzielania tych porad. Coraz więcej adwokatów i radców prawnych działa "pro bono" także przy innych okazjach - w ramach różnych eventów (organizacje pozarządowe) czy w pewnym zakresie czasowym w swoich kancelariach. Takie inicjatywy są dość cenne, biorąc pod uwagę, że stawki za profesjonalną pomoc ciągle są zbyt wygórowane, jak na przeciętną kieszeń.

Ponieważ w erze Internetu dostęp do informacji wszelkiej maści jest znacznie łatwiejszy, sporo osób dowiaduje się tą drogą, jak można rozwikłać dany problem z zakresu prawa. Nie brakuje redagowanych przez prawników stron z poradami, są fora, na których można uzyskać odpowiedź na nurtujące kwestie. Nieskromnie dodam, że czasami dorzucę tam coś od siebie. Również w obecnej pracy jest wykorzystywana moja wiedza i wykształcenie prawnicze - w ciągu 5 lat udzieliłem kilkaset porad (chociaż to jedno z wielu moich zadań), rzecz jasna bezpłatnych. Zazwyczaj są to nieskomplikowane sprawy z zakresu prawa rodzinnego, napisanie pozwu czy wniosku. Bywa, że przytrafi się coś bardziej złożonego. Czasami pojawiają się osoby nadmiernie roszczeniowe, ale więcej przychodzących sprawia wrażenie przestraszonych, twierdzących, że są w tej tematyce zieloni. Mimo że ich racje wyglądają na bezsporne, nieraz obawiają się iść do sądu, ewentualnie doświadczyć innych związanych z tym konsekwencji, które można określić jako rodzinny czy społeczny ostracyzm. Zawsze mam satysfakcję, gdy później okaże się, że skutecznie pomogłem.

Co robić? Dokąd się zwrócić? Jak walczyć o swoje prawa? Na jakiej podstawie? To najważniejsze pytania w takich przypadkach. Gdyby w szkole poświęcono choć trochę miejsca zagadnieniom prawnym, byłoby inaczej. Nie mówię, że uczniowie powinni dowiedzieć się, jak w szczegółach napisać dany pozew, bo to już domena studiów prawniczych, a nawet kierunkowych aplikacji. Ważne, aby poczuli tego "ducha prawa", byli świadomi swoich obywatelskich uprawnień i obowiązków, nie bali się sądów i urzędów, jednocześnie mając do nich należny szacunek. Taka lekcja wychowania obywatelskiego byłaby szalenie przydatna w dorosłym życiu, z korzyścią dla wszystkich. Zwłaszcza, gdy ludzie obecnie rządzący Polską uroili sobie, że mają patent na wszelką mądrość, a w rzeczywistości podmywają najważniejsze fundamenty demokratycznego państwa...

Wiem, pewnie jestem idealistą, wymagam zbyt wiele. Jednak czy nie mam racji?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz