Podobnie jak sporo osób, w ostatnich dniach z uwagą śledzę wydarzenia w Turcji. W nocy z piątku na sobotę doszło tam do nieudanej próby puczu wojskowego. Wydarzenia, jakie miały miejsce w kolejnych dniach, wskazują na to, że całą akcję mógł ukartować prezydent Recep Erdogan, aby jeszcze bardziej wzmocnić pozycję swoją i rządzącej partii. Nie wróży to zbyt dobrze przyszłości tego państwa, odgrywającego niezwykle ważną rolę w polityce międzynarodowej.
fot. Reuters / gazeta.pl |
Chyba żaden mieszkaniec Turcji, ceniący swoje życie, zdrowie i wolność, nie wygłosi dzisiaj otwarcie tezy, jakoby prezydent maczał palce w piątkowych wydarzeniach. Opozycja dystansuje się od próby obalenia władz. Poprzez przekazy medialne widzimy, że trwa sterowane szaleństwo - namawiani przez przywódcę ludzie tłumnie wychodzą na ulice, aby wyrazić swoje poparcie dla niego. Erdogan zapowiada bezwzględne rozprawienie się z puczystami, szybko znajdując "winnych". Najpierw był to islamski duchowny żyjący w USA, potem rzekomo przyznał się do winy jeden z najwyższych dowódców wojskowych. Na pewno nie obejdzie się bez czystki w armii, która i tak przeżyła w ostatnich latach duże zmiany pod dyktando opcji rządzącej. Według wszystkowiedzącego prezydenta "spiskowcami" okazali się też sędziowie, skoro w ciągu kilku godzin od opanowania sytuacji wydano nakaz aresztowania prawie trzech tysięcy przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości... Erdogan sięgnął też po inny, wypróbowany przez populistów oręż - trzeba przywrócić karę śmierci, bo tego chce naród.
Po pierwszych oficjalnych reakcjach krajów Unii Europejskiej oraz USA, akcentujących zadowolenie z obrony tureckiej demokracji przed wojskowym zamachem stanu, przyszedł czas na chłodniejszą ocenę. Władze Turcji nie mogą przekraczać cywilizowanych granic w rozliczaniu spisku - tak brzmi ton tych wypowiedzi. Padły sugestie, że w przeciwnym razie Turcy mogą zapomnieć o wejściu do UE. Wydaje się jednak, że Erdogan mało będzie przejmować się tymi zapowiedziami - dla niego ważniejsze od integracji europejskiej jest teraz podbijanie własnej popularności dla osiągnięcia politycznych korzyści. Taką na pewno byłoby uzyskanie w parlamencie większości 2/3, pozwalającej przyjąć nową konstytucję, która poszerzyłaby kompetencje głowy państwa. Niewykluczone, że po trwających obecnie politycznych igrzyskach odbędą się przedwczesne wybory, których rezultat nie wydaje się trudny do przewidzenia.
Erdogan wie, że i tak jest liczącym się graczem na arenie międzynarodowej. Bo jak inaczej mówić o kraju posiadającym drugą co do liczebności armię w NATO, będącym rzeczywistym pomostem między Europą a szalenie niebezpiecznym Bliskim Wschodem? Już z tych powodów pierwsze doniesienia o zorganizowanym przez wojskowych przewrocie wzbudziły niepokój światowej opinii publicznej. Jakkolwiek różnie oceniało się prezydenta i formację rządzącą, to przynajmniej miał demokratyczny mandat - inaczej rozmawia się z ludźmi w mundurach, którzy nagle postanowili przejąć władzę, przez co w oczywisty sposób łamią podstawowe reguły demokracji. Warto wszakże zauważyć na swoistą turecką tradycję - w przeszłości armia kilka razy dokonywała zamachów stanu, co uzasadniała wyrażoną w konstytucji ochroną świeckości republiki. Islamski konserwatysta Erdogan konsekwentnie ogranicza tę świeckość, więc - paradoksalnie - działania wojska w obronie wartości kemalizmu mogłyby mieć swoje uzasadnienie. Ale gdyby tak faktycznie było, to czy niewielka grupa oficerów średniego szczebla byłaby na tyle oderwana od rzeczywistości, aby organizować akcję z góry skazaną na niepowodzenie, nie mającą de facto oparcia w ich realnej sile i aktualnych społecznych nastrojach? Jakoś mało to wiarygodne, nawet biorąc pod uwagę element zaskoczenia i nadzieję wojskowych na zdobycie sojuszników. Jeśli zdecydowana większość dowódców pozostała wierna prezydentowi i rządowi, to finał mógł być tylko jeden. To Erdogan najbardziej potrzebował tego puczu, pokazując społeczeństwu, jaki jest silny.
Odkąd Turcja podjęła starania o wstąpienie do UE, było oczywiste, że negocjacje będą niesamowicie trudne. Mimo znaczącego postępu i epokowych reform, rozpoczętych po I wojnie światowej przez Mustafę Kemala - Atatürka, różnice prawne i kulturowe wydają się zbyt duże. To tak, jak z Rosją, której obywatele chyba już zawsze będą gdzieś poza cywilizacyjną Europą. W tureckich więzieniach przebywa blisko setka dziennikarzy, prasa opozycyjna została ograniczona prawie do minimum. Odsiadka czeka delikwentów twierdzących, że 100 lat temu Turcy wymordowali 1,5 mln Ormian. Do niedawna podobny los był pewny, jeśli publicznie skrytykowało się lub w inny sposób naruszyło godność Atatürka - czczonego niczym bóstwo twórcę świeckości państwa. Teraz jego rolę chce przejąć Erdogan, czyli zwolennik odmiennego ustroju, z dość wyraźnymi akcentami religijnymi. Do tego dochodzi kwestia ogromnej dyskryminacji Kurdów, których w Turcji mieszka co najmniej kilkanaście milionów. Dotychczas europejscy i amerykańscy partnerzy przyjmowali te "szczegóły" niejako z dobrodziejstwem inwentarza. Czy tak będzie dalej, nawet jeśli tureckiego przywódcę przestanie interesować członkostwo w UE?
Na koniec mała zmiana tematu. Jaki jest - w skrócie - aktualny obraz naszego kraju, po zaledwie ośmiu miesiącach od nadejścia tzw. dobrej zmiany? Kreowanie wrogów wewnętrznych i rozprawianie się z nimi poprzez oskarżanie o rozmaite spiski bez racjonalnych dowodów, próba zniszczenia niezależności Trybunału Konstytucyjnego, dążenie do totalnej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości, włącznie ze zwalnianiem czy przenoszeniem sędziów, populistyczne zaostrzanie kar za przestępstwa, ideologiczny konserwatyzm i radykalizm, wybiórcze traktowanie historii, a wręcz jej fałszowanie, wrogość i podejrzliwość wobec wszystkiego, co inne lub obce pod względem poglądów, narodowości, kultury czy religii, przejęcie mediów publicznych i dokonywanie tam czystek, których efektem jest rażąca stronniczość programów informacyjnych, bezkrytyczne faworyzowanie "swoich" na państwowych posadach, buta i arogancja członków rządu, a także innych dygnitarzy partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, nieodpowiedzialność w zarządzaniu armią, skłócanie i obrażanie znacznej części społeczeństwa... Podobieństw do Turcji aż nadto. Czy nie daje to powodów do niepokoju? Oczywiście, tam jest wszystko nasiąknięte większym autorytaryzmem, ale to nie dziwi, uwzględniając wszelkie uwarunkowania, o których już pisałem.
Jarosław Kaczyński kiedyś wspominał, że to właśnie Turcja jest państwem, na którym chciałby się wzorować. Czyli faktyczny przywódca Polski może już być z siebie zadowolony, lecz w swojej niezaspokojonej ambicji i ciągłej potrzebie dowartościowania chciałby jeszcze więcej. Dlatego zapewne zazdrości Erdoganowi odbywającego się na oczach świata procesu umacniania władzy, i tak już bardzo mocnej. Miejmy jednak nadzieję, że prezesowi PiS nie uda się skopiować wszystkich tureckich "wzorców"...
Erdogan wie, że i tak jest liczącym się graczem na arenie międzynarodowej. Bo jak inaczej mówić o kraju posiadającym drugą co do liczebności armię w NATO, będącym rzeczywistym pomostem między Europą a szalenie niebezpiecznym Bliskim Wschodem? Już z tych powodów pierwsze doniesienia o zorganizowanym przez wojskowych przewrocie wzbudziły niepokój światowej opinii publicznej. Jakkolwiek różnie oceniało się prezydenta i formację rządzącą, to przynajmniej miał demokratyczny mandat - inaczej rozmawia się z ludźmi w mundurach, którzy nagle postanowili przejąć władzę, przez co w oczywisty sposób łamią podstawowe reguły demokracji. Warto wszakże zauważyć na swoistą turecką tradycję - w przeszłości armia kilka razy dokonywała zamachów stanu, co uzasadniała wyrażoną w konstytucji ochroną świeckości republiki. Islamski konserwatysta Erdogan konsekwentnie ogranicza tę świeckość, więc - paradoksalnie - działania wojska w obronie wartości kemalizmu mogłyby mieć swoje uzasadnienie. Ale gdyby tak faktycznie było, to czy niewielka grupa oficerów średniego szczebla byłaby na tyle oderwana od rzeczywistości, aby organizować akcję z góry skazaną na niepowodzenie, nie mającą de facto oparcia w ich realnej sile i aktualnych społecznych nastrojach? Jakoś mało to wiarygodne, nawet biorąc pod uwagę element zaskoczenia i nadzieję wojskowych na zdobycie sojuszników. Jeśli zdecydowana większość dowódców pozostała wierna prezydentowi i rządowi, to finał mógł być tylko jeden. To Erdogan najbardziej potrzebował tego puczu, pokazując społeczeństwu, jaki jest silny.
Odkąd Turcja podjęła starania o wstąpienie do UE, było oczywiste, że negocjacje będą niesamowicie trudne. Mimo znaczącego postępu i epokowych reform, rozpoczętych po I wojnie światowej przez Mustafę Kemala - Atatürka, różnice prawne i kulturowe wydają się zbyt duże. To tak, jak z Rosją, której obywatele chyba już zawsze będą gdzieś poza cywilizacyjną Europą. W tureckich więzieniach przebywa blisko setka dziennikarzy, prasa opozycyjna została ograniczona prawie do minimum. Odsiadka czeka delikwentów twierdzących, że 100 lat temu Turcy wymordowali 1,5 mln Ormian. Do niedawna podobny los był pewny, jeśli publicznie skrytykowało się lub w inny sposób naruszyło godność Atatürka - czczonego niczym bóstwo twórcę świeckości państwa. Teraz jego rolę chce przejąć Erdogan, czyli zwolennik odmiennego ustroju, z dość wyraźnymi akcentami religijnymi. Do tego dochodzi kwestia ogromnej dyskryminacji Kurdów, których w Turcji mieszka co najmniej kilkanaście milionów. Dotychczas europejscy i amerykańscy partnerzy przyjmowali te "szczegóły" niejako z dobrodziejstwem inwentarza. Czy tak będzie dalej, nawet jeśli tureckiego przywódcę przestanie interesować członkostwo w UE?
Na koniec mała zmiana tematu. Jaki jest - w skrócie - aktualny obraz naszego kraju, po zaledwie ośmiu miesiącach od nadejścia tzw. dobrej zmiany? Kreowanie wrogów wewnętrznych i rozprawianie się z nimi poprzez oskarżanie o rozmaite spiski bez racjonalnych dowodów, próba zniszczenia niezależności Trybunału Konstytucyjnego, dążenie do totalnej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości, włącznie ze zwalnianiem czy przenoszeniem sędziów, populistyczne zaostrzanie kar za przestępstwa, ideologiczny konserwatyzm i radykalizm, wybiórcze traktowanie historii, a wręcz jej fałszowanie, wrogość i podejrzliwość wobec wszystkiego, co inne lub obce pod względem poglądów, narodowości, kultury czy religii, przejęcie mediów publicznych i dokonywanie tam czystek, których efektem jest rażąca stronniczość programów informacyjnych, bezkrytyczne faworyzowanie "swoich" na państwowych posadach, buta i arogancja członków rządu, a także innych dygnitarzy partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, nieodpowiedzialność w zarządzaniu armią, skłócanie i obrażanie znacznej części społeczeństwa... Podobieństw do Turcji aż nadto. Czy nie daje to powodów do niepokoju? Oczywiście, tam jest wszystko nasiąknięte większym autorytaryzmem, ale to nie dziwi, uwzględniając wszelkie uwarunkowania, o których już pisałem.
Jarosław Kaczyński kiedyś wspominał, że to właśnie Turcja jest państwem, na którym chciałby się wzorować. Czyli faktyczny przywódca Polski może już być z siebie zadowolony, lecz w swojej niezaspokojonej ambicji i ciągłej potrzebie dowartościowania chciałby jeszcze więcej. Dlatego zapewne zazdrości Erdoganowi odbywającego się na oczach świata procesu umacniania władzy, i tak już bardzo mocnej. Miejmy jednak nadzieję, że prezesowi PiS nie uda się skopiować wszystkich tureckich "wzorców"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz