piątek, 29 lipca 2016

Pogrążają się sami

Mimo, że dokładnie miesiąc temu oczy wszystkich kibiców futbolu (i nie tylko) w naszym kraju zwrócone były na Euro 2016, skandaliczne zachowanie niejakiego Jakuba Pyżalskiego odbiło się dość głośnym echem. W ostatnich dniach poznaliśmy orzeczenie Komisji Dyscyplinarnej PZPN w tej sprawie. Kara jest, ale za niska...

fot. poznan.gazeta.pl


Nie warto przytaczać wyrażeń, jakimi posługiwał się Pyżalski. Kto choć trochę zetknął się z opisanym incydentem, wie, że podczas meczu barażowego decydującego o awansie do II ligi ten człowiek "popisał się" użyciem niezliczonej ilości wulgaryzmów, adresowanych do piłkarzy Garbarni Kraków. Stawka zawodów była niebagatelna dla obu ekip, z czego pan P. musiał doskonale zdawać sobie sprawę. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że celem obraźliwych sformułowań było sprowokowanie i wyprowadzenie z równowagi piłkarzy z Krakowa, a nawet ich zastraszenie. Udało się to w tym sensie, że spotkanie wygrała Warta, dzięki czemu uzyskała awans.

Nagranie rozpowszechnione przez redakcję portalu weszlo.com stanowi niepodważalny dowód festiwalu chamstwa, jaki urządził sobie Pyżalski. W jego obronie stanęła żona i prezes Warty w jednej osobie - Izabella Łukomska-Pyżalska. Osobliwie pojmowana rodzinna solidarność zdecydowanie wzięła górę nad trzeźwym osądem sytuacji. Nie wnikając w "merytoryczną zawartość" słów używanych przez Jakuba P., które powinny urazić każdą kobietę (a własną żonę w szczególności), pani Izabella przystąpiła do kontrataku. Według niej to prostaccy piłkarze Garbarni są wszystkiemu winni, bramkarz zamierzał nawet wycelować w nią piłkę. Dzielny małżonek nie był w stanie tego zdzierżyć, więc miał prawo trochę się zdenerwować. Wszak jeśli ktoś obraża ją w jego obecności, automatycznie narusza godność rodziny i klubu, wobec czego musi liczyć się z konsekwencjami. I to piłkarze Garbarni powinni przeprosić!

Takie tłumaczenie pani prezes, mającej status medialnej celebrytki, brzmi jak bajka. Na kolejną odsłonę wizerunkowej sielanki nabrałyby się chyba tylko czasopisma czy portale o zabarwieniu stricte plotkarskim, a i to nie jest takie pewne. Wszak powszechnie znany jest fakt kryminalej przeszłości bohatera tego zamieszania - i nie były to wybryki małego kalibru. Wiadomo, ludzie po przejściach mają prawo się zmienić, jednak czy to nastąpiło w tym konkretnym przypadku? Wiele osób powątpiewało w czystość intencji, jakimi kierowali się państwo Pyżalscy, przejmując kilka lat temu Wartę. Sugerowano, iż chcieli w ten sposób poprawić swój wizerunek, nieoficjalnie "załatwiając" jakieś dziwne interesy - no ale to już sfera domysłów, dopóki nikt nikogo nie złapał za rękę. Chcieli nawet zaistnieć wyżej w futbolowej hierarchii. W 2012 roku pani Izabella kandydowała do zarządu PZPN, lecz nie otrzymała odpowiedniej liczby głosów. "Zawdzięcza" to mężowi, który podczas związkowego zjazdu wyrwał się na mównicę, mimo że nie będąc delegatem, nie miał do tego prawa. Starzy PZPN-owscy wyjadacze szybko rozszyfrowali prawdopodobne zamiary małżeństwa z Poznania. Obawiając się, że nominacja do zarządu może oznaczać przykrywkę do faktycznego wejścia na związkowe salony człowieka z trudną przeszłością, niejako zza pleców pani prezes, wyrazili swoje zdanie w głosowaniu.

Wracając do wydarzeń sprzed kilku tygodni, trzeba odpowiedzieć na pytanie - kim jest Jakub P.? Formalnie nie pełni w Warcie żadnej funkcji, jednak - wbrew temu, co chce wmówić wszystkim pani Izabella - nie sposób oprzeć się wrażeniu, że faktycznie jest kimś więcej niż tylko szeregowym kibicem i mężem swojej żony, niejako z ukrycia ciągnąc za wszystkie sznurki. Nie mógł ponieść konsekwencji jako działacz, ale jego zachowanie nie było "tylko" wybrykiem emocjonalnie reagującego kibica - to czyn niejako "w imieniu" klubu, jednoznacznie poparty i usprawiedliwiony przez osobę stojącą na jego czele. Jeśli kibice rozrabiają, to klub powinien zaprowadzić porządek - może przecież wyciągnąć konsekwencje, zwłaszcza jeśli zna ich tożsamość. Ponieważ nie było żadnej reakcji, a nagranie nie pozostawia jakichkolwiek wątpliwości, że - mówiąc dyplomatycznie - dobre obyczaje zostały mocno naruszone, kara nałożona na Wartę nie podlega jakiejkolwiek dyskusji, choć jest za niska. 10 tys. zł to raczej śmieszna kwota dla państwa Pyżalskich. PZPN posiada w swoim regulaminie możliwości orzekania kar wobec kibiców, z zakazem stadionowym włącznie (o ile nie uczyni tego wcześniej sam klub). Źle się zatem stało, iż Komisja Dyscyplinarna nie skorzystała z tej opcji - tym bardziej, że nie brakuje ludzi będących naocznymi świadkami analogicznych "popisów" Jakuba P. w przeszłości.

"Cała Polska to widziała", cytując klasyka. Nie zmienią tu niczego nawet najbardziej chwytające za serce tłumaczenia lub mocne oskarżenia wobec otoczenia (np. fabrykujący nagranie "konfidenci") formułowane przez panią Izabellę, podobnie jak dziesiątki jej wywiadów dla kolorowych pism, plotkarskich portali czy programów telewizyjnych w stylu "Dzień Dobry TVN", mających ocieplić wizerunek rodziny i klubu. Mało tego - pogrążają wręcz panią prezes, pokazując jaskrawą sprzeczność między jej słowami a rzeczywistością. Natomiast ta jest jednoznacznie brutalna - Jakub P. zdecydowanie przebił osoby publiczne (senator, radny sejmiku), których naganne stadionowe zachowania opisałem ponad rok temu, a obraźliwe słowa Materazziego pod adresem Zidane'a w finale Mistrzostw Świata to także niewinna igraszka wobec wyczynów "poznańskiego kibica". W swoim felietonie na weszlo.com dosadnie wyraził się Krzysztof Stanowski, sugerując, że gra pozorów już została zakończona i zdemaskowani Pyżalscy mogą wyciągnąć z szafy ortalionowe dresy...

Nie chcę nikomu źle życzyć, szanuję tradycję i historyczne zasługi Warty, jednakże uważam, iż byłoby swoistą sprawiedliwością, gdyby za rok poznański klub powrócił do III ligi. Pewne jest, że dla takich ludzi, jak Jakub Pyżalski nie powinno być miejsca w polskim futbolu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz