W
poniedziałek Tomasz Zimoch odszedł z Polskiego Radia, rozwiązując
umowę bez wypowiedzenia z winy pracodawcy, a dwa dni później
nawiązał współpracę z TVN24. Wcześniej jego byli już przełożeni
zawiesili go w obowiązkach, odbierając możliwość wyjazdu na Euro
2016. Wiadomo, o co tutaj chodziło...
fot. gazeta.pl |
Nagle
okazało się, iż ogromne doświadczenie (36 lat pracy w PR!),
wiedza i dziennikarska charyzma, przejawiająca się choćby w
umiejętności znakomitego oddawania emocji i plastycznego opisywania
wydarzeń sportowych, jak również spora popularność wśród
słuchaczy, nic nie znaczą. Ważniejszy okazał się brak
lojalności, rzecz jasna swoiście rozumiany przez tychże
przełożonych, realizujących wytyczne partii obecnie rządzącej (jakby ktoś zapomniał - nazywającej się Prawo i Sprawiedliwość) i
pozbywających się "jednostek politycznie niepewnych"...
Miesiąc
temu zrobiło się dość głośno wokół tego znakomitego
dziennikarza z powodu jego
wywiadu dla "Dziennika Gazeta Prawna". T. Zimoch
udowodnił, iż nie unika trudnych tematów, związanych choćby ze
sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego, atakiem ministra
sprawiedliwości na sędziów czy upolitycznianiem mediów
publicznych, sugerując przy tym, że to praktyki porównywalne do
czasów PRL-u. Padły tam krytyczne słowa wypowiedziane przez
człowieka posiadającego bardzo duże kompetencje nie tylko w
dziedzinie sportu, lecz także prawa (ukończona aplikacja
sędziowska), zatroskanego o stan państwa. Czy to uzasadniało
późniejsze zawieszenie, w zasadzie oznaczające zawodowe
ubezwłasnowolnienie? Czy jeden redaktor nie ma prawa do własnych
opinii, wygłaszanych poza miejscem pracy, podczas gdy inni w trakcie
wykonywania swoich obowiązków w TVP lub PR mogą bez opamiętania
agitować za partią rządzącą i są uznawani za rzetelnych i
apolitycznych? Oczywiście, nie powinno być takich różnic, ale
wiadomo, jak to teraz jest...
Trudno
uwierzyć, że decyzja o takim, a nie innym potraktowaniu T. Zimocha
nie zapadła odgórnie, natychmiast po ukazaniu się tego wywiadu, a
już na pewno była w ważnych gabinetach "mile widziana".
W kontekście nieformalnej weryfikacji, która od kilku miesięcy
jest realizowana w publicznych mediach, na szczególną uwagę
zasługuje jedno zdanie z komunikatu w sprawie tego
zawieszenia: "Jedyna weryfikacja, jaka odbywa się w
Polskim Radiu, dotyczy profesjonalizmu i rzetelności
dziennikarskiej". Ciekawe, czy ktokolwiek w to uwierzy?...
Nie zarzucono popularnemu dziennikarzowi niedostatków w tym
zakresie, a ewentualne naruszenie zasad etyki dopiero stanowiło
przedmiot badań komisji. Władze PR i ich mocodawcy niejako
strzeliły sobie w kolano. Chociaż przez ostatnie pół roku
rządzący układ otworzył tyle frontów, że kolejny nie powinien
oznaczać dla tego układu specjalnej różnicy...
Podnosiły
się coraz liczniejsze głosy poparcia ze strony słuchaczy, jak
również osób z branży, m.in. opozycyjnego do PRL-owskich władz
Stowarzyszenia Wolnego Słowa czy byłego korespondenta czeskiego
radia w Polsce, który stwierdził, że z takimi przypadkami zetknął
się dotąd jedynie podczas pracy w takich państwach, jak Rosja,
Ukraina i Białoruś... Co więcej - negatywną opinię na temat
działań władz radiowych wyraziła Krajowa Rada Radiofonii i
Telewizji, akcentując, że prawo do krytyki władzy jest istotą
debaty publicznej, gwarantowane przez Konstytucję i akty prawa
międzynarodowego, a ujemną konsekwencją całego zamieszania
może być autocenzura przedstawicieli mediów.
Czy
może wobec tego dziwić, że problemy osoby tak pozytywnie
postrzeganej przez odbiorców, niekwestionowanego fachowca w swojej
dziedzinie, wzbudziły zainteresowanie konkurencji? Tym bardziej, gdy
dosłownie za chwilę zaczynało się Euro 2016, a przecież za dwa
miesiące odbędą się letnie Igrzyska Olimpijskie... Czy jest czymś
niezwykłym, że zamiast biernie czekać na rozstrzygnięcie radiowej
Komisji Etyki i nie uczestnicząc w tak istotnych wydarzeniach
sportowych, dziennikarz postanowił rozwiązać umowę w trybie jak
najbardziej adekwatnym do postawy pracodawcy, a następnie podjąć
współpracę z TVN24? Jak zaznacza - jedynie na czas turnieju we
Francji.
W
takiej sytuacji, sugestie
ze strony Polskiego Radia, wyrażone w czwartek przez rzecznika tej
instytucji, trudno określić inaczej niż kompletnie
oderwane od rzeczywistości. Insynuacje, jakoby T. Zimoch już od
dłuższego czasu planował zmianę pracy i sam celowo wywołał
zamieszanie, aby znaleźć pretekst do odejścia bez zachowania
terminu wypowiedzenia, są pozbawione logiki. Myślę, że nie sposób
byłoby znaleźć pod naszą (i zapewne nie tylko) szerokością
geograficzną człowieka, który mając tak ugruntowaną pozycję w
swojej branży, nagle niejako na własne życzenie uznał, że
zamierza zmienić pracodawcę, poprzez wywołanie całkowicie
świadomie otwartego konfliktu z dotychczasowym, wieloletnim
pracodawcą, skutkującego różnymi przykrościami, jak choćby
zawieszenie w czynnościach, a być może dyscyplinarne zwolnienie.
Co więcej - z góry wiedziałby, że odejście z dotychczasowej
firmy jest równoznaczne z niemożliwością udziału w
najważniejszych dla jego profesji eventach, gdyż wyłączność w
tym zakresie ma ta właśnie firma. No chyba, że miałby już dość
wykonywanego zawodu, a przy tym nie mając dotąd nic wspólnego z
aktorstwem, otrzymałby ofertę z Hollywood na zagranie głównej roli
w jakimś hitowo zapowiadającym się filmie... :)
Panie
Tomaszu - życzę dużo zdrowia, spokoju i cierpliwości. Jestem
przekonany, że znakomicie Pan sobie poradzi z problemami, jakie
dotknęły Pana z powodu (wiem, zabrzmi to absurdalnie) korzystania z
jednej spośród głównych zdobyczy ustroju demokratycznego, a
szczególnie bliskiej dziennikarzom, jaką jest wolność słowa.
Plus ratio quam vis...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz