sobota, 11 czerwca 2016

Rozum znaczy więcej niż siła...

W poniedziałek Tomasz Zimoch odszedł z Polskiego Radia, rozwiązując umowę bez wypowiedzenia z winy pracodawcy, a dwa dni później nawiązał współpracę z TVN24. Wcześniej jego byli już przełożeni zawiesili go w obowiązkach, odbierając możliwość wyjazdu na Euro 2016. Wiadomo, o co tutaj chodziło...

fot. gazeta.pl

Nagle okazało się, iż ogromne doświadczenie (36 lat pracy w PR!), wiedza i dziennikarska charyzma, przejawiająca się choćby w umiejętności znakomitego oddawania emocji i plastycznego opisywania wydarzeń sportowych, jak również spora popularność wśród słuchaczy, nic nie znaczą. Ważniejszy okazał się brak lojalności, rzecz jasna swoiście rozumiany przez tychże przełożonych, realizujących wytyczne partii obecnie rządzącej (jakby ktoś zapomniał - nazywającej się Prawo i Sprawiedliwość) i pozbywających się "jednostek politycznie niepewnych"...

Miesiąc temu zrobiło się dość głośno wokół tego znakomitego dziennikarza z powodu jego wywiadu dla "Dziennika Gazeta Prawna". T. Zimoch udowodnił, iż nie unika trudnych tematów, związanych choćby ze sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego, atakiem ministra sprawiedliwości na sędziów czy upolitycznianiem mediów publicznych, sugerując przy tym, że to praktyki porównywalne do czasów PRL-u. Padły tam krytyczne słowa wypowiedziane przez człowieka posiadającego bardzo duże kompetencje nie tylko w dziedzinie sportu, lecz także prawa (ukończona aplikacja sędziowska), zatroskanego o stan państwa. Czy to uzasadniało późniejsze zawieszenie, w zasadzie oznaczające zawodowe ubezwłasnowolnienie? Czy jeden redaktor nie ma prawa do własnych opinii, wygłaszanych poza miejscem pracy, podczas gdy inni w trakcie wykonywania swoich obowiązków w TVP lub PR mogą bez opamiętania agitować za partią rządzącą i są uznawani za rzetelnych i apolitycznych? Oczywiście, nie powinno być takich różnic, ale wiadomo, jak to teraz jest...

Trudno uwierzyć, że decyzja o takim, a nie innym potraktowaniu T. Zimocha nie zapadła odgórnie, natychmiast po ukazaniu się tego wywiadu, a już na pewno była w ważnych gabinetach "mile widziana". W kontekście nieformalnej weryfikacji, która od kilku miesięcy jest realizowana w publicznych mediach, na szczególną uwagę zasługuje jedno zdanie z komunikatu w sprawie tego zawieszenia: "Jedyna weryfikacja, jaka odbywa się w Polskim Radiu, dotyczy profesjonalizmu i rzetelności dziennikarskiej". Ciekawe, czy ktokolwiek w to uwierzy?... Nie zarzucono popularnemu dziennikarzowi niedostatków w tym zakresie, a ewentualne naruszenie zasad etyki dopiero stanowiło przedmiot badań komisji. Władze PR i ich mocodawcy niejako strzeliły sobie w kolano. Chociaż przez ostatnie pół roku rządzący układ otworzył tyle frontów, że kolejny nie powinien oznaczać dla tego układu specjalnej różnicy...

Podnosiły się coraz liczniejsze głosy poparcia ze strony słuchaczy, jak również osób z branży, m.in. opozycyjnego do PRL-owskich władz Stowarzyszenia Wolnego Słowa czy byłego korespondenta czeskiego radia w Polsce, który stwierdził, że z takimi przypadkami zetknął się dotąd jedynie podczas pracy w takich państwach, jak Rosja, Ukraina i Białoruś... Co więcej - negatywną opinię na temat działań władz radiowych wyraziła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, akcentując, że prawo do krytyki władzy jest istotą debaty publicznej, gwarantowane przez Konstytucję i akty prawa międzynarodowego, a ujemną konsekwencją całego zamieszania może być autocenzura przedstawicieli mediów.

Czy może wobec tego dziwić, że problemy osoby tak pozytywnie postrzeganej przez odbiorców, niekwestionowanego fachowca w swojej dziedzinie, wzbudziły zainteresowanie konkurencji? Tym bardziej, gdy dosłownie za chwilę zaczynało się Euro 2016, a przecież za dwa miesiące odbędą się letnie Igrzyska Olimpijskie... Czy jest czymś niezwykłym, że zamiast biernie czekać na rozstrzygnięcie radiowej Komisji Etyki i nie uczestnicząc w tak istotnych wydarzeniach sportowych, dziennikarz postanowił rozwiązać umowę w trybie jak najbardziej adekwatnym do postawy pracodawcy, a następnie podjąć współpracę z TVN24? Jak zaznacza - jedynie na czas turnieju we Francji.

W takiej sytuacji, sugestie ze strony Polskiego Radia, wyrażone w czwartek przez rzecznika tej instytucji, trudno określić inaczej niż kompletnie oderwane od rzeczywistości. Insynuacje, jakoby T. Zimoch już od dłuższego czasu planował zmianę pracy i sam celowo wywołał zamieszanie, aby znaleźć pretekst do odejścia bez zachowania terminu wypowiedzenia, są pozbawione logiki. Myślę, że nie sposób byłoby znaleźć pod naszą (i zapewne nie tylko) szerokością geograficzną człowieka, który mając tak ugruntowaną pozycję w swojej branży, nagle niejako na własne życzenie uznał, że zamierza zmienić pracodawcę, poprzez wywołanie całkowicie świadomie otwartego konfliktu z dotychczasowym, wieloletnim pracodawcą, skutkującego różnymi przykrościami, jak choćby zawieszenie w czynnościach, a być może dyscyplinarne zwolnienie. Co więcej - z góry wiedziałby, że odejście z dotychczasowej firmy jest równoznaczne z niemożliwością udziału w najważniejszych dla jego profesji eventach, gdyż wyłączność w tym zakresie ma ta właśnie firma. No chyba, że miałby już dość wykonywanego zawodu, a przy tym nie mając dotąd nic wspólnego z aktorstwem, otrzymałby ofertę z Hollywood na zagranie głównej roli w jakimś hitowo zapowiadającym się filmie... :)

Panie Tomaszu - życzę dużo zdrowia, spokoju i cierpliwości. Jestem przekonany, że znakomicie Pan sobie poradzi z problemami, jakie dotknęły Pana z powodu (wiem, zabrzmi to absurdalnie) korzystania z jednej spośród głównych zdobyczy ustroju demokratycznego, a szczególnie bliskiej dziennikarzom, jaką jest wolność słowa. Plus ratio quam vis...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz