wtorek, 3 maja 2016

W ten zespół warto inwestować

Koszykarze krakowskiej Wisły już miesiąc temu zakończyli swój II-ligowy sezon. Po słabej pierwszej części sezonu zasadniczego, w rundzie rewanżowej zaprezentowali się o wiele lepiej, co potwierdzili w fazie play-out, zapewniając sobie utrzymanie już na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek.

fot. Marcin Machalski / WislaLive.pl

Jak to nieraz bywa, poprawa wyników była związana ze zmianą trenera. Pod wodzą Łukasza Kasperca, który w poprzednim sezonie doprowadził Wawelskie Smoki do zajęcia miejsca w górnej połowie tabeli, zespół wygrał tylko dwa spośród dwunastu meczów, plasując się na przedostatnim, jedenastym miejscu. W ostatnich dniach grudnia władze klubu zdecydowały się powierzyć zadanie zachowania II-ligowego bytu Piotrowi Piecuchowi - koordynatorowi sekcji koszykówki męskiej, pracującemu w Wiśle już 20 lat. Pomimo tak bogatego stażu, ten trener nigdy dotąd nie był głównym szkoleniowcem pierwszej drużyny, koncentrując się na pracy z grupami młodzieżowymi czy rezerwami. - Prawdę mówiąc, to… nie miałem innego wyjścia niż przyjąć propozycję władz klubu. Wiadomo, że trochę komplikowało to moją sytuację, jeśli chodzi o funkcję koordynatora drużyn młodzieżowych, skoro jednak zarząd uznał, że trzeba coś zmienić w grze zespołu, którego wyniki w tamtym czasie były mocno niepokojące i powierzył mi to zadanie, to nie mogłem odmówić - stwierdził w wywiadzie dla serwisu WislaLive.pl. - Niby nie było najgorzej, bo kilka porażek zostało odniesionych małą różnicą punktów, ale pojawiły się problemy, marazm i brak wiary w powodzenie. Przejąłem zespół dobrze przygotowany pod względem wytrzymałościowym, siłowym i szybkościowym. Najważniejsze było zatem poukładać samą grę w ataku i obronie. Zadziałał też trochę efekt nowej miotły, wprowadziłem nieco zmian w składzie, dając szansę kilku zawodnikom, którzy wcześniej grali mniej.

Debiut nie był udany, bo w hali przy ul. Reymonta 22 nieznacznie lepsza okazał się AZS Politechnika Częstochowa. Dostrzec już jednak można było symptomy poprawy. Tydzień później wiślacy wygrali szalenie ważną potyczkę w Katowicach z sąsiadem w ligowej tabeli. Później przyszły inne wyjazdowe wygrane z wyżej notowanymi ekipami - w Rudzie Śląskiej, Cieszynie czy Chorzowie. Ogółem Wisła wygrała w fazie zasadniczej osiem razy, co dało 9. miejsce. Do znalezienia się "oczko" wyżej i udziału w play-off zabrakło jednej wygranej. - Myślę, że gdybyśmy od początku sezonu grali w takim stylu, to „ósemkę” udałoby się osiągnąć bez większych problemów - ocenia trener Wawelskich Smoków.

Walkę o utrzymanie wiślacy zaczęli od wysokiego zwycięstwa nad rezerwami katowickiego pierwszoligowca - AZS AWF Mickiewicz. Po nieoczekiwanej przegranej z rezerwami ekstraklasowego MKS Dąbrowa Górnicza, kluczowe były konfrontacje z MOSiR-em Cieszyn. Zwycięstwo w nadgranicznym mieście dało już spory komfort, a gdy trzy dni później przed własną publicznością również lepszy okazał się podwawelski team, zachowanie miana drugoligowca było już przesądzone, mimo że do końca pozostały dwie kolejki.

Szkoleniowiec Wisły
twierdzi, że pod jego kierunkiem poprawiła się gra defensywna, na co zresztą wskazuje liczba traconych punktów. Właśnie obrona i gra zespołowa są najistotniejsze dla P. Piecucha. A kto stanowił kluczowe ogniwo w tej układance? Trener nie chce wyraźnie wyróżniać nikogo, wskazując na podstawowych siedmiu graczy jako tych, którzy mieli duży wpływ na postawę całej drużyny. Patrząc na osiągnięcia statystyczne, najwięcej wnosili: rzucający Rafał Zgłobicki (średnio 13,4 pkt), rozgrywający Sebastian Dąbek (11,2 pkt, 3,8 asyst), który w przyszłym sezonie będzie występować w pierwszoligowej Astorii Bydgoszcz, a także podkoszowy Kamil Kamecki (10,9 pkt, 8,0 zbiórek). Dobrą drugą część sezonu miał Jakub Natkaniec, który przebił się do pierwszej piątki i zdobywał przeciętnie prawie 9 pkt, z czego większość za sprawą trafień zza linii 675 cm.

Trener Piecuch uważa, że grupa C II ligi, w której oprócz Wisły i krakowskiego AGH występowały kluby z województwa śląskiego, była wymagająca: - Niezwykle ciężko gra się przeciwko klubom ze Śląska, które stanowiły zdecydowaną większość naszych rywali. Te zespoły mają charakter, walczą przez całe 40 minut, bez względu na to, czy wysoko wygrywają, czy przegrywają. Dlatego wygranie każdego meczu, zwłaszcza na wyjeździe, wymagało od nas pełnego zaangażowania. Większość ekip prezentowało wyrównany poziom, nad resztą stawki dominowały najsilniejsze kadrowo AGH i Polonia Bytom.

Jakie perspektywy czekają koszykarzy z ul. Reymonta 22? Póki co, ta kwestia nie jest rozstrzygnięta. Władze klubu szukają sponsora dla sekcji męskiego basketu. Nie po to, aby zawojować II-ligowe rozgrywki, ale dla uzyskania stabilizacji zespołu, który - zdaniem trenera - przy zachowaniu zdecydowanej większości obecnego składu stać na udział w fazie play-off w następnym sezonie. Zwiększenie budżetu miałoby spore znaczenie także z innego powodu. - Nie ma co ukrywać, że jeśli znajdziemy sponsora, który zapewniłby nam kwotę choćby 150 tys. zł na cały sezon, to udałoby się zbudować fajną drużynę, która funkcjonowałaby na normalnych zasadach. W zakończonym sezonie moi zawodnicy grali praktycznie za darmo – to była wyjątkowa sytuacja, która nie powinna się już zdarzyć. Ci chłopcy uczą się, studiują, mają swoje życie prywatne, tak jak normalni ludzie mają prawo gdzieś wyjść w wolnym czasie i spędzić czas w towarzystwie przyjaciół czy dziewczyny. Powinni mieć zatem zapewnione niewielkie stypendium, które mogliby przeznaczyć na własne potrzeby. Nie byłaby to oszałamiająca kwota, ale na pewno motywowałaby ich do jeszcze lepszej pracy. Oni nie zasługują na to, aby grać i trenować za darmo. Robią to już któryś kolejny sezon - podkreśla szkoleniowiec. Wskazuje jednocześnie na pewnego rodzaju ewenement, jakim jest Wisła, nawet na tym niskim szczeblu rozgrywkowym: - Bardzo istotne, że zdecydowaną większość składu stanowią wychowankowie klubu. Trzeba zatem promować ich i stworzyć jak najlepsze warunki do grania. W przeciwieństwie do „zaciężnych”, którzy przy opóźnieniu w wypłacie mogą nawet odmówić gry, wychowankowie zawsze oddadzą całe swoje serce. Po pierwsze – kochają koszykówkę i swoje towarzystwo, a po drugie - okazują przywiązanie do swojego klubu. Takich ludzi klub powinien szanować i doceniać, bo to jest najważniejsze.

Chociaż sezon już się zakończył, to najbliższe tygodnie i miesiące powinny być zatem wyjątkowo ważne dla przyszłości Wawelskich Smoków. Warto byłoby, aby dzięki podjętym staraniom ci pracowici i niezwykle oddani swojemu klubowi młodzi koszykarze mogli czerpać z gry nie tylko ideową satysfakcję, lecz także otrzymywać choćby niewielkie wynagrodzenie. Swoją postawą z pewnością na to zasługują. Trzeba dodać, że w kolejnych rocznikach - poczynając od 11-latków - pod fachowym okiem trenują chłopcy, z których najlepsi za kilka lat zasilą szeregi pierwszej drużyny. Ciągłość szkolenia koszykarskiej młodzieży to bez wątpienia największy atut sekcji z bardzo bogatymi tradycjami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz