Koszykarze
krakowskiej Wisły już miesiąc temu zakończyli swój II-ligowy
sezon. Po słabej pierwszej części sezonu zasadniczego, w rundzie
rewanżowej zaprezentowali się o wiele lepiej, co potwierdzili w
fazie play-out, zapewniając sobie utrzymanie już na dwie kolejki
przed zakończeniem rozgrywek.
fot. Marcin Machalski / WislaLive.pl |
Jak
to nieraz bywa, poprawa wyników była związana ze zmianą trenera.
Pod wodzą Łukasza Kasperca, który w poprzednim sezonie doprowadził
Wawelskie Smoki do zajęcia miejsca w górnej połowie tabeli, zespół
wygrał tylko dwa spośród dwunastu meczów, plasując się na
przedostatnim, jedenastym miejscu. W ostatnich dniach grudnia władze
klubu zdecydowały się powierzyć zadanie zachowania II-ligowego
bytu Piotrowi Piecuchowi - koordynatorowi sekcji koszykówki męskiej,
pracującemu w Wiśle już 20 lat. Pomimo tak bogatego stażu, ten
trener nigdy dotąd nie był głównym szkoleniowcem pierwszej
drużyny, koncentrując się na pracy z grupami młodzieżowymi czy
rezerwami. -
Prawdę
mówiąc, to… nie miałem innego wyjścia niż przyjąć propozycję
władz klubu. Wiadomo, że trochę komplikowało to moją sytuację,
jeśli chodzi o funkcję koordynatora drużyn młodzieżowych, skoro
jednak zarząd uznał, że trzeba coś zmienić w grze zespołu,
którego wyniki w tamtym czasie były mocno niepokojące i
powierzył mi to zadanie, to nie mogłem odmówić -
stwierdził w
wywiadzie dla serwisu WislaLive.pl. - Niby
nie było najgorzej, bo kilka porażek zostało odniesionych małą
różnicą punktów, ale pojawiły się problemy, marazm i brak wiary
w powodzenie. Przejąłem zespół dobrze przygotowany pod względem
wytrzymałościowym, siłowym i szybkościowym. Najważniejsze było
zatem poukładać samą grę w ataku i obronie. Zadziałał też
trochę efekt nowej miotły, wprowadziłem nieco zmian w składzie,
dając szansę kilku zawodnikom, którzy wcześniej grali mniej.
Debiut
nie był udany, bo w hali przy ul. Reymonta 22 nieznacznie lepsza
okazał się AZS Politechnika Częstochowa. Dostrzec już jednak
można było symptomy poprawy. Tydzień później wiślacy wygrali
szalenie ważną potyczkę w Katowicach z sąsiadem w ligowej tabeli.
Później przyszły inne wyjazdowe wygrane z wyżej notowanymi
ekipami - w Rudzie Śląskiej, Cieszynie czy Chorzowie. Ogółem
Wisła wygrała w fazie zasadniczej osiem razy, co dało 9. miejsce.
Do znalezienia się "oczko" wyżej i udziału w play-off
zabrakło jednej wygranej. -
Myślę,
że gdybyśmy od początku sezonu grali w takim stylu, to „ósemkę”
udałoby się osiągnąć bez większych problemów -
ocenia trener Wawelskich Smoków.
Walkę o utrzymanie wiślacy zaczęli od wysokiego zwycięstwa nad rezerwami katowickiego pierwszoligowca - AZS AWF Mickiewicz. Po nieoczekiwanej przegranej z rezerwami ekstraklasowego MKS Dąbrowa Górnicza, kluczowe były konfrontacje z MOSiR-em Cieszyn. Zwycięstwo w nadgranicznym mieście dało już spory komfort, a gdy trzy dni później przed własną publicznością również lepszy okazał się podwawelski team, zachowanie miana drugoligowca było już przesądzone, mimo że do końca pozostały dwie kolejki.
Szkoleniowiec Wisły twierdzi, że pod jego kierunkiem poprawiła się gra defensywna, na co zresztą wskazuje liczba traconych punktów. Właśnie obrona i gra zespołowa są najistotniejsze dla P. Piecucha. A kto stanowił kluczowe ogniwo w tej układance? Trener nie chce wyraźnie wyróżniać nikogo, wskazując na podstawowych siedmiu graczy jako tych, którzy mieli duży wpływ na postawę całej drużyny. Patrząc na osiągnięcia statystyczne, najwięcej wnosili: rzucający Rafał Zgłobicki (średnio 13,4 pkt), rozgrywający Sebastian Dąbek (11,2 pkt, 3,8 asyst), który w przyszłym sezonie będzie występować w pierwszoligowej Astorii Bydgoszcz, a także podkoszowy Kamil Kamecki (10,9 pkt, 8,0 zbiórek). Dobrą drugą część sezonu miał Jakub Natkaniec, który przebił się do pierwszej piątki i zdobywał przeciętnie prawie 9 pkt, z czego większość za sprawą trafień zza linii 675 cm.
Trener
Piecuch uważa, że grupa C II ligi, w której oprócz Wisły i
krakowskiego AGH występowały kluby z województwa śląskiego, była
wymagająca: -
Niezwykle ciężko gra się przeciwko klubom ze Śląska, które
stanowiły zdecydowaną większość naszych rywali. Te zespoły mają
charakter, walczą przez całe 40 minut, bez względu na to, czy
wysoko wygrywają, czy przegrywają. Dlatego wygranie każdego meczu,
zwłaszcza na wyjeździe, wymagało od nas pełnego zaangażowania.
Większość ekip prezentowało wyrównany poziom, nad resztą stawki
dominowały najsilniejsze kadrowo AGH i Polonia Bytom.
Jakie
perspektywy czekają koszykarzy z ul. Reymonta 22? Póki co, ta
kwestia nie jest rozstrzygnięta. Władze klubu szukają sponsora dla
sekcji męskiego basketu. Nie po to, aby zawojować II-ligowe
rozgrywki, ale dla uzyskania stabilizacji zespołu, który - zdaniem
trenera - przy zachowaniu zdecydowanej większości obecnego składu
stać na udział w fazie play-off w następnym sezonie. Zwiększenie
budżetu miałoby spore znaczenie także z innego powodu.
- Nie ma co ukrywać, że jeśli znajdziemy sponsora, który
zapewniłby nam kwotę choćby 150 tys. zł na cały sezon, to
udałoby się zbudować fajną drużynę, która funkcjonowałaby na
normalnych zasadach. W zakończonym sezonie moi zawodnicy grali
praktycznie za darmo – to była wyjątkowa sytuacja, która nie
powinna się już zdarzyć. Ci chłopcy uczą się, studiują, mają
swoje życie prywatne, tak jak normalni ludzie mają prawo gdzieś
wyjść w wolnym czasie i spędzić czas w towarzystwie przyjaciół
czy dziewczyny. Powinni mieć zatem zapewnione niewielkie stypendium,
które mogliby przeznaczyć na własne potrzeby. Nie byłaby to
oszałamiająca kwota, ale na pewno motywowałaby ich do jeszcze
lepszej pracy. Oni nie zasługują na to, aby grać i trenować za
darmo. Robią to już któryś kolejny sezon - podkreśla
szkoleniowiec. Wskazuje jednocześnie na pewnego rodzaju ewenement,
jakim jest Wisła, nawet na tym niskim szczeblu rozgrywkowym: -
Bardzo istotne, że zdecydowaną większość składu stanowią
wychowankowie klubu. Trzeba zatem promować ich i stworzyć jak
najlepsze warunki do grania. W przeciwieństwie do „zaciężnych”,
którzy przy opóźnieniu w wypłacie mogą nawet odmówić gry,
wychowankowie zawsze oddadzą całe swoje serce. Po pierwsze –
kochają koszykówkę i swoje towarzystwo, a po drugie - okazują
przywiązanie do swojego klubu. Takich ludzi klub powinien szanować
i doceniać, bo to jest najważniejsze.
Chociaż
sezon już się zakończył, to najbliższe tygodnie i miesiące
powinny być zatem wyjątkowo ważne dla przyszłości Wawelskich
Smoków. Warto byłoby, aby dzięki podjętym staraniom ci pracowici
i niezwykle oddani swojemu klubowi młodzi koszykarze mogli czerpać
z gry nie tylko ideową satysfakcję, lecz także otrzymywać choćby
niewielkie wynagrodzenie. Swoją postawą z pewnością na to
zasługują. Trzeba dodać, że w kolejnych rocznikach - poczynając
od 11-latków - pod fachowym okiem trenują chłopcy, z których
najlepsi za kilka lat zasilą szeregi pierwszej drużyny. Ciągłość
szkolenia koszykarskiej młodzieży to bez wątpienia największy
atut sekcji z bardzo bogatymi tradycjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz