fot. PAP
Cóż więcej można powiedzieć o niezwykle zaciętych bojach z Serbią i Macedonią? Oba mają wiele cech wspólnych. Z początku gospodarzom, znakomicie dopingowanym przez komplet widzów w Tauron Arenie Kraków, szło jak po grudzie i to nieźle dysponowanie rywale (mowa tutaj zarówno o egzekutorach, jak i bramkarzach) posiadali inicjatywę. Niby jeszcze w pierwszej połowie dochodziło do pewnego przebudzenia, lecz nie na tyle, aby wyjść na prowadzenie. Dopiero po przerwie udawało się przełamać drużyny z byłej Jugosławii, z którymi - notabene - Polacy mieli w ostatnich latach niemało kłopotów. W piątek bohaterem w ofensywie był Michał Jurecki - to również on w niedzielny wieczór uczynił wiele dobrego. Kto jednak wie, czy udałoby się dogonić Macedończyków, gdyby nie świetna skuteczność Kamila Syprzaka w pierwszej części. Dzięki bramkom kołowego Barcelony zespół Michaela Bieglera pozostawał w grze.
|
fot. newspix.pl |
Do akcji wkraczał także Sławomir Szmal. O ile przeciwko Serbom "Kasa" długo spisywał się poniżej oczekiwań, rehabilitując się w najważniejszym momencie (obrona karnego w ostatniej minucie przy jednobramkowym prowadzeniu), to przeciwko teamowi, w którym człowiekiem-orkiestrą jest Kirył Łazarow, bronił znakomicie od samego początku. Bramkarz Vive Tauron Kielce po raz enty udowodnił, że w swoim fachu zalicza się do absolutnego światowego topu. Dwukrotnie to Szmal wychodził górą z pojedynków ze słynnym snajperem, gdy ten stawał na linii rzutu karnego.
Pewne jest również, że biało-czerwoni na własne życzenie zafundowali swoim fanom taki horror w końcówce meczu z Macedonią. Zamiast spokojnie kontrolować wynik przy stanie 24:20, popełniali proste błędy w ataku, a rywale okazali się bezwzględni. Ostatnia akcja musiała spowodować stan przedzawałowy u wielu widzów - zarówno w hali, jak i przed telewizorami.
Cóż, załączony mem to oczywiście pewna przesada, jednak coś w tym jest. Wielokrotnie nasi kadrowicze dostarczali emocji, które niejeden człowiek o słabszych nerwach mógł nie wytrzymać. Ale... czy to coś niezwykłego? Piłka ręczna - podobnie zresztą jak inne popularne gry zespołowe (koszykówka, siatkówka) - charakteryzuje się tym, że często dochodzi do walki na przysłowiowym styku, a losy zawodów ważą się do samego końca. Poza tym - jak wspomniałem - kilkanaście najlepszych europejskich reprezentacji za bardzo nie odbiega od siebie poziomem. Zresztą także nasze reprezentantki podczas grudniowych Mistrzostw Świat stoczyły kilka niezwykle zaciętych spotkań. Ta cecha powoduje, że z jeszcze większym zainteresowaniem ogląda się zmagania piłkarzy ręcznych.
Inna sprawa, że drużyna prowadzona przez Michaela Bieglera zagrała z Serbią i Macedonią poniżej swoich możliwości, zwłaszcza w pierwszej połowie. Wpływ na tę sytuację miała presja towarzysząca poczynaniom gospodarzy. Tutaj jednak na pewno jest lekcja do odrobienia przez selekcjonera i jego sztab - zawodnicy, uskrzydleni wspaniałą atmosferą na trybunach, powinni pewniej "wchodzić" w mecz. Poza tym są spore problemy z obsadzeniem środka rozegrania. Lider na tej pozycji - Mariusz Jurkiewicz, nie zdążył się wykurować po odniesionej wiosną ubiegłego roku poważnej kontuzji. Przymierzany do powrotu - po kilkuletniej przerwie - do kadry Grzegorz Tkaczyk również nabawił się urazu. Pozostaje zatem szukanie zastępczych rozwiązań.
Wtorkowa konfrontacja z Francją będzie nie tylko bardzo prestiżowa. Aby realnie myśleć o awansie do półfinału, biało-czerwoni muszą walczyć o zwycięstwo! Innej opcji nie ma. Tym bardziej, że w grupie B, z której drużyny zmierzą się z Polską w kolejnej fazie, doszło do dwóch bardzo zaskakujących wyników. Wygraną Białorusi z Islandią można nazwać jeszcze niespodzianką, ale zwycięstwo Norwegii z Chorwacją trzeba już odbierać w kategoriach sensacji.
Dużo emocji za nami, przed nami jeszcze więcej...
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz