niedziela, 24 stycznia 2016

Powrót do przeszłości

Kolejne tygodnie tylko utwierdzają w przekonaniu, że "dobra zmiana", jaką epatuje społeczeństwo obecnie rządząca formacja, ma polegać w dużej mierze na kopiowaniu i "doskonaleniu" pomysłów wprowadzanych przez PiS w latach 2005-2007. Jednym ze sztandarowych przykładów jest działalność nowego-starego ministra sprawiedliwości.

fot. Agencja Gazeta

Jest już prawie pewne, że po upływie kadencji Andrzeja Seremeta prezydent nie będzie musiał nominować nowego Prokuratora Generalnego. 31 marca tę funkcję ma bowiem przejąć minister sprawiedliwości. Takie rozwiązanie zakłada przygotowywany przez PiS projekt ustawy, z której skutecznym przegłosowaniem nie powinno być żadnych problemów. 

Co w praktyce oznaczać będzie powrót funkcji Prokuratora Generalnego w ręce ministra sprawiedliwości? Nic innego, jak nasilenie zjawisk, z którymi mieliśmy do czynienia w okresie, gdy PiS już rządził, a na czele tego resortu stał Zbigniew Ziobro, czyli - najogólniej rzecz biorąc - ręczne sterowanie prokuraturą. Sprzyjać temu będą poszerzone kompetencje Prokuratora Generalnego, który będzie mógł wydawać wytyczne i polecenia wobec prokuratorów we wszystkich prowadzonych sprawach. Dotychczas takie uprawnienia były ograniczone jedynie do prokuratora bezpośrednio przełożonego nad prokuratorem prowadzącym sprawę. Zniesiona zostanie również kadencyjność szefów prokuratur, co oznacza, że teraz obsada tych stanowisk znów będzie zależeć w dużej mierze od uznania Prokuratora Generalnego. 

Nie warto rozwodzić się nad innymi zmianami, które mają charakter bardziej organizacyjny (np. zniesienie Prokuratury Generalnej, ponowne utworzenie Prokuratury Krajowej), sankcjonując jednak przywrócenie stanu sprzed marca 2010 roku. Należy zauważyć coś innego - Polska będzie jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym Prokuratorem Generalnym z mocy prawa jest minister sprawiedliwości. Jak pokazały dwie pierwsze dekady III RP, połączenie tych dwóch funkcji nie było zbyt szczęśliwym rozwiązaniem, gdyż prokuratorzy wiele razy byli posądzani o polityczną dyspozycyjność. Działania zmierzające do naprawy tej sytuacji podjął rząd PO-PSL, z największym udziałem bezpartyjnego fachowca - Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który jednak nie doczekał na stanowisku ministra wejścia w życie reformy.

Prokuratora Generalnego powołał prezydent Lech Kaczyński, zatem trudno uznać, aby Seremet był człowiekiem spolegliwym wobec koalicji PO-PSL. Poza tym premier Donald Tusk nie zatwierdzał jego sprawozdań z pracy prokuratury, co może świadczyć o trudnych relacjach na linii: rząd - Prokuratura Generalna. Wiadomo, niektóre sprawy zawsze mogą rodzić podejrzenia o mniej lub bardziej formalne zależności. Przyzwyczajenia niektórych polityków i prokuratorów są dość mocne i jeśli jednak tak się nawet działo, były to raczej odosobnione zdarzenia i w żadnym wypadku nieporównywalne do lat 2005-2007, gdy minister sprawiedliwości i jego najbliżsi współpracownicy wydawali odgórne dyrektywy, na podstawie których prokuratorzy tropili sławetny "układ", a tak naprawdę szereg spraw miało podłoże stricte polityczne lub stanowiło propagandową pożywkę dla społeczeństwa (przykładem tych ostatnich może być przypadek doktora G.).

Oczywiście, teraz, gdy prezydentem jest człowiek z rządzącego obozu, nic nie stałoby na przeszkodzie, aby powołał na stanowisko Prokuratora Generalnego "właściwego" człowieka. Wówczas ta instytucja i tak byłaby posłuszna wobec rządzących. Jednak tutaj zapewne wchodzą w grę osobiste ambicje człowieka, który mimo zdanego egzaminu prokuratorskiego nigdy nie pracował w tym zawodzie. To on ma poczucie misji - musi nad wszystkim czuwać, pokazać, że jest szeryfem, który zrobi porządek, zdemaskuje kolejne układy, sitwy i tym podobne powiązania ludzi, którzy "niszczą Polskę", czyli niekoniecznie są wygodni dla obecnych władz czy osobiście ministra sprawiedliwości. Swego rodzaju początek już jest - w ostatnich dniach grudnia media pisały o przeszukaniu przez CBA gabinetów i mieszkania znanej krakowskiej psychiatry, żony kardiochirurga, który operował ojca Ziobry. Skądinąd ciekawy zbieg okoliczności...

Na te działania szef Solidarnej Polski ma przyzwolenie Jarosława Kaczyńskiego, który wybaczył mu odejście z PiS i założenie konkurencyjnego wówczas ugrupowania. Aby nie straszyć społeczeństwa "dobrą zmianą" w prokuraturze, w trakcie kampanii wyborczej politycy PiS informowali, że ministrem sprawiedliwości zostanie Małgorzata Wassermann. Po wyborach coś im się odmieniło, zresztą nie tylko w tej sprawie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz