środa, 30 grudnia 2015

Listopadowo-grudniowy progres

Kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia koszykarki Wisły Can-Pack Kraków wybiegły na parkiet po raz ostatni w 2015 roku. Kolejny mecz rozegrają 6 stycznia. Kilkanaście dni przerwy to dobra okazja do małego podsumowania dotychczasowych występów wiślaczek w sezonie 2015/2016, a także określenia, czego można oczekiwać po najlepszej polskiej drużynie klubowej w kolejnych miesiącach.

fot. Marcin Michta / WislaLive.pl


Przed startem rozgrywek wśród kibiców "Białej Gwiazdy" nie brakowało powodów do obaw, czemu również poświęciłem kilka słów. Niby do Krakowa po dwóch latach przerwy powracał Jose Hernandez, czyli trener, który niejednokrotnie udowodnił już swoją wysoką klasę, to jednak skład pod względem jakościowym na pewno ustępował temu, jaki w zakończonym w kwietniu sezonie miał do dyspozycji Stefan Svitek. Co prawda większość osób ze środowiska koszykarskiego stawiało krakowianki w roli faworytek do triumfu w Tauron Basket Lidze Kobiet (dowodzi tego m.in. ta ankieta), to jednak akcentowano, że ponowne zwycięstwo w krajowej rywalizacji zostanie okupione znacznie większym wysiłkiem. Perspektywy walki o awans do ćwierćfinału Euroligi, czyli celu, do którego tak niewiele brakowało Lavender, Quigley i spółce, przedstawiały się natomiast bardzo pesymistycznie, nie tylko z uwagi na klasę rywalek.

W pierwszych tygodniach nowego sezonu mankamentem wiślaczek była wąska, bo zaledwie siedmioosobowa rotacja. Agnieszka Szott-Hejmej leczyła wówczas kolejny uraz, a Devereaux Peters broniła barw Minnesota Lynx, czyli nowo kreowanych mistrzyń WNBA. 26-letnia podkoszowa pełniła tam rolę rezerwowej, której występy ograniczały się z reguły do kilkunastu minut i skromnych osiągnięć statystycznych. Podopieczne Jose Hernandeza mierzyły się wówczas z teoretycznie dużo słabszymi zespołami i na ogół bezproblemowo wygrywały, lecz dało się odczuć problemy w walce na "deskach". W piątej kolejce TBLK mistrzynie Polski pojechały do Polkowic, gdzie nie dały rady MKS-owi, który - notabene - od tamtej chwili jest niepokonany do dziś.

Cztery dni wcześniej koszykarki Wisły Can-Pack zainaugurowały dwunasty sezon w Eurolidze. Jak na swoje ówczesne możliwości, rozegrały dość dobre zawody, jednak nie wystarczyło to na debiutujący w tych prestiżowych rozgrywkach Mithra Castors Braine. Zwycięstwo było naprawdę blisko, lecz "trójka" niesamowitej Aliny Iagupowej doprowadziła do dogrywki, w której mistrzynie Belgii przejęły kontrolę nad wydarzeniami. Równie bolesna okazała się dwupunktowa porażka na wyjeździe z dość przeciętnie grającym, innym euroligowym nowicjuszem - Spar Citylift Girona. Bilans 0-2 z teoretycznie najsłabszymi teamami w grupie poddawał w wątpliwość szanse na "przeskok" do ćwierćfinału Pucharu FIBA, do czego niezbędne jest piąte lub szóste miejsce w tabeli. Te spotkania dowiodły także, dlaczego Yvonne Turner jest rozgrywającą o niższej renomie od niemal wszystkich swoich rodaczek występujących w Eurolidze. Dwie kolejne środy to zdecydowane porażki z potentatami - UMMC Jekaterynburg u siebie i ZVVZ USK Praga na wyjeździe. Natomiast w lidze po bardzo wysokiej wygranej nad outsiderem z Siedlec (wówczas zadebiutowała Peters) przyszła zaledwie jednopunktowa wygrana w Łodzi. 

Skoro z takim trudem przychodziło udowodnienie wyższości nad okupującym dolne rejony tabeli Widzewem, to tym bardziej wizyta wrocławskiej Ślęzy w hali przy ul. Reymonta 22 mogła wzbudzić poważne obawy odnośnie końcowego rezultatu. Potyczka była wyrównana jedynie do przerwy. W drugiej połowie krakowianki, przy głównym udziale Peters i Turner, wręcz zdemolowały ekipę ze stolicy Dolnego Śląska. Wynik 87:51 mówi wszystko.

W Święto Niepodległości kibice Wisły mieli obejrzeć konfrontację swoich pupilek z Bourges Basket. Jednak dzień wcześniej mistrzynie Francji... spóźniły się na samolot, w związku z czym FIBA nakazała przełożyć mecz na kolejny dzień. Decyzja dość dziwna, bo uzasadniony był walkower, ewentualnie kara finansowa dla rywalek. Do połowy czwartej kwarty zawodniczki z Bourges panowały nad przebiegiem zawodów, ale gospodynie rzuciły się w szaleńczą pogoń, uwieńczoną powodzeniem, w czym największą zasługę miała Turner, sporo pożytku przyniosło również pojawienie się na boisku Szott-Hejmej. Impossible is nothing!

Wyjazdowego starcia z Energą Toruń, której trenerem został ponownie charyzmatyczny Elmedin Omanić, nie udało się przełożyć na niedzielę, wobec czego mistrzynie Polski miały jedynie dwie doby na regenerację sił po czwartkowym horrorze z happy endem. Nie przeszkodziło to jednak w odniesieniu bezdyskusyjnego triumfu nad drużyną będącą największym rozczarowaniem obecnego sezonu. Dzięki temu wiślaczki mogły w dobrych nastrojach udać się na dwutygodniową przerwę, przeznaczoną na kwalifikacje do żeńskiego Eurobasketu.
fot. Marcin Michta / WislaLive.pl
Każde z tych trzech zwycięstw miało duże znaczenie dla "wzrastania" zespołu. W końcu ze znacznie lepszej strony zaprezentowała się zawodząca wcześniej i krytykowana Turner. Okazało się, że w układance stworzonej przez Hernandeza może sprawdzić się również "jedynka", która często bardziej myśli o wykończeniu akcji przez siebie niż obsłużeniu podaniem którejś z partnerek, a jej boiskowe decyzje nieraz wprawiają w irytację. Równiejszą dyspozycję od Amerykanki prezentowała Cristina Ouvina, dla której ten sezon jest najlepszy spośród czterech spędzonych w stolicy Małopolski. Hiszpanka punktuje, asystuje, a nawet niekiedy częściej niż skrzydłowe czy środkowe zbiera piłki z tablic. Nękanie rywalek spod kosza i z półdystansu przez Peters przypominało popisy Lavender, choć rzecz jasna ta druga była znacznie bardziej regularna. W pierwszych minutach potyczki ze Ślęzą bardzo groźnej kontuzji doznała Laura Nicholls, która została przewieziona do szpitala. Przeciwko Bourges i Enerdze zagrała na własną prośbę. Hiszpańska podkoszowa nie gra zbyt widowiskowo, ale jest bardzo efektywna i przydatna drużynie.

Po zakończeniu reprezentacyjnej przerwy team spod Wawelu kontynuował zwycięską passę. Pod koniec listopada wygrał w Lublinie z tamtejszą Pszczółką AZS UMCS, plasującą się w górnej połowie tabeli. Trzy dni później podopieczne trenera Hernandeza ograły 70:67 na wyjeździe znacznie wyżej notowaną w hierarchii Nadieżdę Orenburg, m.in. za sprawą trzech trafień z dystansu Turner w ostatnich minutach. To rozstrzygnięcie potraktowano jako jedną z większych niespodzianek w obecnym sezonie żeńskiej Euroligi. W rozgrywanym w mikołajki meczu na szczycie TBLK, Nicholls i Ouvina zainicjowały w trzeciej kwarcie pościg za mającym 13 pkt przewagi Artego. Następnie, dzięki serii punktowej Justyny Żurowskiej-Cegielskiej, której nie zadrżała ręka także na linii rzutów wolnych na niecałe 10 sek. przed końcem, Wisła Can-Pack triumfowała w Bydgoszczy, będąc na półmetku sezonu zasadniczego jedynym klubem z zaledwie jedną porażką na koncie. Kolejny horror mistrzynie Polski zafundowały swoim kibicom już "na żywo", w hali przy ul. Reymonta 22, gdy podejmowały AGÜ Spor. Mimo nie najlepiej rozegranych ostatnich akcji, gospodynie okazały się lepsze o punkt od liderek ligi tureckiej. Najwięcej zasługi w tym sukcesie miała para zagranicznych rozgrywających.

Jak to zwykle bywa, po lepszych występach musiał przyjść także gorszy. Kierowane przez Agnieszkę Bibrzycką i Jelenę Skerović zawodniczki Basketu Gdynia udowodniły natomiast, że są jedną z rewelacji obecnego sezonu. Krakowianki nie znalazły recepty na odrobienie strat do gospodyń, pozwalając im na zdobycie w sumie aż 87 pkt. Dwa dni później w Braine L'Alleud ekipa ze stolicy Małopolski wyciągnęła jednak wnioski z tego niepowodzenia, jak i porażki poniesionej na inaugurację Euroligi. 9-punktowe zwycięstwo oznacza nadwyżkę w stosunku do belgijskiego zespołu w bilansie bezpośrednich gier, co może mieć znaczenie w końcowej tabeli grupy, a także w kontekście promocji do Pucharu FIBA. Głównymi autorkami czwartej z rzędu euroligowej wiktorii były Turner i Peters. Ostatnie spotkanie w 2015 roku, w Poznaniu przeciwko MUKS-owi, zakończyło się wyraźną wygraną faworytek.

Po przedstawieniu dotychczasowych wyników można wysnuć wniosek, że wiślaczki stanęły na wysokości zadania wówczas, gdy najbardziej wymagała tego sytuacja. Terminarz ułożył się niezbyt korzystnie - w TBLK miały aż pięć wyjazdowych spotkań z rzędu. Przegrały tylko raz i można zaryzykować twierdzenie, że lepiej, iż stało się to w Gdyni niż tydzień wcześniej w Bydgoszczy. Pokonanie Artego może mieć bowiem istotne znaczenie w walce o pierwszą lokatę przed fazą play-off. Wicemistrzynie Polski są jednak obecnie dopiero na trzecim miejscu. Zaskoczeniem in plus jest bowiem postawa polkowiczanek, które legitymują się identycznym bilansem (11-2), jak team spod Wawelu. Artego i MKS zawitają jeszcze do Krakowa, a spośród wyjazdów, jakie czekają jeszcze obrończynie mistrzowskiego tytułu, jedynie ten do Wrocławia wydaje się być trudny. Jeśli zatem obiekt przy ul. Reymonta 22 pozostanie niezdobyty, pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym jest na wyciągnięcie ręki.

Z perspektywy czasu wielka szkoda, że podopieczne trenera Hernandeza nieznacznie przegrały dwie potyczki na starcie Euroligi z rywalkami, które kadrowo nie są od nich silniejsze. Można pogdybać, lecz wydaje się, że jeżeli wówczas do dyspozycji hiszpańskiego szkoleniowca pozostawałaby Peters, krakowianki miałyby co najmniej jedną wygraną więcej na koncie. Paradoksalnie, pozwoliłoby to nawet być może włączyć się do walki o awans do najlepszej "ósemki" tych prestiżowych rozgrywek. Chociaż trzeba być także realistą, spoglądając w terminarz. Po czekającej w przyszłym tygodniu konfrontacji z Gironą, będzie już tylko trudniej. Tym niemniej, abstrahując nawet od tak niekorzystnego początku, dotychczasowy bilans stanowi pozytywne zaskoczenie. Wyszarpanie zwycięstw z wyżej notowanymi teamami z Rosji, Turcji i Francji zasługuje na spore brawa. Jeśli ktoś zarzuci, że może rywalki zlekceważyły wiślaczki, czy też te ostatnie miały wielkie szczęście w zaciętych końcówkach, można cofnąć się do początku sezonu i stwierdzić, że... los oddał to, co wówczas zostało zabrane. Ważąc to wszystko, trzeba realnie stwierdzić, iż Wisła Can-Pack powinna wywalczyć piątą lub szóstą lokatę w tabeli grupy B Euroligi, co umożliwi udział w ćwierćfinale Pucharu FIBA. Pokonanie Girony sprawi, że do urzeczywistnienia tego celu będzie już bardzo, bardzo blisko. 

Hernandez potrafił odpowiednio poukładać drużynę. Owszem, ten skład może grać jeszcze lepiej, ale przypominając sobie niektóre pesymistyczne głosy po ogłoszeniu zestawienia personalnego na ten sezon, trzeba powiedzieć, że trener był w stanie wyegzekwować bardzo dużo. Niezbyt wtajemniczonym w niuanse żeńskiego basketu trzeba powiedzieć, że Peters, Turner i Zohnova to wyraźnie (a czasem nawet aż bardzo wyraźnie) niższa półka od Lavender, Quigley i Vandersloot. Roszady kadrowe, będące pochodną znacznie niższego budżetu, nie spowodowały jednak obniżenia poziomu sportowego, choć - jak przypuszczano - dominacja w lidze nie jest już tak jednoznaczna, jak w minionym sezonie. Co istotne, dla władz klubu i samego Hiszpana priorytetem jest liga, dlatego pozornie mogłoby się wydawać, że po październikowych niepowodzeniach udział w Eurolidze będzie potraktowany po macoszemu. Wyniki z ostatnich tygodni zdecydowanie przeczą takim przypuszczeniom, pokazując znów profesjonalizm i fachowość Hernandeza.

Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, kibice Wisły będą mogli być dumni z postawy swoich pupilek w tym sezonie.



1 komentarz:

  1. Kocham koszykówkę jak sam sport zresztą, pisz dalej:)


    Zachęcam do sprawdzenia:
    http://allthingsabouteverything.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń