wtorek, 25 sierpnia 2015

Polska referendalna

Jak Polska długa i szeroka, od kilku tygodni jednym z dominujących tematów jest referendum. A właściwie od kilku dni, to już referenda. Chociaż dość wątpliwe, aby drugie z nich doszło do skutku, patrząc, jaka opcja ma większość w Senacie. No ale - jak to się mawia - próba, nie strzelba...


Tylko czy te referenda mają jakikolwiek sens? Pytanie z pozoru zakrawałoby na herezję, gdyby nie rzut oka na Konstytucję RP, a konkretnie art. 125. Zgodnie z ust. 1, referendum ogólnokrajowe może zostać przeprowadzone "w sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa". Co prawda to pojęcie nie jest precyzyjnie określone, jednak metodą prostego wnioskowania można dokonać pewnej selekcji. Szczególne znaczenie mają kwestie stricte związane z ustrojem państwa, takie jak sposób wyboru organów władzy ustawodawczej lub wykonawczej, ich kompetencje, ewentualnie powracający co pewien czas problem likwidacji Senatu lub zmiany formy reprezentacji izby wyższej. Poza tym zagadnienia, nad którymi nikt poważnie się nie zastanawia, uważając je za oczywiste - flaga, godło, hymn, zasady trójpodziału władzy czy jednolitości państwa (przeciwstawiana federacji). Gdyby zwolennicy wprowadzenia monarchii zebrali co najmniej 500 tysięcy podpisów, ich wniosek mógłby zostać poddany pod referendum. Nie podlegało dyskusji zorganizowanie ogólnokrajowego głosowania w sprawie akcesji Polski do Unii Europejskiej. Podobnie prędzej czy później czeka nas podjęcie decyzji, czy chcemy wprowadzenia euro jako krajowej waluty.

Spośród pytań, na które obywatele odpowiedzą 6 września, jedynie kwestia jednomandatowych okręgów wyborczych może być traktowana jako szczególnie istotna dla państwa. Pytania o zniesienie finansowania partii politycznych z budżetu państwa, jak również interpretację prawa podatkowego na korzyść podatników, z pewnością takimi nie są. Tego rodzaju wątpliwych kwestii, jak powyższe, można byłoby znaleźć wiele w każdej właściwie ustawie. Czy w każdym takim przypadku powinno być rozpisywane referendum?

Dużo emocji budzą trzy pytania zaproponowane przez nowego prezydenta, będącego w tym zakresie wyrazicielem poglądów PiS. Ta partia naciskała na to, aby lansowane przez nią zagadnienia zostały rozstrzygnięte przez obywateli już 6 września, nie przejmując się, że nie ma już prawnej możliwości "dopisać" ich, a kalendarz referendalny ruszył. Ostatecznie Andrzej Duda, chcąc wyjść z twarzą z tej sytuacji, nie miał innego wyjścia, jak zwrócić się z propozycją przeprowadzenia referendum "dopiero" równolegle z wyborami do Sejmu, czyli 25 października. Tylko, że taka kumulacja głosowań jednego dnia rodziłaby komplikacje logistyczne (choćby takie - jedna wspólna czy dwie osobne komisje?), jak również proponowane przez PiS kwestie zdominowałyby kampanię wyborczą, o co najwyraźniej politykom tej formacji chodzi. Postulowane obniżenie wieku emerytalnego i zniesienie mającego obowiązywać od września obowiązku szkolnego 6-latków to tematy nośne społecznie, ale mimo wszystko nie będące ważne dla ustroju państwa. Wiek emerytalny określa ustawa, a nie Konstytucja, podobnie sytuacja wygląda z obowiązkiem szkolnym. Natomiast akcentowane przez PiS rzekome zagrożenie prywatyzacją Lasów Państwowych przypomina straszenie swego czasu powszechnym wykupieniem ziemi przez obcokrajowców czy związanymi z tym roszczeniami Niemców na Ziemiach Odzyskanych, grożącymi rzekomo dezintegracją kraju.

Absolutnie nie uważam, że obywatele nie powinni mieć nic do powiedzenia. Owszem, mają naciskać na polityków, mówić: "sprawdzamy", piętnować ich błędy, proponować własne projekty ustaw. Tak się zresztą dzieje, a niezadowolenie z różnych negatywnych zachowań wybrańców narodu jest powszechne, także wtedy, gdy ci nie chcą lub nie potrafią wsłuchiwać się w sugestie swoich wyborców. Jednak wszystko powinno mieć swoje proporcje. Czy to się komuś podoba, czy nie, Sejm jest od uchwalania ustaw, Senat od ich ewentualnej korekty, a prezydent od podpisywania tychże ustaw albo wetowania czy kierowania do Trybunału Konstytucyjnego. Ustrój Polski różni się od ustroju Szwajcarii, o obyczajach i pewnej praktyce funkcjonowania społeczeństwa nie wspominając. Organizowanie referendów przy okazji każdej kontrowersyjnej sprawy, nie mającej istotnego znaczenia dla państwa, zwłaszcza uregulowanej już niedawno w drodze ustawy, groziłoby sporym chaosem prawnym w państwie, pozakonstytucyjnym "wyręczaniem" Sejmu przez społeczeństwo w stanowieniu prawa. Nie wspomnę już o stałym skłócaniu różnic grup społecznych, a także pogłębianiu konfliktu między partiami.

W kolejce czekają już inne tematy, jak aborcja, związki partnerskie, likwidacja Funduszu Kościelnego, zniesienie nauczania religii w szkołach. Chociaż nie - obecny prezydent zapowiadał wiosną, że referendum w kwestiach światopoglądowych być nie powinno. Te zagadnienia bardziej lub mniej udanie można podciągnąć właśnie do takiej kategorii, więc Andrzej Duda raczej by się na poddanie ich pod głosowanie obywateli nie zgodził. Łatwiej zorganizować referendum w sprawach, które wywołują powszechne niezadowolenie, są niepopularne, a nie w takich, które burzą raz przyjęty świat wartości określonego środowiska politycznego.

Ciekawe zresztą, jaką opinię na temat instytucji referendum jako takiej będą mieć jego zdeklarowani obecnie zwolennicy, gdy z opozycji przejdą do koalicji rządzącej, a obywatelom nie spodoba się ustawa przyjęta z inicjatywy tej właśnie formacji. Cóż, punkt widzenia zwykle zależy od punktu siedzenia...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz