czwartek, 23 lipca 2015

Miejsce za podium, ale przyszłość ważniejsza

Reprezentacja Polski siatkarzy zajęła w ostatni weekend czwarte miejsce w turnieju finałowym Ligi Światowej. Biorąc pod uwagę, że mówimy o mistrzach świata, wielu mogłoby określić ten wynik jako porażka. Czy jednak na pewno?

fot. przegladsportowy.pl

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że ten rok oznacza dla ekipy prowadzonej przez Stephane'a Antigę i Philippe'a Blaina dość istotne zmiany. Jak wiadomo - z występami w biało-czerwonych barwach pożegnali się Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak. Każdy z nich zapisał niezwykle bogaty rozdział w kadrze, długo stanowiąc o jej sile, a bez dwóch pierwszych wprost ciężko wyobrazić sobie zeszłoroczny triumf na Mistrzostwach Świata. W Lidze Światowej nie grał także leczący kontuzję Karol Kłos.

Antiga musiał zatem znaleźć nowych graczy, ewentualnie niektórych odkurzyć. Tak stało się właśnie z Bartoszem Kurkiem, którego absencja na MŚ urosła niemal do sprawy narodowej wagi. Tym razem ten posiadający ogromny potencjał siatkarz mógł wykazać się nie jako przyjmujący, lecz atakujący. Trzeba powiedzieć, iż w tej roli spisał się bardzo dobrze. Kłosa z powodzeniem zastąpił debiutujący w kadrze Mateusz Bieniek. Selekcjoner przypomniał sobie o 37-letnim Piotrze Gacku, który jednak prawie wcale nie pograł, gdyż libero numer 1 to bezapelacyjnie Paweł Zatorski. Powracający również do reprezentacji Grzegorz Łomacz w kilku spotkaniach wystąpił w pierwszej "szóstce", choć na pewno wyższy poziom prezentuje Fabian Drzyzga. Natomiast na przyjęciu, póki co, dominuje tercet Kubiak-Mika-Buszek i dopiero gdzieś w dalszej perspektywie ich pozycje mogą zaatakować młodzi, z Arturem Szalpukiem na czele.

Droga do Final Six w Rio De Janeiro nie była łatwa. Amerykanie pokazali, że na dziś posiadają nieco bardziej ustabilizowany zespół. Kluczowe okazało się zwycięstwo w Teheranie, gdzie właśnie tylko mistrzowie świata pokonali niezwykle groźnych Irańczyków. Rosjanie w ogóle nie zaistnieli. Bilans 0-12 to dla nich niewyobrażalna wręcz katastrofa. Ciekawe, czy będą w stanie podnieść się jeszcze w tym roku.

Turniej finałowy mamy świeżo w pamięci. Bilans niekorzystny - w czterech starciach Polacy okazali się lepsi jedynie od osłabionych pozasportowymi ekscesami Włochów. Serbowie wygrali w tie-breaku, chociaż trzeba pamiętać, że... musieli, bo tylko zwycięstwo dawało im przepustkę do półfinału. Biało-czerwonym do pierwszego miejsca w grupie wystarczało wygranie dwóch setów i to stanowiło ich główny cel, który osiągnęli, obejmując prowadzenie 2:1. Potem byli chyba bardziej myślami przy boju o finał, rozgrywanym już o godz. 13.00 nazajutrz. W meczu z Francją decydowały niuanse w tie-breaku. Wydarzenia nie ułożyły się po myśli naszych rodaków i ich francuskich trenerów, bo inaczej nie można określić przegrania dwóch pierwszych setów. Niedzielna walka o brąz rozpoczęła się o kuriozalnie wczesnej porze, choć przecież na ten sam problem mogliby narzekać Amerykanie. Siatkarze zza Oceanu podeszli do gry bardziej skoncentrowani, pokazując ponownie, że są obecnie bodajże najbardziej niewygodnym rywalem dla podopiecznych Antigi i Blaina.

Podsumowując - finał znajdował się dosłownie na wyciągnięcie ręki, a w potyczce o trzecie miejsce wyszło zmęczenie fizyczne (czwarty występ dzień po dniu) i gorsze nastawienie mentalne. Szkoda niewykorzystanej szansy. Czwarte miejsce jest zawsze tym najgorszym, bo tuż za podium, ale nie ma co rozdzierać szat. Znacznie bardziej prestiżową porażkę ponieśli grający przed własną publicznością Brazylijczycy, którzy nie awansowali nawet do półfinału. Liga Światowa to zawsze dobra sposobność do walki z innymi czołowymi teamami globu, ale co najmniej równie istotna (a nawet może istotniejsza) jak wynik jest kwestia docierania się poszczególnych trybików machiny. Przed kadrą dwie najważniejsze imprezy w tym roku. We wrześniu Puchar Świata w Japonii, będący zarazem kwalifikacją na Igrzyska Olimpijskie, a w kolejnym miesiącu na parkietach Włoch i Bułgarii odbędą się Mistrzostwa Europy. Będzie więc o co walczyć. Dla francuskiego duetu szkoleniowego spotkania w Lidze Światowej były świetną okazją do wprowadzania nowych (czy też nowych-starych) zawodników. Te próby powinny zaprocentować w przyszłości.

Pewne jest, że za kilka tygodni siatkarskie emocje z udziałem biało-czerwonych będą jeszcze większe - oby tym razem z happy endem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz