czwartek, 12 lutego 2015

Polityczne wyrachowanie czy kapitulacja?

Wybory prezydenckie odbędą się dopiero za trzy miesiące, a już dzisiaj wydaje się, że nikt nie zagrozi Bronisławowi Komorowskiemu w reelekcji. Na takie rozstrzygnięcie wskazują wyniki sondaży, które różnią się między sobą w zasadzie tylko w jednej kwestii - będzie potrzebna druga tura czy też nie?



W kilku poprzednich starciach o prezydenturę partie wystawiały kandydatów - jak to się zgrabnie mówi - wagi ciężkiej, czyli swoich liderów, ewentualnie ówczesnych lub byłych premierów bądź ministrów, jednym słowem - ludzi niezwykle doświadczonych, obecnych w polityce od dawna. Teraz kilka czołowych ugrupowań doszło do wniosku, że czas na młodych, a zarazem mniej znanych. Stąd też w wyborach wystartują Andrzej Duda, Magdalena Ogórek czy Adam Jarubas - osoby mało dotąd rozpoznawalne poza własnymi środowiskami politycznymi . Można odnieść wrażenie, że PiS, SLD i PSL już na starcie pogodziły się z tym, że nikt nie będzie w stanie zagrozić urzędującemu prezydentowi. Z jednej strony jest to racjonalne podejście, oparte na chłodnej analizie rzeczywistości, jednak spoglądając z innej perspektywy - oznacza swoistą kapitulację.

Media i eksperci zauważają wymianę pokoleniową, postawienie na młodych. Istotnie - to ważne, aby  do głosu dochodzili przedstawiciele młodszej generacji politycznej, ze świeżym spojrzeniem i nowymi pomysłami, lecz nie uważam, aby jednym z elementów tego procesu miało być kandydowanie na Prezydenta RP. Sądzę, że majowe wybory nie powinny być bowiem takim swoistym poligonem doświadczalnym, nawet jeśli uznać, że sprawowanie urzędu prezydenta kojarzy się w Polsce przede wszystkim z żyrandolem, pałacem i prawem wetowania ustaw. Co by nie mówić - w myśl Konstytucji RP jest to pierwsza osoba w państwie, posiadająca określone kompetencje w polityce zagranicznej i będąca zwierzchnikiem sił zbrojnych! Już choćby sam prestiż tego urzędu sprawia, że nie może go sprawować "ktokolwiek".

Dlatego poważne ugrupowanie, będące już od wielu lat w Sejmie, nie postępuje roztropnie, gdy do wyborów prezydenckich wystawia osobę z drugiego czy trzeciego szeregu. Nie trafia do mnie również argumentacja, że przecież Aleksander Kwaśniewski został wybrany głową państwa, gdy miał "tylko" 41 lat. Wszystko się zgadza... oprócz tego, że przed objęciem urzędu był to jeden z czołowych polityków swojej formacji, posiadający już spore doświadczenie i charyzmę. O żadnym z tegorocznych "młodych" kandydatów powiedzieć tego nie można. Odpuszczając w taki sposób walkę o prezydenturę, partie nie zdają sobie sprawy również z tego, że kiepski wynik w maju może stanowić źródło niepowodzenia w jesiennych wyborach do Sejmu, które z ich punktu widzenia są znacznie ważniejsze.

Inne podejście do wyborów prezydenckich ma Janusz Palikot, jednak - jak wiadomo - kierowane przez niego ugrupowanie przeżywa głęboki kryzys, wobec czego 2015 rok jest dla kontrowersyjnego polityka swoistym "być albo nie być". Ta desperacja nie wróży mu zbyt dobrze, tym bardziej, że jego polityczne "5 minut" już raczej bezpowrotnie upłynęło. 

Pozostali kandydaci? Oprócz Janusza Korwin-Mikke, bardzo wątpliwe, aby którykolwiek uzyskał co najmniej 3% głosów. Mimo tych wszystkich okoliczności, kampania nie powinna być nudna.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz