piątek, 9 stycznia 2015

Anatomia upadku

Igor Sypniewski miał wszelkie zadatki na to, aby zostać piłkarzem klasy międzynarodowej, jednym z liderów reprezentacji Polski, a swoimi osiągnięciami i pozycją w futbolu klubowym zbliżyć się do największych nazwisk w historii futbolu nad Wisłą. Dlaczego tak się nie stało? Alkohol, depresja, hazard - to najkrótsza odpowiedź...

Autobiografia "Zasypany. Życie na zakręcie" autorstwa łódzkich dziennikarzy sportowych - Żelisława Żyżyńskiego i Pawła Hochstima pokazuje, w jaki sposób Sypniewski rozmienił na drobne swój wielki talent. W pewnym momencie od kolejnych treningów i meczów ważniejsze dla niego stało się wypicie kilku czy nawet kilkunastu piw dziennie. Były piłkarz, wychowany na cieszących się złą sławą łódzkich Bałutach, przyznaje, że miał okresy, w których ograniczał ten nałóg, jednak nie potrafił w sposób odpowiedzialny pokierować swoim postępowaniem. Bardzo związany ze swoimi kolegami z osiedla, stawiał im alkohol, gdy tylko był "przy kasie", a w kolejnych klubach pozwalał sobie na mniejsze czy większe wybryki. Aż dziw bierze, że ich szefowie przymykali oczy na coraz bardziej widoczne skutki pozaboiskowego żywota swojego podwładnego. Skoro jednak - jak twierdzi sam zainteresowany - lepiej grało mu się na kacu...

Miarka przebrała się dopiero w Krakowie i od tego czasu w jego karierze zaczęła się równia pochyła. Pod koniec 2001 roku "Sypa" podpisał kontrakt z Wisłą. Wydawało się, że wygrał los na loterii - w ciągu 5 lat miał "podnieść z boiska" ponad 1,7 mln euro (nie licząc premii, które w klubie permanentnie walczącym o krajowe mistrzostwo i awans do Ligi Mistrzów należały do znaczących). Jak na polskie warunki, kilkanaście lat temu były to ogromne pieniądze, a dziś także ta suma robi wrażenie. Jednak już po trzech miesiącach doszło do rozstania. Dlaczego? Wielu kibiców "Białej Gwiazdy" jest zapewne ciekawych, jak wyglądały te wydarzenia z perspektywy piłkarza, jak czuł się w nowym dla siebie otoczeniu. Tutaj nie będę zdradzać szczegółów, gdyż najlepiej samemu o tym przeczytać i wyrobić sobie własną opinię. Warto również poznać kulisy pobytu Sypniewskiego w Szwecji, gdzie otrzymał niesamowity kredyt zaufania od Jonasa Therna - wówczas trenera Halmstad, a jeszcze kilka lat wcześniej znakomitego piłkarza. Również w Skandynawii przyszedł upadek...

Książka, którą niedawno przeczytałem, to uderzająca szczerością spowiedź człowieka, który przepuścił wszystkie zarobione pieniądze, a od 5 lat jest na utrzymaniu swoich rodziców, codziennie starając się przełamać dręczące go słabości, aby nie sięgnąć ponownie do alkoholu. Wcześniej blisko 1,5 roku spędził w więzieniu...

Bez wątpienia nie osiągnął tyle, ile mógł, gdyby prowadził sportowy tryb życia. Z drugiej strony - wielu utalentowanych i wolnych od nałogów polskich futbolistów mogło tylko pomarzyć, aby przez trzy lata przywdziewać koszulkę greckiego potentata, czyli Panathinaikosu Ateny, a w Lidze Mistrzów kilka razy "pokręcić" na Old Trafford będącym w szczytowym momencie swojej kariery Davidem Beckhamem, o którego umiejętnościach "Sypa" nie miał zresztą zbyt dobrego zdania. Kontrowersyjny piłkarz był bardziej ceniony w Grecji i Szwecji niż w swojej ojczyźnie, gdzie smak ekstraklasy poznał jedynie na krótko w Radomsku i Krakowie. Po świetnych występach w Halmstad w tamtejszych mediach zaczęto poważnie sugerować, że warto byłoby przyznać pochodzącemu z Łodzi napastnikowi szwedzkie obywatelstwo, aby mógł wesprzeć reprezentację "Trzech Koron", które - nota bene - wówczas niemiłosiernie ogrywała biało-czerwonych... Już powyższe fakty dowodzą o tym, że Sypniewski był nieprzeciętnym piłkarzem, uświadamiając jednocześnie, jak wysoko mógł zajść w europejskiej hierarchii.

Każdy jest odpowiedzialny za swoje czyny i tak też było z Igorem S. Wydaje się, że przyczyny zmarnowanej - w gruncie rzeczy - kariery są złożone. Najłatwiej byłoby powiedzieć o "przepiciu" szansy, a gwoździem do tej przysłowiowej trumny okazała się depresja. Sięganie po trunki w dużych ilościach było jednak czymś normalnym w osiedlowym towarzystwie, którego piłkarz nigdy się nie wyrzekł. Bohater autobiografii przegrał sam ze sobą i swoimi słabościami, o czym zresztą niejednokrotnie wspomina. Oby jego losy stanowiły przestrogę dla młodych adeptów futbolu.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz