2020 miał być rokiem wielkich sportowych emocji. Jednak z oczywistych przyczyn, z którymi zmaga się teraz cały świat, będzie inaczej. Nie tylko Igrzyska Olimpijskie w Tokio i piłkarskie Mistrzostwa Europy przegrały z pandemią koronawirusa - szereg różnych imprez zostało przeniesionych na kolejny rok czy odwołanych.
fot. Dado Ruvic / Forum |
Jak wiadomo, pod koniec kwietnia polski rząd ogłosił plan "odmrożenia" sportu, wskazując, że ekstraklasa piłkarska ma powrócić w ostatni weekend maja, a liga żużlowa wystartuje dwa tygodnie później. Wcześniej ponownie ruszy Bundesliga, jednak nie we wszystkich krajach rozgrywki piłkarskie będą wznowione - choćby we Francji i Holandii ogłoszono zakończenie sezonu. Nie jest pewne, czy i w jakiej formule zostanie dokończona Liga Mistrzów. Nieoficjalnie mówi się dopiero o sierpniu, czyli po prawie pół roku od ostatnich meczów. Przedstawiciele innych gier zespołowych w sporej większości już musieli pogodzić się z tym, że do rywalizacji wrócą dopiero w sezonie 2020/2021. Jeden z wyjątków to NBA, gdzie opcja wyłonienia na parkiecie tegorocznego mistrza wciąż jest poważnie brana pod uwagę.
Ponieważ nic nie dzieje się w próżni, w miarę dotychczas przewidywalna sportowa machina stanie teraz w obliczu próby. Skoro przedstawiciele różnych grup zawodowych odczuwają wielki niepokój o swoją przyszłość, utrzymanie pracy czy własnych firm, czymś oczywistym jest podobny stan niepewności panujący wśród klubów i sportowców. W sensie ekonomicznym zawodowy sport jest przecież częścią gospodarki. Jak przetrwać te miesiące i zaplanować budżet na przyszłość, gdy sponsorzy muszą w pierwszej kolejności martwić się o własny byt? Trudno powiedzieć, jak długo mecze będą odbywać się bez udziału publiczności, a przecież zyski z biletów i tzw. dnia meczowego stanowiły pokaźny procent po stronie przychodów. Z powodu pandemii kluby popadną w poważne tarapaty, część drużyn w różnych dyscyplinach może nie przystąpić do kolejnych rozgrywek (choćby koszykarki Ślęzy Wrocław, czyli mistrzynie Polski z 2017 roku), nie mówiąc już o okrojeniu wydatków. Uposażenia znacznej części sportowców już uległy obniżeniu, a za kilka miesięcy ta sytuacja zapewne będzie dla nich jeszcze mniej ciekawa. Bo jaki klub zaproponuje podobne stawki do dotychczasowych? Im niżej w hierarchii, tym problemów z zachowaniem egzystencji będzie jeszcze więcej. Sport amatorski i młodzieżowy, finansowane w znacznej części z dotacji samorządów lokalnych czy też samych zainteresowanych lub ich rodzin, przejdą bardzo trudny okres próby. Oczywiście, w jakimś stopniu pomogą władze państwowe czy federacje sportowe (przykładem wsparcie ogłoszone przez PZPN), ale to będzie raczej niewystarczające.
Gdy nawet boiska i hale treningowe zostały zamknięte, a za jakąkolwiek odmianę aktywności na świeżym powietrzu groziły mandaty, dyspozycja aktorów sportowych zmagań pozostanie sporą niewiadomą. Kilka tygodni domowych ćwiczeń nie zastąpi bardziej realnych działań. Specjaliści twierdzą, że po takiej przerwie w dotychczasowej wysokiej aktywności organizm może potrzebować czasu na odbudowę. Trzeba też pamiętać o większym ryzyku urazu z powodu braku tej treningowej normalności. Co więcej, zakażeni koronawirusem sportowcy muszą liczyć się z podobnym jak u "zwykłych" ludzi zagrożeniem dla swojego zdrowia, a w skrajnych przypadkach - nawet życia.
Przygotowujący się do igrzysk przeżywają dodatkowe rozterki z powodu oczywistej w tych okolicznościach decyzji MKOl. Wszak to nie jakieś tam pierwsze lepsze zawody, a najważniejsza impreza, kosztująca mnóstwo wyrzeczeń, hektolitrów potu, tysięcy przebiegniętych kilometrów i setek ton ciężarów podniesionych na siłowni. Dla niej warto odpuścić po drodze nawet prestiżowe starty. Cel był jasny - trafić z formą na koniec lipca lub początek sierpnia 2020. Niemała część z nich planowała, że to będzie ostatni start, pożegnanie z boiskiem, bieżnią, pływalnią, matą itp. Wywalczyć medal i odejść w chwale. Co zatem zrobić, gdy z przyczyn zupełnie niezależnych wszelkie plany spełzły na niczym? Zacisnąć zęby, zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek i poczekać do lata 2021 czy jednak zakończyć karierę bez tego końcowego akcentu, ale z mniejszym ryzykiem nadszarpnięcia reputacji na finiszu? Natomiast będącym w gazie w poprzednich sezonach, którzy w Tokio po raz pierwszy stanęliby do olimpijskiej rywalizacji, czy też zamierzającym odkuć się za niepowodzenia z Rio, przełożenie igrzysk o rok musi jawić się jako spore ryzyko. Przecież za rok mogą nie być już tak mocni i pewni swoich przewag. Jak zwykle w przypadku zmian dotychczasowego scenariusza, dojdzie do przetasowań - ktoś na tym zyska, ktoś straci.
Niektórzy obwieszczają, że z powodu koronawirusa sport nie będzie już taki sam. Choć te twierdzenia uznać wypada za uzasadnione, zwłaszcza w sferze ekonomicznej, to jeśli świat upora się z pandemią i nastąpi powrót do względnej normalności, podobnie powinno być i ze sportem. Ten proces musi jednak potrwać nawet kilka lat. Tymczasem nie ma co ukrywać, że w najbliższych miesiącach podczas transmisji telewizyjnych czeka nas szalenie smutny widok pustych stadionów i hal, przypominający o walce ludzkości z niewidzialnym wrogiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz