niedziela, 15 kwietnia 2018

Honor po przemysku

Temat mojego kolejnego tekstu był już właściwie ustalony, ale ta sprawa poczeka. Wydarzenia ostatnich dni wymusiły zmianę. O co chodzi? W czwartek radni w moim rodzinnym Przemyślu uznali, że marszałek Sejmu Marek Kuchciński powinien otrzymać tytuł Honorowego Obywatela Miasta Przemyśla. Jak wymyślili, tak zrobili. Na pytanie, czy można być zadowolonym z tego faktu, muszę odpowiedzieć stanowczo: nie!

fot. East News / fakt.pl

Ktoś mógłby skądinąd słusznie zapytać - a kto im zabroni? Kuchciński pochodzi z Przemyśla, gdzie rządzi PiS ze stowarzyszeniem prezydenta Roberta Chomy - Regia Civitas, grupującym ludzi raczej o prawicowych poglądach. Wspólnie mają bezwzględną większość w 23-osobowej Radzie Miejskiej. Wszystko wydaje się więc zrozumiałe. Traf chciał, że pod wnioskiem o uhonorowanie Kuchcińskiego podpisało się dwunastu radnych, czyli absolutne minimum, aby ta sprawa była rozstrzygana w głosowaniu. Wśród nich dwóch z Sojuszu Lewicy Demokratycznej - Janusz Zapotocki i Tomasz Kulawik. Tak, to nie pomyłka! Ci panowie otworzyli furtkę do nadania Kuchcińskiemu tytułu honorowego obywatela miasta. Jeśli chodzi o samo głosowanie w sprawie nadania tytułu, to nie poparli tego projektu (obaj nie byli obecni lub jeden z nich się sprzeciwił - szczegółów nie znam). Jednak gdyby nie ich wcześniejsze podpisy, do głosowania by nie doszło... OK, zdaję sobie sprawę, że w sumie wystarczyłoby poparcie wszystkich przedstawicieli PiS i Regia Civitas, a wtedy i tak doszłoby do głosowania, no a tam sprawa raczej by już przeszła - pewnie prędzej czy później doszłoby do tego. No ale pomoc przyszła raczej z nieoczekiwanej strony...

Sama idea nadawania tytułu honorowego obywatela miasta nie budzi większych zastrzeżeń. Wiadomo - otrzymuje go człowiek, który zasłużył się w jakiś sposób dla lokalnej społeczności albo wybitna postać w szerszym znaczeniu (np. Jan Paweł II czy Lech Wałęsa). Trzeba więc najpierw stwierdzić, czy istnieją przesłanki do uhonorowania konkretnej osoby. Jak to wygląda w przypadku Kuchcińskiego? W uzasadnieniu wskazano, że wcześniej, w ponad 1000-letniej historii miasta, nie było przemyślanina na tak wysokim stanowisku. Zatem uznano, że taki zaszczyt w 100-lecie odzyskania niepodległości i 550-lecie polskiego parlamentaryzmu obecnemu marszałkowi się należy (nawiązanie na końcu zdania do niedawnych słynnych słów pani Szydło z mównicy sejmowej o nagrodach to już moja interpretacja).

Można być tak po prostu dumnym z tego, że krajan jest marszałkiem Sejmu, tylko trzeba dokonać trzeźwej oceny sytuacji i próby przewidzenia konsekwencji, mając świadomość przynależności do danego ugrupowania i reprezentowania jego wyborców. Kto forował ten pomysł? Oczywiście polityczni koledzy marszałka, uważający, że ten znakomicie wywiązuje się ze swojej roli. A jak uważają ludzie inaczej myślący, stanowiący w Polsce większość? Dla nich Kuchciński jest ślepym wykonawcą poleceń Jarosława Kaczyńskiego, sankcjonując zamordyzm odbywający się na sali obrad. Przypomnijmy choćby wydarzenia z 16 grudnia 2016 roku, o których zresztą kilka dni później pisałem - słynne wykluczenie przez Kuchcińskiego posła Michała Szczerby, przerwanie posiedzenia, a następnie przenosiny do Sali Kolumnowej. Warunki procedowania w tamtym miejscu i ważność ówczesnych głosowań są uznawane przez wiele autorytetów prawniczych za cokolwiek wątpliwe, by nie powiedzieć - sprzeczne z prawem. Codziennością jest wyłączanie mikrofonu posłom opozycji przez marszałka. Trudno mówić więc o posiadaniu swobody wypowiedzi osób, których uprawnienia, wynikające choćby z immunitetu, powinny być dość szerokie. W ostatnich dniach Kuchciński znów błysnął, uniemożliwiając posłom opozycji zadawanie pytań i składanie wniosków formalnych. Ponadto nakłada coraz więcej kar finansowych na reprezentantów PO i Nowoczesnej, mających na celu ich uciszenie. Marszałek ma zatem sporo na sumieniu, gdyż nierówne traktowanie przedstawicieli jego formacji i opozycji jest wręcz jaskrawe. Tym samym przykłada rękę do psucia jednego z najważniejszych organów konstytucyjnych, nie wspominając o ewentualnej odpowiedzialności, która kiedyś może go dotknąć z tego tytułu.

Dlatego te podpisy przemyskich radnych SLD trzeba uznać za szokujące. Czy panowie Zapotocki i Kulawik nie wiedzą, co w Sejmie wyczynia Kuchciński? Nie wiedzą, że trwa tam regularny demontaż demokratycznych obyczajów? Nie wiedzą, że ich krajan jest jedną z głównych twarzy tzw. dobrej zmiany, która najchętniej unicestwiłaby opozycję i "po swojemu" urządziła lokalne samorządy, uzależniając je od władzy państwowej? Są tak bardzo skupieni na swoich sprawach? Skoro to wszystko im nie przeszkadza, to dlaczego nadal są w SLD?! Co więcej, pierwszy z nich jest szefem tej partii w Przemyślu...

Dla mnie to przykre wydarzenie. Jako człowiek, którego poglądy są usytuowane bardziej po lewej stronie, chciałbym, aby znaczenie lewicy w Polsce wzrosło. Tylko, że jeśli jej przedstawiciele dokonują takiego - jak to się ostatnio często określa - samozaorania, to osoby zamierzające głosować na tę formację, mogą zmienić zdanie. A jest to tym bardziej możliwe w Przemyślu, jeśli chodzi o poparcie dla panów Zapotockiego i Kulawika, o ile - mimo tej kompromitacji - w najbliższych wyborach samorządowych znów wystartują w barwach SLD...

Napisałem do obu radnych oraz przemyskiego SLD - z treści jasno wynika moje oburzenie ich postawą. Nie oczekuję żadnych wyjaśnień. Niech wiedzą, że to, co zrobili, spotyka się z dezaprobatą, także ze strony człowieka, który już w Przemyślu nie głosuje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz