sobota, 9 grudnia 2017

Krajobraz po losowaniu

Jak wszyscy doskonale wiedzą, 1 grudnia na Kremlu los przydzielił biało-czerwonym Kolumbię, Senegal i Japonię. Przed tą ceremonią w mediach i Internecie permanentnie spekulowano, na kogo dobrze byłoby trafić, często wskazując dość życzeniowe warianty, a gdy już wszystko było wiadome, pojawiło się co najmniej tyle samo rozważań na temat: "wylosowaliśmy dobrze czy źle?". To już naturalne przy tego rodzaju wydarzeniach, ale niekiedy różne uproszczenia w ocenach cokolwiek denerwują.

fot. AFP

Już nudne, lecz oddające prawdę, jest twierdzenie, że na piłkarskich Mistrzostwach Świata nie będzie słabeuszy i nikt nie znalazł się w 32-zespołowym gronie przez przypadek. Wielu polskim kibicom i nawet części fachowców tak się wydawało, choćby podświadomie, co w jakimś sensie pewnie było spowodowane przydzieleniem Polski do pierwszego koszyka: - Oby trafić na jakichś kelnerów i spokojnie awansujemy. Tylko, że tam kelnerów nie będzie, za to kilka pozornie słabszych drużyn jest w stanie ograć nominalnych faworytów. Stąd przejście niektórych ze skrajności w skrajność po zasięgnięciu kilku informacji o grupowych konkurentach - można przeczytać, że wylosowaliśmy trudnych rywali, zwłaszcza że... egzotycznych, prezentujących styl gry niezbyt nam znany. Najlepiej taką zmienność nastrojów skwitował Zbigniew Boniek, stwierdzając, że do 1 grudnia spekulowano o szansach na medal, a teraz słychać narzekania w stylu: - Można było wylosować coś łatwiejszego... Prezes PZPN słusznie przekonuje, że takie myślenie nie jest dobrą drogą do sukcesu w sporcie.

Jednak czy dziwi ta wspomniana "obcość", skoro do listopadowych meczów towarzyskich z Urugwajem i Meksykiem kadra podczas czteroletniej kadencji Adama Nawałki nie miała okazji zmierzyć się z zespołem spoza Europy? Statystyczny polski kibic chyba myśli, że nasz kontynent jest swoistym pępkiem świata - no, jeszcze Brazylia i Argentyna "coś znaczą", czasem ktoś inny z tamtego kontynentu jednorazowo wyskoczy (jak Urugwaj w 2010 roku), jest solidny Meksyk, ewentualnie ktoś z Afryki trochę namiesza, ale to pod popularnym hasłem "niespodzianki w futbolu się zdarzają". A potem taki wszystkowiedzący przeciętny Kowalski wielce się dziwi, jak na MŚ nasi rodacy obrywają od jakiegoś "śmiesznego" Ekwadoru czy innej Korei Południowej...

W porządku, można powiedzieć, że te boleśnie pamiętane porażki z poprzedniej dekady to już inne czasy, inna mentalność obecnych reprezentantów, skutki błędów w przygotowaniach itp. Teraz mamy niekwestionowaną gwiazdę klasy światowej w osobie Roberta Lewandowskiego, kilku innych graczy bardzo cenionych w czołowych europejskich ligach, pozytywne doświadczenia turniejowe z Euro 2016, profesjonalizm selekcjonera. To wszystko nakazuje wierzyć, iż nic nie zostanie zaniedbane w przygotowaniach, z odpowiednim rozpracowaniem przeciwników włącznie. Tylko czy to wystarczy? Nikt nie zagwarantuje, że tak się stanie.

Na pierwszy rzut oka układ sił w grupie H mógłby nie wydawać się skomplikowany - Polska i Kolumbia powinny spokojnie wejść do 1/8 finału, nie oglądając się na dwie pozostałe ekipy. Za takim rozwiązaniem przemawiałby ranking FIFA - Polska na 7. miejscu, Kolumbia trzynasta. Jednak powszechnie uważa się, że zasady klasyfikowania narodowych reprezentacji mają sporo wad. Dla biało-czerwonych są łaskawe, bo w październiku plasowali się na 6. miejscu, co dało pierwszy koszyk. Udało się więc uniknąć potencjalnie najmocniejszych teamów, a w samym losowaniu także potencjalnie najgroźniejszych z drugiego koszyka - Hiszpanii, Anglii oraz ostatnich sparingowych rywali.

Chociaż - czy Kolumbia, zaliczana do najsilniejszych drużyn w Ameryce Południowej ustępuje Hiszpanom czy Anglikom? James Rodriguez, Radamel Falcao, Juan Cuadrado - to tylko trzy najbardziej znane nazwiska, identyfikowane na całym świecie. Co ważne, ich lepsze i gorsze strony nie są obce klubowym kolegom - Lewandowskiemu, Kamilowi Glikowi i Wojciechowi Szczęsnemu. Na MŚ w Brazylii Los Cafeteros w znakomitym stylu wygrali swoją grupę (trzy zwycięstwa, bilans bramek 9-2, w tym 4:1 z Japonią), potem pokonali 2:0 Urugwaj i odpadli w ćwierćfinale z grającymi najlepsze zawody na tym turnieju gospodarzami. W pewnym sensie trudniejszą przeszkodą od wybrańców Jose Pekermana może być Senegal. Reprezentacje z Afryki zazwyczaj są najgroźniejsze na początku mistrzowskich imprez (dowód pierwszy z brzegu - w 2002 roku, w swoim debiucie na MŚ,  Senegal ograł broniącą tytułu Francję), zatem powstrzymanie 19 czerwca w Moskwie robiącego furorę w Liverpool FC Sadio Mane i jego kolegów z Premier League nie będzie zadaniem łatwym. Nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważny jest wynik pierwszego spotkania. Z tego zestawu Japonia prezentuje najmniejszy potencjał. Najbardziej rozpoznawalnym piłkarzem z tego kraju jest Shinji Kagawa z Borussii Dortmund, czyli klubowy kolega Łukasza Piszczka. Tak czy inaczej - również Samurajów w żaden sposób nie wolno lekceważyć.

I teraz ciekawostka, choć nie zaskakująca dla kogoś w miarę zorientowanego w nie tak odległej historii futbolu - spośród zespołów z grupy H w rozgrywanych w XXI wieku finałach MŚ to Polska prezentuje się najgorzej. Dwa starty, w obu przypadkach zakończone powrotem do domu po trzech meczach. Kolumbia i Senegal wykazały się znakomitą skutecznością - tylko jeden start, za to zakończony na ćwierćfinale. Japończycy uczestniczyli we wszystkich czterech turniejach, dwukrotnie (2002 i 2010) kończąc na 1/8 finału.

Oczywiście niczego to jeszcze nie oznacza, tylko uświadamia, że nasi rywale mają cokolwiek lepsze osiągnięcia w ostatnich występach na najważniejszej piłkarskiej imprezie na świecie. Na tych pozytywnych doświadczeniach mogą łatwiej od biało-czerwonych budować swoje przygotowania i... optymizm przed czerwcowo-lipcowymi zmaganiami w Rosji. Nawałka będzie musiał znaleźć swoje metody. Udało się to na Mistrzostwach Europy, dlaczego ma nie udać się na Mistrzostwach Świata? Zwłaszcza jeśli kibice i media szczycą się obecnością "Lewego" i spółki w pierwszej dziesiątce rankingu FIFA.

Wszystko rozstrzygnie się na boisku, podczas w sumie 270 minut (plus tyle, co doliczy sędzia) w Moskwie, Kazaniu i Wołgogradzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz