poniedziałek, 14 marca 2016

Godne pożegnanie z Euroligą

W piątek koszykarki Wisły Can-Pack Kraków odpadły z rozgrywek żeńskiej Euroligi. Trzeba jednak od razu powiedzieć, iż w ćwierćfinałowej rywalizacji przeciwko Fenerbahce Stambuł zaprezentowały się z dobrej strony, potwierdzając, że wyniki osiągnięte w fazie grupowej nie były dziełem przypadku.

fot. Marcin Michta / WislaLive.pl

Ich rywalki należą do ścisłego topu klubowej koszykówki na Starym Kontynencie i są wymieniane w gronie głównych faworytów do triumfu w Eurolidze. Właśnie nad Bosforem występują Jantel Lavender i Allie Quigley, których nie trzeba przedstawiać kibicom "Białej Gwiazdy". Ich wkład w wyniki teamu spod Wawelu w poprzednich dwóch sezonach był przecież wręcz nieoceniony. Oprócz tego barw Fenerbahce bronią tak znane na europejskich parkietach zawodniczki, jak Marissa Coleman, Quanitra Hollingsworth, Anastasia Wieremiejenka, Birsel Vardarli czy Kamile Nacickaite. Nie można nie wspomnieć o trenerze - Georgiosie Dikeoulakosie, zaliczającym się do najlepszych w swoim fachu. Potwierdziła to choćby Małgorzata Misiuk, którą kilka lat temu Grek prowadził w ówczesnym Lotosie Gdynia. Skrzydłowa Wisły Can-Pack bardzo pozytywnie wypowiadała się o jego wiedzy koszykarskiej, a także właściwym podejściu do pracy z kobietami, co w tej dyscyplinie sportu odgrywa również niezwykle istotną rolę.

Wiślaczki zapowiadały podjęcie walki z cokolwiek silniejszym kadrowo tureckim zespołem. Okazało się, że swoich słów nie rzucały na wiatr, co udowodnił wtorkowy mecz w Stambule. W trzeciej kwarcie krakowianki miały już 14-punktowy deficyt, ale dzięki wielkiej determinacji w obronie i dobrej skuteczności w rzutach z dystansu, na początku ostatniej ćwiartki wyszły na prowadzenie! Później zabrakło im już sił, co wykorzystały rywalki, wygrywając 79:70. Jeszcze raz można było się przekonać, jak klasową zawodniczką jest Lavender, która zdobyła 24 pkt, myląc się tylko dwukrotnie na trzynaście rzutów z gry. W szeregach mistrzyń Polski tylko o punkt mniej zdobyła Yvonne Turner, która czterokrotnie trafiła za 3 pkt.

W piątek w hali przy ul. Reymonta 22 miało miejsce prawdziwe święto. Nadkomplet publiczności, głośny doping przez całe spotkanie, a na boisku dość zacięta walka do połowy drugiej kwarty. Niestety, krakowska ekipa musiała radzić sobie bez niezwykle przydatnej w podkoszowej walce Laury Nicholls, która przed piątkową konfrontacją doznała urazu palca. Ponieważ już tydzień wcześniej ze składu wypadła Katerina Zohnova (notabene - jej ściągnięcie do Krakowa okazało się największą pomyłką transferową), narzekająca na problemy ze ścięgnem Achillesa, hiszpański szkoleniowiec miał do dyspozycji jedynie siedem zawodniczek ogranych w międzynarodowej rywalizacji. Dikeoulakos dysponował większym polem manewru. Koszykarki znad Bosforu dość dobrze radziły sobie w ataku, a na dokładkę w drugiej kwarcie znacznie ograniczyły ofensywne poczynania gospodyń. Te jednak nie dały za wygraną i po przerwie rzuciły się do odrabiania strat, wynoszących 13 pkt. Ten cel był blisko, ale - podobnie jak we wtorek - wiślaczki ostatecznie zostały zastopowane, choć patrząc na przebieg całej potyczki, porażkę 63:79 należy uznać za zbyt wysoką.

fot. Marcin Michta / WislaLive.pl
W obliczu nieco słabszej postawy Turner, dość korzystnie zaprezentowały się Cristina Ouvina i DeNesha Stallworth. Hiszpańska "jedynka" udowodniła po raz kolejny, że w tym sezonie jest wręcz bezcenna dla swojej drużyny. Amerykańska podkoszowa, która niespełna dwa tygodnie temu pojawiła się w stolicy Małopolski, wypadła dość korzystnie w ataku, gorzej było z defensywą. Generalnie widać, że ta zawodniczka może być przydatna w play-off ekstraklasy.

Po rywalizacji z jednym z najlepszych europejskich zespołów, który pokazał swój niekwestionowany potencjał, trzeba podtrzymać wszystkie pozytywne opinie, jakie na temat postawy mistrzyń Polski w Eurolidze wyraziłem po fazie grupowej. Patrząc na rezultaty, jakie osiągnęły w tym sezonie, okazuje się, że to nie zasoby kadrowe czy finansowe są najważniejsze, ale "team spirit" i trener posiadający wizję gry, którą potrafi przekazać swoim podopiecznym i wyegzekwować w poszczególnych meczach, dostosowujący taktykę do posiadanego "materiału ludzkiego". Wielu kibiców i fachowców twierdziło, iż Fenerbahce dwa razy pokona Wisłę Can-Pack w sposób nie podlegający jakiejkolwiek dyskusji, sugerując przy okazji, że może lepiej byłoby... zająć niższą lokatę w grupie i wystąpić w ćwierćfinale Pucharu FIBA, bo tam nie doszłoby do blamażu. Owszem, w rzeczywistości wyższość tureckiego potentata nie budziła wątpliwości, lecz o jakiejkolwiek kompromitacji nie mogło być mowy. Co więcej - koszykarki występujące w koszulkach z Białą Gwiazdą w żadnym wypadku nie zawiodły swoich licznie zgromadzonych kibiców. Za to należą im się ogromne brawa.

Powstaje pytanie - czy ten rezultat ekipy trenera Hernandeza będzie mieć korzystny wpływ na kwestię budżetu w przyszłym sezonie? Póki co, klub nie podpisał z firmą Can-Pack kolejnej umowy sponsorskiej, trudno też powiedzieć, jak na dalszą współpracę zapatruje się wieloletni sponsor drużyny. Oby wynik osiągnięty na euroligowych parkietach miał pozytywne przełożenie na zainteresowanie z jego strony. Co by jednak nie mówić, to nieco większe możliwości finansowe pozwoliłyby zbudować skład, który przy tym trenerze mógłby ugruntować swoją pozycję w europejskiej czołówce.

Obecnie krakowianki mogą skupić się już tylko na lidze. Do końca sezonu zasadniczego Tauron Basket Ligi Kobiet pozostały dwie kolejki. Już w piątek rozstrzygnie się, czy mistrzynie Polski przystąpią do fazy play-off z pierwszego miejsca. Aby tak się stało, w bezpośrednim starciu o pozycję lidera po pierwszym etapie rozgrywek muszą pokonać we własnej hali Artego Bydgoszcz, co nie będzie łatwym zadaniem. Na temat polskiej ekstraklasy zapewne będzie jednak jeszcze okazja napisać w najbliższych tygodniach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz