Kilka godzin temu koszykarki Wisły Can-Pack Kraków awansowały do ćwierćfinału Euroligi Kobiet. Patrząc z perspektywy kilku miesięcy, ten fakt może śmiało aspirować do jednego z najbardziej zaskakujących rozstrzygnięć w europejskim żeńskim baskecie w obecnym sezonie.
fot. wislacanpack.pl |
Przyznaję - byłem człowiekiem niezbyt dużej, a wręcz małej wiary. Przed zeszłotygodniowym meczem z Nadieżdą Orenburg uznałem, że awansu do ćwierćfinału Euroligi raczej już nie będzie. Wówczas sądziłem, iż Bourges ogra Castors Braine na wyjeździe i Gironę na wyjeździe, co zapewniłoby Francuzkom czwarte miejsce. Wiślaczki musiały natomiast stawić czoła drużynie, będącą drugą siłą w Rosji i to już jest wystarczająca rekomendacja, świadcząca o klasie rywalek. Na dodatek mistrzynie Polski musiały już radzić sobie bez Devereaux Peters, z którą klub rozwiązał kontrakt. Porażka po walce nie byłaby wstydem, jednak głównie dzięki heroicznej defensywie udało się pokonać Nadieżdę! Natomiast z Belgii nadeszła wiadomość o porażce Bourges. Oznaczało to, że jeśli w ostatniej kolejce team spod Wawelu wygra w Kayseri, to bez względu na inne wyniki awansuje do ćwierćfinału Euroligi. Tylko tyle i aż tyle...
Cały czas istniał bufor bezpieczeństwa w postaci "przeniesienia" do ćwierćfinału Pucharu FIBA. W przypadku porażki w Turcji, zespół prowadzony przez Jose Hernandeza zakończyłby fazę grupową na 5. miejscu. Niektórzy kibice twierdzili, że awans do ćwierćfinału Euroligi... nic nie da, skoro tam czekałoby Fenerbahce Stambuł, czego efektem będą zapewne dwie dotkliwe porażki. - Lepiej zagrać w "pucharze pocieszenia", gdzie otwierałaby się całkiem realna szansa nawet na finał - sugerowali. Takie opinie były cokolwiek pragmatyczne i nie pozbawione racjonalnych przesłanek, bo zazwyczaj lepiej coś zdobyć niż zostać dotkliwie pobitym, nawet przez wyżej notowanego rywala. Tylko czy tę ostatnią opcję sportowiec powinien zakładać przed wyjściem na boisko? Chyba nie... Skoro zaistniała możliwość, aby osiągnąć coś, co nie udawało się krakowiankom w ostatnich trzech sezonach, warto było zrobić wszystko, aby ją wykorzystać i nie kalkulować. Po co znów - jak przed rokiem - utyskiwać nad zaprzepaszczonym sukcesem, który był tak blisko?
Walka była dość zacięta, ale ostatecznie górą "Biała Gwiazda"!!! Dla tych, którzy nie widzieli, a także dla tych, co chcieliby zobaczyć raz jeszcze - całe spotkanie w Kayseri:
Dziewczyny pokazały wielki charakter i stalowe nerwy! To była już ich siódma euroligowa potyczka, w której losy ważyły się do ostatnich sekund! Najpierw porażki - po dogrywce z Castors Braine i w Gironie, a później same triumfy - różnicą dwóch punktów z Bourges, dwukrotnie trzema punktami z Nadieżdą, jednym punktem u siebie z AGÜ Spor, no i dwoma "oczkami" w Kayseri. Jedyne "bezstresowe" wygrane odniosły w rewanżach z Hiszpankami i Belgijkami (odpowiednio "aż" 8 i 9 pkt.). W pozostałych pięciu meczach rywalki okazywały się wyraźnie lepsze. Czyli - jak napisałem wcześniej - wiślaczki umiały mierzyć siły na zamiary, a gdy pojawiła się szansa, wykorzystywać ją. To w sporcie niezwykle ważne, wręcz bezcenne.
Dlatego mało mnie interesuje kryzys, w jaki popadł w ostatnich tygodniach AGÜ Spor - w sumie sześć porażek z rzędu w Eurolidze, wpadki w rodzimej lidze, których skutkiem okazał się spadek tej ekipy z pozycji lidera na 4-5 miejsce. Gdy w ubiegłym sezonie Wisła Can-Pack pod wodzą Stefana Svitka dosłownie wypuściła z rąk pewną - wydawałoby się - wygraną w Pradze i fatalnie zaprezentowała się w Tauron Arenie Kraków w starciu z Galatasaray Stambuł (mającym wówczas bilans 0-5), co w końcowym rozrachunku miało spore znaczenie, jeśli chodzi o awans do "ósemki", zapewne nikt w Turcji specjalnie nie rozczulał się nad losem polskiego zespołu. Również nie naszym zmartwieniem jest słabszy skład i zmienna dyspozycja mistrzyń Francji, co udowodniły choćby w hali przy ul. Reymonta 22, gdy już po trzech kwartach były wręcz pewne triumfu. Przecież również Hernandez dysponuje w tym sezonie cokolwiek mniejszym potencjałem niż Svitek rok temu. W najistotniejszych konfrontacjach to jednak hiszpański szkoleniowiec potrafił odpowiednio ustawić i umotywować swoje zawodniczki, poza październikowym falstartem wygrywając to, co było możliwe.
Patrząc na to, jak gra Yvonne Turner, można powiedzieć - w tym szaleństwie jest metoda! Początkowo byłem dość sceptycznie nastawiony do jej umiejętności i "streetballowego" stylu gry. Nadal nie jestem zachwycony jej postawą, nieraz irytuję się, jak wręcz z zamkniętymi oczami wpycha się z piłką między wyższe rywalki pod kosz, ale... ona inna już nie będzie. Skoro Wisły nie było stać na poukładaną koszykarsko "jedynkę" pokroju Courtney Vandersloot czy "dwójkę" w stylu Allie Quigley, to wybór padł na zawodniczkę z pogranicza PG/SG, która nieraz grając w sposób odbiegający od schematów taktycznych, potrafi "ukąsić" defensywę. To ona w większości zwycięskich potyczek była punktową liderką swojego teamu.
Ten sukces byłby jednak niewykonalny bez Cristiny Ouviny. Powtarzam się, ale Hiszpanka rozgrywa świetny sezon, zdecydowanie najlepszy spośród czterech w koszulce z Białą Gwiazdą. Jej blisko miesięczna absencja sprawiła, że znacząco obniżyła się jakość konstruowania akcji i liczba rozwiązań ofensywnych. W dwóch ostatnich spotkaniach euroligowych w końcu przebudziła się Laura Nicholls, która w styczniu wyraźnie rozczarowywała. Na miarę swoich możliwości spisywały się również rodzime koszykarki.
Dlatego mało mnie interesuje kryzys, w jaki popadł w ostatnich tygodniach AGÜ Spor - w sumie sześć porażek z rzędu w Eurolidze, wpadki w rodzimej lidze, których skutkiem okazał się spadek tej ekipy z pozycji lidera na 4-5 miejsce. Gdy w ubiegłym sezonie Wisła Can-Pack pod wodzą Stefana Svitka dosłownie wypuściła z rąk pewną - wydawałoby się - wygraną w Pradze i fatalnie zaprezentowała się w Tauron Arenie Kraków w starciu z Galatasaray Stambuł (mającym wówczas bilans 0-5), co w końcowym rozrachunku miało spore znaczenie, jeśli chodzi o awans do "ósemki", zapewne nikt w Turcji specjalnie nie rozczulał się nad losem polskiego zespołu. Również nie naszym zmartwieniem jest słabszy skład i zmienna dyspozycja mistrzyń Francji, co udowodniły choćby w hali przy ul. Reymonta 22, gdy już po trzech kwartach były wręcz pewne triumfu. Przecież również Hernandez dysponuje w tym sezonie cokolwiek mniejszym potencjałem niż Svitek rok temu. W najistotniejszych konfrontacjach to jednak hiszpański szkoleniowiec potrafił odpowiednio ustawić i umotywować swoje zawodniczki, poza październikowym falstartem wygrywając to, co było możliwe.
Patrząc na to, jak gra Yvonne Turner, można powiedzieć - w tym szaleństwie jest metoda! Początkowo byłem dość sceptycznie nastawiony do jej umiejętności i "streetballowego" stylu gry. Nadal nie jestem zachwycony jej postawą, nieraz irytuję się, jak wręcz z zamkniętymi oczami wpycha się z piłką między wyższe rywalki pod kosz, ale... ona inna już nie będzie. Skoro Wisły nie było stać na poukładaną koszykarsko "jedynkę" pokroju Courtney Vandersloot czy "dwójkę" w stylu Allie Quigley, to wybór padł na zawodniczkę z pogranicza PG/SG, która nieraz grając w sposób odbiegający od schematów taktycznych, potrafi "ukąsić" defensywę. To ona w większości zwycięskich potyczek była punktową liderką swojego teamu.
fot. Marcin Michta / WislaLive.pl |
Gdyby ktoś po pierwszych czterech kolejkach (przypominam - bilans wynosił wówczas 0-4) powiedział, że wiślaczki awansują do ćwierćfinału Euroligi, większość rozmówców zapewne mocno popukałaby się w czoło. Nawet triumf z Bourges stanowił jeszcze zbyt wątłą przesłankę do stwierdzenia, iż ekipa ze stolicy Małopolski może włączyć się do batalii o 4. miejsce w grupie. Później z każdym kolejnym zwycięstwem rosły nadzieje, choćby na kontynuację europejskiego startu w Pucharze FIBA. Oczywiście, kolejne porażki AGÜ Spor i Bourges miały tu niemałe znaczenie, ale szczęściu zawsze trzeba pomóc. Mistrzynie Polski to uczyniły.
Osobne podziękowania i gratulacje należą się trenerowi. Znamienne, że Hernandez po raz czwarty wprowadził Wisłę Can-Pack do grona ośmiu najlepszych zespołów Euroligi. Nie dokonał tego tylko raz - i to wówczas, gdy nie mógł do końca się wykazać, czyli został zdymisjonowany przed decydującym starciem o awans do ćwierćfinału. Oprócz niego nikt inny w ciągu 12 lat nie wprowadził teamu spod Wawelu na tak wysoki szczebel. A choćby Svitek miał przez dwa lata zestaw personalny silniejszy niż obecnie Hiszpan...
Rywalizacja z Fenerbahce będzie mieć dodatkowy podtekst. W klubie znad Bosforu występują przecież wspomniana Quigley i Jantel Lavender. Oby naprzeciw tej ostatniej stanęła nowa środkowa zza Oceanu, której umiejętności będą co najmniej porównywalne (a najlepiej wyższe) do Peters.
Dziewczyny i trenerzy, jeszcze raz dziękuję za wspaniałe emocje! Wiem, że to nie koniec w tym sezonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz