wtorek, 15 września 2015

Dobry występ biało-czerwonych

W sobotę reprezentacja Polski koszykarzy odpadła z Eurobasketu. Biało-czerwoni nie przynieśli wstydu, choć może jest lekka nutka niedosytu.

fot. sport.pl


Plan minimum został wykonany. Tak trzeba ocenić zwycięstwa z Bośnią i Hercegowiną, Rosją i Finlandią - drużynami z tej samej półki, a nawet nieco wyżej notowanymi, biorąc pod uwagę wyniki z ostatnich lat. Przeciwko występującym przed własną publicznością Francuzom nasi kadrowicze rozegrali świetne zawody i niewiele zabrakło, a mistrzowie Europy musieliby udowadniać swoją wyższość w dogrywce. Jedyny słabszy mecz w fazie grupowej przydarzył się przeciwko Izraelowi. Mimo wielu błędów, w zasadzie do ostatnich sekund była szansa na triumf.

Trzecie miejsce w grupie oznaczało, że w 1/8 finału zespół prowadzony przez Mike'a Taylora wpadał na Hiszpanię - wielki team, zawodzący jednak na tym turnieju. Gdyby Niemcy zachowali więcej zimnej krwi w końcówce, to najbardziej utytułowanej reprezentacji ostatnich lat w Europie zabrakłoby w "szesnastce" Eurobasketu... Sergio Scariolo nie miał do dyspozycji kilku czołowych graczy, ale pod ręką był Pau Gasol. Znakomity center przeciwko Polsce spisał się fenomenalnie, trafiając sześć z siedmiu prób zza linii 675 cm! Trzeba jednak od razu powiedzieć, że Polacy wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności, przez trzy kwarty będąc całkowicie równorzędnym rywalem dla Hiszpanów. Po akcjach A.J. Slaughtera, Mateusza Ponitki czy Przemysława Karnowskiego ręce same składały się do oklasków. Na wysokim poziomie funkcjonowała także defensywa, choć minusem okazała się liczba celnych "trójek" ze strony rywali.

Co stało się w ostatnich dziesięciu minutach? Faworyci byli bardziej skoncentrowani i wykorzystywali swoje doświadczenie, bardzo dobrze bronili. Biało-czerwoni kompletnie zacięli się w ataku, pudłując kilka razy z niezłych pozycji. Sprawiali wrażenie coraz bardziej zmęczonych i zagubionych, swoje zrobiły problemy z faulami podstawowych zawodników. Cóż, takie mecze się zdarzają - długa walka "na styku", a potem jedna ze stron w ciągu kilku minut zdobywa przewagę i dobija rywala.

Szkoda straconej okazji - może nawet nie na wygraną, lecz na walkę do samego końca, jak z Francją. Choć wówczas porażka też byłaby porażką, a żal jeszcze większy z powodu świadomości, że Hiszpanie byli do ugryzienia. W szeregach Polaków zabrakło kogoś takiego, jak Gasol, który zdobył 30 pkt. Nie chodzi już o to, że ten człowiek jest niezaprzeczalną klasą samą w sobie, ale o wzięcie na siebie ciężaru gry. W tej potyczce mniej skuteczny był najlepszy strzelec ekipy - Adam Waczyński. Niestety, nie pomógł mu Marcin Gortat, który nie potrafił dać odpowiedniego impulsu. Uwidoczniło się bardziej niż dotychczas, że center Washington Wizards nie jest ofensywnym killerem, ale bardziej tzw. zadaniowcem. Nieco na wyrost byłoby oczekiwać, że pociągnie za sobą zespół, będzie zdobywać seryjnie punkty. Takie były wyobrażenia zwykłych kibiców, patrzących na jego status - postaci nr 1 w polskim baskecie. Nawet jeśli przyjąć, iż nie były zasadne, to niepokoi, że kolejny raz Gortat nie potrafił udźwignąć presji związanej z grą w kadrze, o czym świadczą jego nerwowe reakcje na krytykę.

Czy Eurobasket był ostatnim turniejem, na którym reprezentacyjnych barw bronił nasz jedynak w NBA? Podobno, wbrew temu, co zapowiadał kilka tygodni temu - niekoniecznie. Gdyby jednak Gortat nie zmienił zdania, pewne jest, że ma godnego następcę. Karnowski zaprezentował się bardzo korzystnie - wchodząc z ławki, kilkukrotnie pokazał swoje nieprzeciętne umiejętności, które być może niedługo zaprowadzą go do najlepszej ligi na świecie. Jest innym, bardziej ofensywnym typem środkowego niż jego starszy o blisko dekadę kolega. Warto śledzić dalszą karierę tego 22-latka. Jego rówieśnik - Ponitka, ma wszelkie podstawy do tego, aby stać się na wiele lat jednym z kluczowych graczy tej drużyny. Jeszcze lepiej może grać także Waczyński. Wydaje się, że na stanowisku selekcjonera powinien pozostać Taylor. Ten stosunkowo niedoświadczony szkoleniowiec potrafił wyegzekwować wiele od swoich podopiecznych, zaszczepił w nich walkę i wprowadził pozytywną atmosferę. Po co więc znów zmieniać trenera, zamiast wypracowywać nadal to, co idzie w dobrym kierunku?

Następne lata pokażą, czy biało-czerwoni będą w stanie uczynić kolejny krok i przebić się do europejskiej czołówki. Z pewnością nie będzie łatwo, gdyż wiele krajów prezentuje wysoki poziom lub ma takie aspiracje. Sukcesy rodzą się jednak w bólach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz