Po sześciu latach polscy piłkarze ręczni ponownie na podium dużej imprezy! To ogromny sukces! Euforia jest tym większa, że wielu kibiców (w tym moja skromna osoba) czy fachowców mniej lub bardziej wątpiło już w to, czy obecna reprezentacja będzie w stanie nawiązać do wyników teamu prowadzonego przez Bogdana Wentę.
fot. sport.pl |
Mówiono choćby o braku godnych następców dla generacji, której przedstawiciele stanowili podstawę medalowych ekip w drugiej połowie poprzedniej dekady, a obecnie stopniowo schodzącej ze sceny. Zastanawiano się też, czy następca Bogdana Wenty na selekcjonerskim stołku - Michael Biegler jest w stanie prowadzić biało-czerwonych do porównywalnych sukcesów. Tymczasem na rozgrywanych w Katarze Mistrzostwach Świata nasi reprezentanci pokazali wielką klasę i chart ducha, wychodząc obronną ręką z niemal beznadziejnych sytuacji. Truizmem byłoby stwierdzenie, że napisanego przez boiskowe wydarzenia scenariusza meczu o brązowy medal z Hiszpanią i kilku wcześniejszych nie powstydziłby się Alfred Hitchcock. Jak to w takich przypadkach bywa - znaleźli się także nowi bohaterowie.
Zdobytym wczoraj brązowym medalem polscy szczypiorniści w pełni zasłużyli na określanie ich mianem Gladiatorów. Ten nobilitujący przydomek podopieczni Wenty otrzymali po skądinąd sensacyjnym sięgnięciu po srebro na MŚ w 2007 roku. Dwa lata później ich łupem padł brąz, a inne starty w dużych imprezach okazały się już mniej udane, może poza czwartym miejscem (zaledwie, bo tuż za podium) na Mistrzostwach Europy w 2010 roku. Gladiatorzy byli coraz starsi i kilku z nich - jak choćby Marcin Lijewski, Mariusz Jurasik czy Grzegorz Tkaczyk - postanowiło pożegnać się z kadrą po braku promocji na Igrzyska Olimpijskie w Londynie, a więc wówczas, gdy uczynił to Wenta, mający świadomość tzw. zmęczenia materiału. Inni gracze niekoniecznie potrafili udźwignąć na swoich barkach ciężar gry o wysoką stawkę. Powstało pytanie - co dalej? Zwłaszcza w kontekście przyznanej Polsce organizacji Mistrzostw Europy w 2016 roku (gospodarze będą występować w Kraków Arenie, a właściwie to Tauron Arenie Kraków, co stanowi wybór jedynie słuszny).
Biegler pozostawił kilku rutyniarzy (Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Bartosz i Michał Jureccy, Krzysztof Lijewski, Mariusz Jurkiewicz oraz nieobecny na MŚ z powodu kontuzji Bartłomiej Jaszka) i siłą rzeczy poszukiwał nowych rozwiązań, zwłaszcza na skrzydłach. Niekiedy jego decyzje personalne okazywały się nietrafne, jednak kilku zawodników zadomowiło się w tej kadrze na dobre, a w Katarze pokazali, że powinno się na nich dalej stawiać. Mowa tutaj o Michale Szybie (genialny mecz o 3. miejsce!), Michale Daszku, Piotrze Chrapkowskim czy Przemysławie Krajewskim. Swoją mocną pozycję ugruntował jeden z najstarszych kadrowiczów - Adam Wiśniewski, duże możliwości potwierdził wciąż perspektywiczny Kamil Syprzak. Może nieco więcej oczekiwano po Andrzeju Rojewskim, ale ten bardzo ograny w Bundeslidze prawy rozgrywający generalnie wypadł dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę małe zgranie z partnerami i konieczność zastępowania kontuzjowanego na początku turnieju K. Lijewskiego.
Wydaje się, że przed przyszłorocznymi Mistrzostwami Europy niemiecki selekcjoner powinien kontynuować poszukiwania kolejnych szczypiornistów, których wejście do drużyny może wnieść pozytywne wartości. Urazy dwóch kluczowych zawodników (wspomniani K. Lijewski i Jaszka) oraz różne problemy kilku innych podczas imprezy pokazują, że zawsze trzeba mieć alternatywę. Wprowadzanie młodszych zawodników to zresztą nieunikniony proces, gdyż po Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro zapewne kilku kolejnych przedstawicieli "starej gwardii" zrezygnuje z występów w koszulce z Orzełkiem na piersi.
Czy mogli osiągnąć więcej? Jak najbardziej. Awans do finału był blisko i wnioski z niemal ogólnonarodowej dyskusji wskazują na to, iż powodzenie w półfinale nie zależało wyłącznie od postawy biało-czerwonych przeciwko Katarowi (choć trzeba przyznać, że na tle innych spotkań gorzej bronił Szmal i cała defensywa spisywała się słabiej), lecz jeszcze sędziowskich gwizdków, które... no wiadomo, komu sprzyjały... To jednak temat na inne opowiadanie. Dla wszystkich polskich kibiców genialną nagrodę za wytrwałość i wiarę w swoich pupili stanowiła potyczka o brąz. Gladiatorzy zaprezentowali wszystkie swoje atuty, szczególnie w chwili, gdy w oczy zajrzało im widmo porażki (cztery bramki straty na ok. 8 minut do końca drugiej połowy). To oni, a nie ustępujący mistrzowie świata, stanęli na najniższym stopniu podium. Ogranie Hiszpanów, a wcześniej w fazie play-off Szwedów i Chorwatów było efektem niezłomnej wiary w sukces. Brawa, brawa i jeszcze raz brawa!!!
Biegler pozostawił kilku rutyniarzy (Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Bartosz i Michał Jureccy, Krzysztof Lijewski, Mariusz Jurkiewicz oraz nieobecny na MŚ z powodu kontuzji Bartłomiej Jaszka) i siłą rzeczy poszukiwał nowych rozwiązań, zwłaszcza na skrzydłach. Niekiedy jego decyzje personalne okazywały się nietrafne, jednak kilku zawodników zadomowiło się w tej kadrze na dobre, a w Katarze pokazali, że powinno się na nich dalej stawiać. Mowa tutaj o Michale Szybie (genialny mecz o 3. miejsce!), Michale Daszku, Piotrze Chrapkowskim czy Przemysławie Krajewskim. Swoją mocną pozycję ugruntował jeden z najstarszych kadrowiczów - Adam Wiśniewski, duże możliwości potwierdził wciąż perspektywiczny Kamil Syprzak. Może nieco więcej oczekiwano po Andrzeju Rojewskim, ale ten bardzo ograny w Bundeslidze prawy rozgrywający generalnie wypadł dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę małe zgranie z partnerami i konieczność zastępowania kontuzjowanego na początku turnieju K. Lijewskiego.
fot. sport.pl |
Wydaje się, że przed przyszłorocznymi Mistrzostwami Europy niemiecki selekcjoner powinien kontynuować poszukiwania kolejnych szczypiornistów, których wejście do drużyny może wnieść pozytywne wartości. Urazy dwóch kluczowych zawodników (wspomniani K. Lijewski i Jaszka) oraz różne problemy kilku innych podczas imprezy pokazują, że zawsze trzeba mieć alternatywę. Wprowadzanie młodszych zawodników to zresztą nieunikniony proces, gdyż po Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro zapewne kilku kolejnych przedstawicieli "starej gwardii" zrezygnuje z występów w koszulce z Orzełkiem na piersi.
Czy mogli osiągnąć więcej? Jak najbardziej. Awans do finału był blisko i wnioski z niemal ogólnonarodowej dyskusji wskazują na to, iż powodzenie w półfinale nie zależało wyłącznie od postawy biało-czerwonych przeciwko Katarowi (choć trzeba przyznać, że na tle innych spotkań gorzej bronił Szmal i cała defensywa spisywała się słabiej), lecz jeszcze sędziowskich gwizdków, które... no wiadomo, komu sprzyjały... To jednak temat na inne opowiadanie. Dla wszystkich polskich kibiców genialną nagrodę za wytrwałość i wiarę w swoich pupili stanowiła potyczka o brąz. Gladiatorzy zaprezentowali wszystkie swoje atuty, szczególnie w chwili, gdy w oczy zajrzało im widmo porażki (cztery bramki straty na ok. 8 minut do końca drugiej połowy). To oni, a nie ustępujący mistrzowie świata, stanęli na najniższym stopniu podium. Ogranie Hiszpanów, a wcześniej w fazie play-off Szwedów i Chorwatów było efektem niezłomnej wiary w sukces. Brawa, brawa i jeszcze raz brawa!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz