Piłkarska Liga Mistrzów jest skądinąd słusznie postrzegana jako magiczny świat. Sławne kluby, znakomici piłkarze, stojące na najwyższym poziomie mecze, wielkie pieniądze. Dla polskich drużyn i ich kibiców te atrakcje już od 19 lat przypominają lizanie loda przez szybę. Na poznanie tego raju od środka 38-milionowy kraj musi poczekać jeszcze co najmniej kolejny rok...
Każde dziecko w Polsce wie (bo zapewne słyszało od nie pierwszy raz zdegustowanego taty), że zaszczytu występów w elitarnych rozgrywkach dostąpiły jedynie Legia (sezon 1995/1996) i Widzew (1996/97). Potem fazę grupową poszerzono do 32 ekip, ale każdego lata było tak samo, a lament na całą Polskę brzmiał mniej więcej tak: - Wylosowaliśmy giganta, więc już na starcie było pozamiatane, - Zabrakło nam zgrania, - Nie mamy odpowiedniej drużyny i finansów, - Cel był na wyciągnięcie ręki i teraz świętowalibyśmy, gdyby nie...
fot. offtheball.blox.pl |
Każde dziecko w Polsce wie (bo zapewne słyszało od nie pierwszy raz zdegustowanego taty), że zaszczytu występów w elitarnych rozgrywkach dostąpiły jedynie Legia (sezon 1995/1996) i Widzew (1996/97). Potem fazę grupową poszerzono do 32 ekip, ale każdego lata było tak samo, a lament na całą Polskę brzmiał mniej więcej tak: - Wylosowaliśmy giganta, więc już na starcie było pozamiatane, - Zabrakło nam zgrania, - Nie mamy odpowiedniej drużyny i finansów, - Cel był na wyciągnięcie ręki i teraz świętowalibyśmy, gdyby nie...
Do wrót raju, zwanego Ligą Mistrzów, pukały przez ostatnie 19 sezonów następujące polskie kluby: Wisła - siedem razy, Legia - cztery razy, Lech i Widzew - po dwa razy, Śląsk, ŁKS, Zagłębie Lubin, Polonia Warszawa - wszystkie jeden raz. Niekiedy ten cel był faktycznie dość odległy, jak wówczas, gdy po drugiej stronie barykady stawały największe europejskie firmy: FC Barcelona, Real Madryt, Manchester United, bądź też niezwykle silna pod koniec lat 90-tych AC Parma. Jednakże denerwowało wtedy mocno turystyczne podejście piłkarzy i trenerów, którzy z góry skazywali samych siebie na pożarcie, traktując rywali niemal jak chodzące bóstwa. W tym kontekście chlubnie wyróżnia się pyrrusowe - ale zawsze - zwycięstwo wiślaków nad prowadzoną przez "Pepa" Guardiolę wielką Barcą.
Bywało też blisko, czasem okrutnie blisko. Biała Gwiazda dwukrotnie awans do europejskiej elity straciła niemal dosłownie w ostatniej chwili, w tym raz z powodu zupełnie niezrozumiałych decyzji sędziego, sprzyjającego Panathinaikosowi Ateny. Rok temu spore szanse w decydującym dwumeczu miałaby Legia. Co z tego jednak, skoro po okazaniu swojej wyraźnej wyższości nad Celtikiem Glasgow w trzeciej rundzie kwalifikacji, wyszło na jaw, iż działacze ze stolicy popełnili błąd tak rażący, że oznaczałby kompromitację nawet dla klubu grającego w - powiedzmy - przemyskiej klasie A...
Wydawało się, że polskim potentatom korzyści przyniesie wprowadzona sześć lat temu tzw. reforma Platiniego, dzięki której mistrzowie krajów znajdujących się mniej więcej w połowie pucharowego rankingu toczą ze sobą bezpośrednie boje o Ligę Mistrzów, wykluczając tym samym możliwość wylosowania dość silnych na ogół nie-mistrzów około piętnastu najwyżej sklasyfikowanych lig. Tymczasem nic się nie zmieniło. Niby nie pozostające poza zasięgiem, ale ograne w kontynentalnej elicie Sparta Praga, APOEL Nikozja, Steaua Bukareszt czy - właśnie w ostatnich godzinach - FC Basel pokazały gladiatorom polskich stadionów, jak bezcennym kapitałem jest doświadczenie i pewność siebie w takich starciach. Wspomnieć jeszcze trzeba o sławetnej kompromitacji Wisły, która już w drugiej rundzie kwalifikacji odpadła ze znacznie niżej notowaną Levadią Tallin.
To jakiś fenomen, a zarazem fatum. Rozumiem, że polska ekstraklasa nie zachwyca poziomem na tle innych europejskich lig. Tylko tak się jakoś porobiło, iż do Ligi Mistrzów potrafili w ciągu ostatnich kilkunastu lat przebić się mistrzowie Słowacji, Białorusi, Węgier, Słowenii czy Finlandii. Czy rozgrywki w wymienionych krajach stoją wyżej od naszych? Wydaje się, że w najlepszym wypadku prezentują dość podobny poziom.
Patrząc na niby ambitną, lecz mało efektywną postawę Lecha w konfrontacji z FC Basel i kiepską siłę ognia, trudno nie odnieść wrażenia, że to nie jest zespół na miarę Ligi Mistrzów. Cóż, może przyszłoroczny mistrz Polski - obojętnie jaki będzie to klub - na 20. rocznicę w końcu przełamie tę tragiczną passę...
Istotna różnica - w czasach Legii i Widzewa w LM startowali tylko mistrzowie krajów, potem nawet 4 zespoły z najsilniejszych lig Europy...
OdpowiedzUsuńPełna zgoda. Tylko, że wówczas w Lidze Mistrzów uczestniczyło tylko 16 klubów, więc w sumie skala trudności była podobna. Zapewne gdyby zasady były takie, jak 20 lat temu, to zakładając awans Lecha do decydującej rozgrywki o awans, przeszkodą mogłyby być wówczas... Basel, ewentualnie Dynamo Kijów, Olympiakos, Galata, Gent, Victoria Pilzno czy Salzburg, czyli mogłoby być nawet trudniej. Poza tym - jak wspomniałem - kraje, w których ligi są raczej na niższym (a w najlepszym razie porównywalnym) poziomie do polskiej, doczekały się w ciągu ostatnich kilkunastu lat Ligi Mistrzów.
OdpowiedzUsuń