sobota, 16 grudnia 2017

10 grudnia 2002: wiślacki walec na Arena AufSchalke!

Ten mecz wciąż pozostaje w pamięci kibiców, nie tylko krakowskiej Wisły. 10 grudnia minęło dokładnie 15 lat od spektakularnego wyjazdowego sukcesu "Białej Gwiazdy" w trzeciej rundzie Pucharu UEFA. Zwycięstwo 4:1 w starciu z Schalke 04 Gelsenkirchen na supernowoczesnej Arena AufSchalke (obecnie Veltins-Arena), dające awans do 1/8 finału, zrobiło spore wrażenie w Europie.

fot. Paweł Ulatowski / AG / sport.pl


Dwa tygodnie wcześniej na stadionie przy ul Reymonta padł remis 1:1, co w kontekście rewanżu było bez wątpienia korzystniejszym rezultatem dla czołowego zespołu Bundesligi. Wydawało się, że wiślacy, którzy i tak dokonali już niemało, eliminując w drugiej rundzie włoską AC Parma (choć nie tak mocną, jak kilka lat wcześniej), tym razem trafili na rywala, któremu nie są w stanie sprostać. Patrząc na nazwiska, więcej przemawiało za Schalke. Tacy gracze, jak Andreas Möller, Marc Wilmots, Christian Poulsen, Lokonda Mpenza czy Ebbe Sand, byli powszechnie znani w Europie. Do czołowych postaci defensywy zaliczali się Tomasz Hajto i Tomasz Wałdoch. Przeciwko Wiśle zagrał tylko ten pierwszy, notabene wbijając gola swoim rodakom.

Jednak krakowianie nie mieli czego się wstydzić. Bogusław Cupiał zapewnił piłkarzom świetne warunki, jak na ówczesne polskie realia. Na początku rundy wiosennej zwolnił Franciszka Smudę, żeby zatrudnić Kasperczaka, który wcześniej pracował tylko poza Polską. Ceniony we Francji oraz w Afryce szkoleniowiec miał zapewnić nową jakość, sprawić, że potencjał przewyższający krajową konkurencję przekuje się nie tylko na tytuły mistrzowskie (choć w 2002 roku ta sztuka się nie powiodła, co było w dużej mierze "zasługą" Smudy), ale i coś więcej uda się ugrać na arenie europejskiej. Obrońcy Arkadiusz Głowacki i Marcin Baszczyński, pomocnicy Mirosław Szymkowiak i Kamil Kosowski, a w ataku Maciej Żurawski, wspierany przez Marcina Kuźbę, którego sprowadzono tuż przed sezonem wskutek poważnej kontuzji Tomasza Frankowskiego - ściągnięci (z wyjątkiem Kuźby) w poprzednich latach jako obiecujący, wybijający się w lidze, głodni sukcesów (tymi mógł wcześniej pochwalić się jedynie Szymkowiak w barwach Widzewa). Zdążyli pokazać już swoją wartość w koszulce z Białą Gwiazdą, lecz na tym ich ambicje się nie kończyły. Walczyli o miejsce w reprezentacji Polski, a w perspektywie także o kontrakty w dobrych zagranicznych klubach. Oczywiste, że te cele najłatwiej osiągnąć, pokazując się z jak najlepszej strony w starciach przeciwko ekipom z czołowych europejskich lig.

W Krakowie bardzo chciał wypromować się również 20-letni Kalu Uche. Ten dynamiczny prawy pomocnik siał postrach w szeregach przeciwników, których nieszczęście polegało na tym, że równie duże niebezpieczeństwo groziło im na drugiej flance ze strony Kosowskiego. Odkryciem był o rok młodszy od Nigeryjczyka Paweł Strąk, który na środku pomocy zajął miejsce obok Szymkowiaka, wygryzając z podstawowego składu Mauro Cantoro. Do nieco słabszych ogniw "jedenastki" należeli stoper Mariusz Jop i lewy obrońca Maciej Stolarczyk, a najmniej pewny trybik tej machiny stanowił bramkarz Angelo Hugues, mający na sumieniu niejedną straconą bramkę.

Pewnym problemem był termin tego spotkania. Wówczas przerwa zimowa w polskiej lidze rozpoczynała się nie - tak, jak obecnie - tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia, a już blisko miesiąc wcześniej. Ostatni jesienny występ w krajowych zmaganiach krakowianie zaliczyli 5 dni przed pierwszą potyczką z Schalke. Dlatego przygotowując się do rewanżu, kilka dni spędzili w Holandii, gdzie mogli trenować w bardziej komfortowych warunkach. Byli więc bardziej wypoczęci od rywali, ale brakowało im meczowego rytmu. Coś za coś.

Przez prawie całą pierwszą połowę utrzymywał się wynik bezbramkowy. Jednak w 40. minucie Kosowski znakomicie dośrodkował do Żurawskiego, który nie zwykł marnować takich okazji. Szybko wyrównał właśnie Hajto, notabene po błędzie Huguesa. Po zmianie stron na Arena AufSchalke istniała już tylko jedna drużyna. W 51 min. po dośrodkowaniu "Kosy" z wolnego, największym sprytem w polu karnym wykazał się Uche. Później gospodarze bili głową w mur, choć trzeba powiedzieć, że w kilku sytuacjach szczęście sprzyjało gościom, na wysokości zadania w końcu stanął też francuski bramkarz. W ostatnich pięciu minutach wiślacy zadali dwa mordercze ciosy. Najpierw rezerwowy Grzegorz Pater przechwycił piłkę, dograł do Żurawskiego, który natychmiast uderzył, zaskakując rywali. Dzieła zniszczenia dopełnił Kosowski, który po perfekcyjnie wyprowadzonej kontrze i podaniu Szymkowiaka trafił w bramkarza, a po chwili dobił głową z kilku metrów i razem z kolegami oszalał z radości. Te gole nie były dziełem przypadku, lecz pokazywały rozmach, dynamikę i pomysłowość piłkarzy w czerwonych koszulkach. To oni kontrolowali rozwój wypadków na stadionie w Gelsenkirchen.

Opis opisem, ale obrazy są bezcenne. Poniżej film umieszczony na YouTube przez użytkownika wislamulti, pokazujący, jak padały bramki w konfrontacji, która przeszła do historii klubu z ul. Reymonta i polskiego futbolu (warto zauważyć, że komentatorem-ekspertem TVP był Adam Nawałka, który kilka tygodni wcześniej stracił pracę w Zagłębiu Lubin)...



Szok, konsternacja, niedowierzanie - takie reakcje towarzyszyły sympatykom Schalke i niemieckim mediom w tamten grudniowy wieczór. Po gospodarzach przejechał walec, którym wytrawnie kierował z ławki trenerskiej Kasperczak. Co oczywiste, radość kibiców "Białej Gwiazdy", granicząca z euforią, była wręcz ogromna. Sam dość dobrze pamiętam to wydarzenie i moje reakcje przed telewizorem na kolejne gole.

Kapitalny występ na Arena AufSchalke pokazał, że Wisła to zespół przez duże "Z" - pierwszy polski klub od dobrych kilku lat grający z takim polotem, a do tego niezwykle skutecznie. Aspiracje na dalsze triumfy w Europie i awans do Ligi Mistrzów po odzyskaniu krajowego prymatu były zatem jak najbardziej uzasadnione. Popisowe zawody stanowiły taką - jakby to dziś powiedział wspomniany tutaj Hajto - "truskawkę na torcie" w kontekście wyróżnień w różnych podsumowaniach za 2002 rok. Przykładowo, "Piłka Nożna" w swoim prestiżowym plebiscycie wybrała Żurawskiego Piłkarzem Roku, Kasperczak został Trenerem Roku, zaś Wisła - Drużyną Roku.

Niestety, w 1/8 finału nieznacznie lepsze okazało się Lazio Rzym, naszpikowane indywidualnościami jeszcze większego kalibru niż Schalke. Po świetnej potyczce w stolicy Włoch, gdzie padł remis 3:3, nadzieje na ćwierćfinał były więc dość spore. Rewanż został jednak przełożony o 6 dni, bo Włosi zakwestionowali stan boiska, niechcący przyczyniając się do... przełomu w polskiej infrastrukturze stadionowej, bo wkrótce Wisła i inne kluby zaczęły inwestować w podgrzewane murawy. Spotkanie w tym drugim terminie zaczęło się doskonale (1:0 po pięciu minutach), ale na końcu cieszyli się goście.

W kolejnym sezonie, po odejściu Kosowskiego, Uche i Kuźby oraz innych problemach kadrowych, to już nie była tak mocna ekipa. Anderlecht Bruksela w
 kwalifikacjach do Ligi Mistrzów oraz zupełnie niedoceniana Valerenga Oslo w drugiej rundzie Pucharu UEFA zweryfikowały te mocarstwowe zamierzenia. Także w późniejszych sezonach gracze z północnej strony Błoń nie nawiązali do osiągnięć z sezonu 2002/2003, których wizytówką do dziś pozostaje właśnie wygrana 4:1 w Gelsenkirchen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz