wtorek, 24 października 2017

Rekord frekwencji, wygwizdany Mączyński i brak szczęścia

Jakkolwiek moja obecność na stadionie przy ul. Reymonta w ostatnich latach należy do rzadkości, to  nie mogłem odmówić sobie obejrzenia "na żywo" meczu z Legią. Wiadomo - ligowy klasyk, prestiż, smaczki i podteksty (tym razem o jednym było bardzo głośno), szczególna mobilizacja wszystkich ściskających kciuki za Wisłę, porównywalna jedynie do tej derbowej. Miał być ligowy hit, przynajmniej tej kolejki. Emocji i atmosfery futbolowego święta, a także innych oznak wyjątkowości tej potyczki było aż nadto. Poziom może nieco rozczarował, choć walki i determinacji nie brakowało. Szkoda tylko, że "Biała Gwiazda" przegrała...



Bilet kupiłem prawie dwa tygodnie wcześniej. Drugi raz wybrałem sektor A i była to jak najbardziej słuszna decyzja. Widoczność jest tam lepsza niż na znanej mi już dobrze przeciwległej trybunie (sektor E), gdzie dotąd najczęściej siedziałem. Najpierw byłem na spotkaniu koszykarek przeciwko Basketowi Gdynia (zasłużone zwycięstwo wiślaczek, o których coś więcej napiszę przy innej okazji), a po jego zakończeniu z hali przeszedłem pod stadion. Pełno ludzi, oblegane punkty z gadżetami i gastronomią, długie kolejki na sektory. Nic dziwnego - padł rekord frekwencji na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana po zakończeniu remontu w 2010 roku. 33 tys. sprzedanych biletów! Stało się to możliwe dzięki nieobecności kibiców gości - nie było przez to strefy buforowej.

Około pół godziny przed pierwszym gwizdkiem pojawiłem się na swoim miejscu. Trwała rozgrzewka obu drużyn, a z sektora C - choć nie tylko - leciały przeróżne epitety pod adresem Krzysztofa Mączyńskiego. Już do końca zawodów każde dojście do piłki etatowego reprezentanta Polski było kwitowane wielką porcją gwizdów i wyzwisk. Ogólnie trudno pochwalać takie zachowania, ale w tym przypadku nie były one zaskoczeniem, do czego przyczynił się sam piłkarz. Temat przejścia wychowanka Wisły do znienawidzonej Legii mocno wałkowano w przerwie letniej. Jakby tego było mało, bohater zamieszania jeszcze podsycił emocje wypowiedziami wskazującymi na to, że nie mógłby być dyplomatą. Bo jak krakowscy fani mieli odebrać słowa Mączyńskiego, że przeniósł się do wielkiego klubu, a z gola wbitego drużynie, w której pobierał futbolowe nauki, a przez poprzednie dwa lata ugruntował swoją pozycję, będzie się cieszyć, jak z każdego innego?... Na drugim - tym pozytywnym - biegunie reakcji kibiców znalazł się... Jakub Błaszczykowski. Ktoś zapyta, co zawodnik VfL Wolfsburg miał wspólnego z tą potyczką. Okazało się, że sporo. Eks-wiślak zdobył się na wspaniały gest, wykupując 400 biletów dla dzieci przebywających w domach dziecka.

Oprawa wypadła bardzo efektownie i - w przeciwieństwie do np. ostatnich derbów - odnosiła się tylko do spraw sportowych, czyli pięknej historii "Białej Gwiazdy", znaczonej kolejnymi tytułami mistrzowskimi. Sektor C znowu użył pirotechniki, co może oznaczać konsekwencje ze strony władz ligi.

No i się zaczęło! Goście od początku byli bardzo uważni, nie pozwalali rozpędzić się gospodarzom. Kiedy minęło 20 minut, wyprowadzili kontrę zakończoną powodzeniem. Trafił młody Jarosław Niezgoda, który powoli wyrasta na najlepszego napastnika zespołu ze stolicy. Ekipa Kiko Ramireza miała swoje szanse, zwłaszcza w ostatnich minutach pierwszej połowy, kiedy wykazał się Michał Pazdan, wybijając piłkę zmierzającą do bramki. W drugiej połowie wiślacy nacierali i wydawało się, że za moment wyrównają. Po tym, jak w polu karnym padł Rafał Boguski, sędzia główny wskazał na "wapno". Legioniści protestowali, więc arbiter skorzystał z systemu VAR. Prawie 3 minuty niepewności i... karnego nie ma. Ogromne rozczarowanie wśród kibiców, na konferencji żal o tę decyzję miał trener krakowian, choć sam rzekomo poszkodowany sugerował, że do naruszenia przepisów nie doszło. Uznawany przez wielu za aktualnie najlepszego piłkarz Lotto Ekstraklasy Carlitos robił, co mógł, ale wydaje się, że nie miał odpowiedniego wsparcia w partnerach. Tym bardziej, że zmiany przeprowadzone przez Ramireza nie wniosły tyle, ile oczekiwano. Hiszpański napastnik miał natomiast znakomitą okazję w końcówce, ale jego strzał z kilku metrów świetnie wyczuł Arkadiusz Malarz. Końcowy gwizdek. 0:1.

Ogólnie trzeba powiedzieć, że do zdobycia choćby punktu gospodarzom zabrakło trochę precyzji i spokoju w finalizowaniu akcji, jak również odrobiny szczęścia. Inna sprawa, że zdaniem obserwatorów piłkarze Legii zagrali cokolwiek lepiej oraz z większą pomysłowością i zaangażowaniem niż miało to miejsce w poprzednich występach. Poniekąd to nie dziwi, bo przecież głośno było o złej atmosferze wewnątrz drużyny, zmianie trenera czy "interwencji" kiboli po porażce w Poznaniu. Nietrudno było więc przewidzieć, że na tę prestiżową konfrontację podopieczni Romeo Jozaka będą bardziej zmobilizowani i skoncentrowani.

Tym sposobem, Wisła już w jedenastym kolejnym meczu nie była w stanie pokonać warszawiaków. Ta trzynasta kolejka zapisała się jako niezwykle obfita w gole - padło ich aż 34. Tylko team z ul. Reymonta nie cieszył się z żadnej zdobyczy bramkowej. Cóż, może wiosną w stolicy dojdzie do udanego rewanżu? Póki co, mistrzowie Polski wyprzedzili o 2 pkt Carlitosa i spółkę, ale tłok w tabeli jest niesamowity i do przerwy zimowej pewnie sporo jeszcze się pozmienia.


Poniżej umieściłem kilkanaście zdjęć zrobionych przy okazji tego niezwykle interesującego wydarzenia. Szkoda tylko, że dwa filmiki, które zamierzałem też dołączyć (jeden z oprawy, drugi pokazujący oczekiwanie na rozstrzygnięcie kontrowersji dotyczącej karnego dla Wisły), nie "weszły" z powodów technicznych.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz