wtorek, 24 listopada 2015

Bardzo dobry start eliminacji

W sobotę reprezentacja Polski koszykarek pokonała Białorusinki w pierwszym spotkaniu eliminacji żeńskiego Eurobasketu. Biorąc pod uwagę okoliczności - zarówno te przedmeczowe, jak i zaistniałe podczas samej konfrontacji - jest to duży sukces.
fot. pzkosz.pl

Przed meczem w Wałbrzychu optymistów było niewielu. Wydawało się, że czwarta drużyna tegorocznych Mistrzostw Europy zrobi swoje, czyli wywiezie z Polski w miarę niezagrożone zwycięstwo. Początek na to wskazywał - 0:12. Zespół zza wschodniej granicy był lepszy pod względem szeroko rozumianej kultury gry, osiągając już nawet 17 pkt. przewagi. Potem biało-czerwone pozbierały się, ale nie na tyle, aby odrobić choćby połowę tych strat. Czwarta kwarta to jednak prawdziwy huragan.  Polki wręcz rozbiły swoje rywalki! 19:1 w ciągu 10 minut i zwycięstwo 65:56!

Największy wkład w sukces miała Justyna Żurowska-Cegielska, która zdobyła 20 pkt., z czego aż 16 w drugiej połowie. To ona dała sygnał do decydującego ataku na początku ostatniej kwarty. Kapitan Wisły Can-Pack Kraków ma w obecnym sezonie lepsze i gorsze występy, zawiodła podczas Eurobasketu. Sobota należała jednak zdecydowanie do niej. Ewelina Kobryn nie zachwyciła, lecz również okazała się dość pożyteczna. Na plus ocenić trzeba również występ Angeliki Stankiewicz, która potrafiła wprowadzić nieco zamętu w szeregi rywalek. Pozostałe zawodniczki nadrabiały braki indywidualne (nie da się ukryć, że rywalki dysponowały lepszym składem) sporym zaangażowaniem. Świetna defensywa w decydującej fazie gry wybiła z rytmu Białorusinki. Tak klasowe koszykarki, jak Jelena Leuczanka czy Anastasia Wieremiejenka, w tych kluczowych momentach były bezradne, mając z każdą kolejną akcją coraz mniej sił i pomysłów.

Teodor Mołłow drugi raz w tym sezonie pokonał Anatolija Bujalskiego. W trzeciej kolejce Tauron Basket Ligi Kobiet prowadzone przez doświadczonego Bułgara MKK Siedlce okazało się lepsze od Energi Toruń. Wygraną ekipy z Siedlec uznano wówczas za dużą niespodziankę. Ogólnie jednak popularne Katarzynki spisują się znacznie poniżej oczekiwań i po ośmiu kolejkach białoruski trener został zwolniony.

Liga a kadra narodowa to jednak dwie inne rzeczywistości. Tym bardziej, jeśli wziąć pod uwagę potencjał Polski i Białorusi. Czerwcowy Eurobasket okazał się dla biało-czerwonych totalną klapą (pisałem o tym tutaj) - przegrały tam m.in. z drużyną zza wschodniej granicy, która również w dalszej fazie turnieju pokonywała kolejne przeszkody i powalczyła o finał z Francuzkami. W starciu o brąz podopieczne Bujalskiego nie dały rady Hiszpankom, ale i tak po raz kolejny udowodniły, że należą do europejskiej czołówki. Gdy okazało się, iż właśni Białoruś stanie na drodze Polek w kwalifikacjach do kolejnego Eurobasketu, trudno było uznać, że ślepy los był łaskawy. Tym bardziej, że nowego selekcjonera czekało przemeblowanie składu - taki zabieg stanowił konieczność, bo to zespół Jacka Winnickiego był bezkonkurencyjny na parkietach Węgier i Rumunii... pod względem wieku.

Powierzenie reprezentacji Mołłowowi, nie mającemu wcześniej wiele wspólnego z żeńskim basketem, a mającemu - jak się wydaje - szczyt swojej szkoleniowej kariery dwie dekady temu, było dużą niespodzianką. Niejako wbrew temu, co miesiąc temu w tym wywiadzie twierdził sam zainteresowany, który nie sprawiał wrażenia zaskoczonego nominacją. W środowisku koszykarskim pojawiły się różne komentarze. Kilka zawodniczek, aspirujących do gry w koszulce z Białym Orłem, w mediach społecznościowych nie wyraziło - mówiąc delikatnie - entuzjazmu w związku z tym faktem. Nie świadczy to za dobrze o ich profesjonalizmie, bo też co one osiągnęły w swojej karierze, aby czuć się uprawnione do wygłaszania tego rodzaju opinii?

fot. pzkosz.pl / Kuba Skowron
Mołłow nie powołał kilku zawodniczek zaawansowanych wiekowo (w ostatnich latach Agnieszka Bibrzycka sama zrezygnowała z występów w kadrze), dając szansę młodszym. Postawił na poprawę atmosfery wokół narodowej ekipy, zapowiadał również, że postara się zaszczepić koszykarkom swoją filozofię basketu, sprowadzającą się w skrócie do trzech słów: "obrona", "walka", "kolektyw". Wielu powątpiewało w rezultaty tych działań. - Skoro prowadzony przez Mołłowa zespół z Siedlec notuje w TBLK wysokie porażki, to jak ma poradzić sobie na forum międzynarodowym? - pytali. Trzeba jednak od razu powiedzieć, że zarówno skład MKK, jak i panująca w tym klubie sytuacja finansowa powodują, że słabe wyniki nie są dziełem przypadku. To także pewne nawiązanie do przedstawionej powyżej myśli - praca z reprezentacją rządzi się inną specyfiką niż klubowa.

Mieszkający w naszym kraju już blisko 30 lat Bułgar uporządkował sytuację, a jego praca w ciągu zaledwie 10 dni (najpierw konsultacja na przełomie września i października, potem zgrupowanie przed spotkaniem eliminacyjnym) przyniosła nadspodziewanie dobre efekty. Prowadzone przez niego koszykarki niesamowicie walczyły przeciwko Białorusinkom, zwłaszcza wtedy, gdy było to najbardziej potrzebne. Bez wątpienia należą się im duże brawa. Na marginesie - wypada wspomnieć, że dobrą decyzją okazała się lokalizacja meczu i poprzedzającego go zgrupowania w Wałbrzychu. To tam letnie zgrupowania miała wcześniej reprezentacja męska, dla której stworzono dość dobre warunki. W Wałbrzychu zaczął się także polski rozdział kariery szkoleniowej Mołłowa, trwający blisko 10 lat. Zainteresowanie żeńską kadrą w tym ośrodku koszykarskim z dużymi tradycjami i spragnionym basketu na wysokim poziomie, było relatywnie duże.

Oczywiście - jedna wygrana wiosny nie czyni, awans jest wciąż daleko. Ogromnie wiele zależeć będzie od dwóch lutowych potyczek. Jeśli biało-czerwone wygrają na wyjeździe z Belgią, bilety na Eurobasket będą już niemal na wyciągnięcie ręki. Nie będzie to jednak zadanie łatwe, gdyż rywalki dysponują potencjałem bardzo zbliżonym do Polek, o ile nawet nie wyższym.

Dobry początek został już zrobiony. Biorąc pod uwagę nawet skrajnie pesymistyczne perspektywy, roztaczane przez wielu fachowców czy kibiców po tegorocznych Mistrzostwach Europy, to szalenie ważne.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz