poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Faworytki nie zawiodły

Koszykarki Wisły Can-Pack Kraków po raz dwudziesty czwarty mistrzyniami Polski! W sobotnie popołudnie, 25 kwietnia 2015, miejscem ich triumfu stała się bydgoska hala Łuczniczka.

fot. Marcin Machalski / WislaLive.pl

Trzeba od razu powiedzieć, że wyższość obrończyń mistrzowskiego tytułu nie podlegała najmniejszej dyskusji. Już przed rozgrywkami fachowcy byli niemal jednomyślni - po ograniczeniu budżetu CCC Polkowice, żaden inny klub Tauron Basket Ligi Kobiet nie będzie w stanie konkurować z "Białą Gwiazdą". Ani przez moment w fazie zasadniczej nikt nie potrafił przeciwstawić się wiślaczkom na tyle, aby te mogły poczuć się zagrożone utratą pierwszego miejsca. Zespół prowadzony drugi sezon przez Stefana Svitka odniósł komplet dwudziestu dwóch zwycięstw. Drugie w tabeli koszykarki Artego Bydgoszcz (18-4) dwukrotnie boleśnie przekonały się o zdecydowanej wyższości głównych faworytek, przegrywając dwumecz z nimi różnicą łącznie blisko 50 pkt. Więcej problemów sprawiły krakowiankom drużyny z miejsc 3-5: Energa Toruń i CCC (jeden raz) oraz KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. (dwa razy), do końca zacięty opór w hali przy ul. Reymonta 22 postawił także ekstraklasowy beniaminek - MKK Siedlce. W pozostałych ligowych konfrontacjach obrończynie mistrzowskiego tytułu nie musiały wiele się wysilić, aby odnieść przekonujące (niekiedy wręcz miażdżące) wygrane, a może inaczej - ich potencjał oraz zaangażowanie, nad którym na każdym kroku czuwał słowacki trener, dawały im ogromną przewagę nad resztą stawki. Dobitnie świadczy o tym, iż swoje zwycięstwa odnosiły różnicą średnio 25 pkt. W tym czasie prawdziwym wyzwaniem dla mistrzyń Polski były rozgrywki Euroligi Kobiet, o których już kiedyś pisałem.

Wiadomo, że play-off to swoista "tabula rasa" - wszystko, co działo się do tej pory, nie ma już jakiegokolwiek znaczenia. Liderki po części zasadniczej były zdecydowanymi faworytkami, ale właśnie w tej decydującej fazie musiały udowodnić, że są najlepsze. Pierwsza runda to ich pewne dwie wygrane nad Ślęzą Wrocław, choć zwłaszcza na wyjeździe nie zachwyciły. W półfinale na drodze stanęło CCC. Pierwszy mecz wiślaczki wygrały bardzo przekonująco, ale nazajutrz napotkały na pewne problemy ze strony dobrze broniących rywalek. Również w Polkowicach nie było im łatwo - do przerwy przegrywały jednym punktem, lecz w drugiej połowie przejęły kontrolę nad przebiegiem zawodów. 3-0 z "Pomarańczowymi" oznaczało awans do finału TBLK. Do bezpośredniej rywalizacji o złoto zakwalifikowało się także - po raz pierwszy w historii - Artego. Bydgoszczanki niespodziewanie łatwo (również 3-0) w lokalnych derbach wykazały swoją wyższość w półfinale w serii przeciwko grającej w tym sezonie w Eurolidze i posiadającej większy budżet Enerdze.

Wydawało się, że w finale obrończynie trofeum nie dadzą żadnych szans pretendentkom. Chociaż to byłoby uproszczenie - tak uważały głównie osoby patrzące z pewnym dystansem na koszykarskie wydarzenia Natomiast ludzie mocniej "siedzący" w tej dyscyplinie przestrzegali, że to nie musi być wcale taka formalność, bo Artego również posiada swoje atuty. Warto dodać, że od jedenastej kolejki fazy zasadniczej ekipa znad Brdy odnotowała aż 16 zwycięstw w lidze i tylko raz schodziła pokonana (właśnie z Wisłą Can-Pack u siebie). Istotna była też właśnie ta wyjątkowość decydujących tygodni sezonu.

Te właśnie czynniki i słabsza dyspozycja faworytek spowodowały, że rozegrany 18 kwietnia w hali TS Wisła pierwszy mecz wielkiego finału miał niezwykle wyrównany przebieg, a na początku czwartej kwarty to przejezdne były bliżej sukcesu, posiadając 8-punktową przewagę. Gospodynie postawiły wówczas na twardą defensywę, dzięki czemu udało im się uzyskać cztery "oczka" prowadzenia na niespełna minutę przed końcem. Co było potem, można obejrzeć tutaj. Przegrana na własne życzenie zespołu ze stolicy Małopolski - pierwsza w całych rozgrywkach - stanowiła mimo wszystko dużą niespodziankę, zapowiadając zaciętą walkę w kolejnych potyczkach. Nazajutrz jednak krakowianki wyciągnęły wnioski z niepowodzenia i wręcz zdemolowały swoje rywalki, które zupełnie poddały się w drugiej połowie. Wynik 82:38 mówi w zasadzie wszystko.

Pomimo wpadki na inaugurację finałowej rywalizacji, przed spotkaniami w Bydgoszczy uważano, że najlepsza drużyna fazy zasadniczej wygra dwukrotnie w hali Łuczniczka i zapewni sobie tytuł. Zresztą nawet trener wiceliderek - Tomasz Herkt, dość asekuracyjnie twierdził, iż nastawia się na jedno zwycięstwo u siebie, co można uznać za kuriozalną wypowiedź, podobnie jak bezkrytyczne podejście do postawy swojego teamu w drugiej konfrontacji. Warto jednak zauważyć, że w tym sezonie bydgoszczanki nie występowały jeszcze na tym obiekcie, mogącym pomieścić około 8 tysięcy osób. W takiej sytuacji "czucie" parkietu, koszy czy tablic mogło mieć pewne znaczenie, częściowo zmniejszając handicap towarzyszący grze przed własną publicznością.

W trzecim starciu obie ekipy postawiły na mocną defensywę. Nie było to piękne widowisko, ale cel uświęca środki. Po złym początku wiślaczki wypracowały sobie kilkupunktową przewagę, którą utrzymały do końca, choć miejscowe nie ustawały w wysiłkach, aby odrobić straty. Zgodnie z przewidywaniami, nazajutrz (ze względu na wymagania TVP Sport, zawody rozpoczęły się o dość egzotycznej porze - kwadrans przed południem) więcej sił zachowały przyjezdne, dysponujące szerszym składem. Ich przewaga stale rosła do połowy trzeciej kwarty i co prawda później rozluźniły szyki obronne, jednak już nie mogły wypuścić z rąk w pełni zasłużonej wygranej i złotego medalu.

W przekroju wszystkich gier finałowych podopieczne trenera Svitka okazały się lepsze w każdym aspekcie, posiadając więcej opcji w ataku, lepiej broniąc i właściwie wykorzystując przewagę wzrostu. Najgroźniejsze koszykarki Artego - Amisha Carter i Julie McBride, zostały umiejętnie wyłączone i z małymi wyjątkami nie były w stanie skutecznie przeciwstawić się krakowiankom. Partnerki obu wymienionych jedynie czasem miały pomysł na rozwiązywanie akcji ofensywnych. - O dzisiejszym zwycięstwie zdecydowało przygotowanie fizyczne, a także to, co było naszą siłą od początku, czyli większa liczba indywidualności. Byłem trochę zaskoczony porażką w pierwszym meczu, jednak play-off rządzi się swoimi prawami i takie pojedyncze niepowodzenia należy brać pod uwagę, bo zawsze mogą się przydarzyć - ocenił tuż po zakończeniu ostatniej potyczki Piotr Dunin-Suligostowski, generalny menedżer Wisły Can-Pack, a od kilku dni również prezes TS Wisła.

MVP serii finałowej już drugi sezon z rzędu wybrana została Justyna Żurowska-Cegielska. Trzeba jednak przyznać, że jakkolwiek rok temu to trofeum należało się jej, tak obecnie znacznie bardziej zasadne byłoby przyznanie go Jantel Lavender, Amerykańska środkowa została wybrana przez władze PZKosz najlepszą zawodniczką fazy zasadniczej TBLK, co potwierdziła w wielkim finale, notując w czterech konfrontacjach średnie 15,5 pkt. i 12,3 zbiórek. Jej osiągnięcia statystyczne złożyły się na średni eval 22,0. Najlepiej Jantel spisała się w ostatnim spotkaniu, dając swojemu zespołowi 21 pkt. i 15 zb. Kapitan Wisły Can-Pack zaprezentowała się z korzystnej strony, lecz - zdaniem wielu - nie na tyle, aby otrzymać takie wyróżnienie.

Oprócz Lavender, ciężko wyobrazić sobie team spod Wawelu bez Allie Quigley i Courtney Vandersloot. Zatrzymanie tych trzech zawodniczek powinno stanowić priorytet, jeśli chodzi o kompletowanie składu na przyszły sezon, o ile... działacze Wisły nie znajdą lepszych. O to jednak będzie bardzo ciężko, jeśli budżet pozostanie na podobnym poziomie. Również pozostałym zagranicznym niewiele można zarzucić, a lepsze od nich europejskie koszykarki są na ogół też droższe. Natomiast odnośnie rodzimych zawodniczek, problemem jest bardzo skromna ilość takich, które zapewniłyby odpowiedni poziom na euroligowych parkietach. Po zapowiedzi zakończenia kariery przez Agnieszkę Bibrzycką, jedyną, która daje taką gwarancję, jest Ewelina Kobryn, ale jej ewentualny powrót do Krakowa to duża niewiadoma.

Niezwykle istotną kwestię stanowi osoba trenera. Trudno powiedzieć, czy Svitek otrzyma możliwość prowadzenia Wisły Can-Pack także w sezonie 2015/2016. Niby zrobił swoje - drużyna w bardzo dobrym stylu obroniła mistrzowski tytuł, na co wskazuje znakomity bilans w TBLK: 30-1. Jednak czy to wystarczy? Dużą rolę w tych rozważaniach może odegrać brak awansu do fazy play-off Euroligi, choć warto zauważyć, że z "wiślackiej" grupy w komplecie wywodzili się medaliści tych rozgrywek, co świadczy o niezwykle silnej konkurencji. Gdyby już miało dojść do zmiany na tym stanowisku, istotna byłaby jednak alternatywa - kto w zamian?

Pierwsze decyzje personalne poznamy zapewne na początku maja, a start ligowych zmagań w nowym sezonie nastąpi najprawdopodobniej pod koniec września. Do tego czasu kibice "Białej Gwiazdy" mają pełne prawo być dumni z postawy swoich pupilek w TBLK.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz